Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kto psuje postępowania IPN?

Treść

W Polsce brakuje politycznej woli, by rozliczyć osoby odpowiedzialne za liczne zbrodnie okresu komunizmu. To powoduje, że kolejni oprawcy umykają sprawiedliwości. Tak stało się m.in. w przypadku wojskowej prokurator Heleny Wolińskiej-Brus (właśc. Fejga Danielak), współodpowiedzialnej za mord sądowy na gen. Emilu Auguście Fieldorfie "Nilu", która zmarła, zanim postawiono ją przed sądem. Za tę małą skuteczność w rozliczaniu oprawców nie można winić Instytutu Pamięci Narodowej. Odpowiedzialnych trzeba raczej szukać wśród "politycznych opiekunów", którzy jak dotąd skutecznie odwlekają procesy lustracyjne i dekomunizacyjne.

Zdaniem senatora Piotra Łukasza Andrzejewskiego (PiS), prawnika konstytucjonalisty, wykonywanie zadań powierzonych Instytutowi Pamięci Narodowej należy ocenić pozytywnie. - Uprawnienia prokuratorskie IPN w mojej ocenie są pełnione w sposób wystarczający, na miarę posiadanych środków i możliwości Instytutu - podkreślił w rozmowie z "Naszym Dziennikiem". W jego ocenie fakt umykania przestępców komunistycznych przed sprawiedliwością nie leży po stronie IPN, lecz po stronie procedur, które Instytut właściwie rozpoczyna, a które następnie toną w inercji ich wykonawców. - To nie jest rzeczą IPN, to sprawa funkcjonowania administracji rządowej, prokuratur, sądów, obiegu dokumentów. Wydaje się, że trzeba przyjrzeć się, jak struktura państwa, realizująca dalsze etapy postępowań zainicjowanych przez IPN, działa. Wydaje mi się, że nie można tutaj mówić o opieszałości IPN. Owszem, można mówić o skierowaniu dodatkowych środków, dodatkowych etatów dla Instytutu - gdyby była taka wola polityczna - na przyspieszenie jego działań, ale na pewno nie można tutaj obciążać winą IPN - dodał.
Także w ocenie sędziego Bogusława Nizieńskiego, byłego rzecznika interesu publicznego, za obecny stan rzeczy nie można winić IPN. Sędzia wskazał na brak woli politycznej do ukarania oprawców z czasów funkcjonowania systemu komunistycznego. - Oni mają zbyt wielu opiekunów w kręgach polityków, którzy nie dopuścili do tego, ażeby można było zwalczyć tę hydrę, osądzić tych, którzy dopuścili się tylu zbrodni w okresie PRL - podkreślił w rozmowie z nami.
Tymczasem krytykowany jest tylko IPN, i to zarówno za swą działalność o charakterze dokumentacyjnym, jak i jako Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. - W III Rzeczypospolitej układ okrągłostołowy czuje się zagrożony prawdą, która kole w oczy. To, co dziś się dzieje, przybiera charakter histeryczny - ocenił senator Piotr Andrzejewski. Jak zauważył, nie wolno zapominać, że działalność Instytutu dotyczy treści dokumentów i tylko pośrednio tego, co w tych dokumentach jest o danych osobach. - Te osoby mają wszelkie prawa, żeby zanegować zawartość tych dokumentów. Nie można fałszować ani przemilczać ich treści, bo właśnie wówczas IPN nie wypełniłby obowiązków na niego nałożonych przez ustawę - podkreślił.
Ataki na Instytut, w ocenie senatora Andrzejewskiego, pokazują, że ci, którzy mają coś na sumieniu, w tej chwili czują się bardzo zaniepokojeni. - A jak mówi przysłowie: "Uderz w stół, a nożyce się odezwą" - zauważył. Zdaniem Andrzejewskiego, obecnie IPN jest jedyną instytucją, która potrafi weryfikować i ujawniać treść dokumentów, zwłaszcza przy "meandrach, kamuflażu i praktycznie zaciemnieniu samej lustracji". Jak dodał, uniemożliwienie lustracji oznacza "pozostawienie nas w rękach tych, którzy kierowali aktami i sporządzali je". - Dlatego godność i rozwaga, i odporność prezesa IPN zasługują na uznanie tych, którzy chcieliby, aby to prawda funkcjonowała w naszym życiu, a nie manipulacja polityczna - dodał.
Marcin Austyn
"Nasz Dziennik" 2009-04-03

Autor: wa