Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ks. dr M. Wójcik: Powrót lekcji religii do szkół stał się solą w oku nie tylko „Gazety Wyborczej”, ale tych środowisk lewicowo-liberalnych, którym w ogóle nie zależy na wychowaniu dzieci

Treść

Powrót lekcji religii do szkół stał się solą w oku nie tylko „Gazety Wyborczej”, ale tych środowisk lewicowo-liberalnych, którym w ogóle nie zależy na wychowaniu dzieci – powiedział ks. dr Mateusz Wójcik, autor monografii naukowej „Nauczanie religii rzymskokatolickiej w polskiej szkole w świetle artykułów prasowych» Gazety Wyborczej« z lat 1990-2019”, w programie „Rozmowy niedokończone” na antenie TV Trwam. Zwrócił uwagę, że gdyby naprawdę ludziom ze środowisk lewicowo-liberalnych zależało na tym, żeby wychowanie w szkole miało swoją wartość, to robiliby kampanię na rzecz etyki, a tutaj ciągle pokazywano, że jest słaby dostęp do etyki, a na lekcje religii chodzi tyle osób.

Jak przypomniał gość programu, „Gazeta Wyborcza” powstała w 1989 roku na skutek przemian solidarnościowych i miała być ona głosem wolnych Polaków, ale niestety przybrała liberalno-lewicowy kierunek. Tymczasem 1 września 1990 roku do szkół powróciły lekcje religii. Duchowny wyjaśnił, że dzieje powrotu religii do szkoły i „Gazety Wyborczej” niemal stykają się w jednym punkcie.

„Gazeta Wyborcza” patrzy na nauczanie religii od momentu jej powrotu do szkół. To spojrzenie jest bardzo ciekawe, bo po tych trzydziestu latach, które analizowałem, dokładnie przyglądając wszystkie numery wydań zarówno ogólnopolskich, jak i lokalnych, niestety jest jednostronne. Takim obrazem nauczania religii w szkole byli karmieni czytelnicy od 1990 do 2019 roku. Jednak po 2019 roku to się nie skończyło, bo „Gazeta Wyborcza” dalej jest w natarciu i dalej bardziej „dba” o nauczanie religii niż wszystkie wydziały katechetyczne czy nawet Konferencja Episkopatu Polski, a nawet Komisja Wychowania Katolickiego – podkreślił ks. dr Mateusz Wójcik.

Duchowny zwrócił uwagę, jaki obraz wyłania się z artykułów tej lewicowo-liberalnej prasy.

Gdybyśmy popatrzyli tylko na obraz, który kreuje „Gazeta Wyborcza”, to moglibyśmy powiedzieć, że tak naprawdę ona oscyluje wokół czternastu tematów, gdzie najbardziej popularną wizją jest to, że nauczyciele religii, katecheci są niewykwalifikowani, zalęknieni i są osamotnionymi nauczycielami. Potem „Gazeta Wyborcza” wykazuje rzekomo niską skuteczność nauczania religii. Od samego początku kreuje obraz, że w szkole będzie przekleństwo i nietolerancja, dokona się klerykalizacja i indoktrynacja szkół – wyjaśnił.

Dodał, że w założeniu „Gazety Wyborczej” szkoła powinna być świecka.

Przy czym takie pojęcie w prawodawstwie nie występuje. Ludzie dziś posługują się pojęciem świeckiej szkoły, ale w aktualnie obowiązującym prawodawstwie nie ma czegoś takiego, jak świecka szkoła. Jest tylko publiczna lub prywatna. Jeśli wprowadzamy pojęcie, a w prawodawstwie go nie ma, to znaczy, że chcemy, by myślano, że jest – zaznaczył.

Kapłan zauważył, iż późniejszych latach przedstawiano katechetów jako aferzystów.

Pokazywano, że uczniowie nie mają w ogóle możliwości zrezygnowania z katechezy. Chciano publikować takie artykuły i publikowano o uczniach, którzy masowo odchodzą z religii. „Gazeta Wyborcza” szukała takiej klasy, która w całości zrezygnowałaby z katechezy – dodał.

Ks. dr Mateusz Wójcik zwrócił uwagę, że spośród sześciu tysięcy artykułów, które przeanalizował, tylko osiem procent jest pozytywnym spojrzeniem na nauczanie religii.

Wśród tych ośmiu procent najlepsze artykuły to są apologetyczne artykuły pisane przez księży, którzy jeszcze na początku lat 90. próbowali bronić powrotu nauczania religii do szkół, ale potem konsekwentnie tych księży już nie dawano na łamy „Gazety Wyborczej”, a ekspertami stawali się byli katecheci, ci, którzy zrezygnowali z lekcji religii albo oburzeni rodzice, którym coś nie odpowiadało w nauczaniu religii w szkole i taką wersję podawano czytelnikom – akcentował.

Kapłan zauważył, iż gazeta lansowała świeckość szkoły jako antidotum na nauczanie religii w szkole.

Od początku kształtowało się to bardzo delikatnie. Najpierw chciano pokazać, że są biedne dzieci, które niestety z tego powodu, iż jest religia w szkole i jest ona w środku zajęć, to mają okienko wolne i muszą iść do biblioteki czy na świetlice, więc próbowano wypchnąć religię na pierwszą bądź ostatnią godzinę, gdzie nawet nie było takiego zarządzenia. Potem zaczynały się kolejne etapy, tzn. nagle okazywało się, że w szkole nie mogą wisieć krzyże. Następnie „Gazeta Wyborcza” szukała takich szkół, gdzie krzyże były zdejmowane, nakręcając w ten sposób swego rodzaju telenowelę o tym, iż w jednej szkole uczniowie przyszli i poprosili o zdjęcie krzyża. Opisywano tę sytuację w taki sposób, by w innych szkołach pojawiały się kolejne tego typu praktyki. Następnie opisywano to w ten sposób, jakoby wszystkie szkoły ściągały krzyże ze ścian – wyjaśnił duchowny.

Gość TV Trwam zwróciłuwagę, że powrót lekcji religii stał się solą w oku nie tylko „Gazety Wyborczej”, ale tych środowisk lewicowo-liberalnych, którym w ogóle nie zależy na wychowaniu dzieci.

Proszę mi powiedzieć, który inny przedmiot ma tak silne oddziaływanie wychowawcze, mówi o wartościach, który z przedmiotów w szkole mówi o tym, co jest dobre, a ca złe. Oczywiście ktoś powie, że nie chce chodzić na lekcje religii, bo to jest lekcja religii katolicka. Od trzydziestu lat (oczywiście na początku było to trochę utrudnione) był dostęp do etyki. Gdyby naprawdę ludziom ze środowisk lewicowo-liberalnych zależało na tym, żeby wychowanie w szkole miało swoją wartość, to robiliby kampanię na rzecz etyki, a tutaj ciągle pokazywano, że jest słaby dostęp do etyki, a na lekcje religii chodzi tyle osób (…). Dziś w Polsce mamy najbardziej liberalny system nauczania religii w szkole – mamy religię, etykę albo nic. Dzisiaj wielu rodziców i dzieci wybiera to „nic”. Bałbym się tych rodziców i dzieci, które nie chcą być wychowywane do jakichkolwiek wartości, bo takie wartości, jak miłość, dobro, prawda, piękno, które oferuje nauczanie religii w szkole, są wartościami ponadreligijnymi – wskazał.

„Gazeta Wyborcza” na pewno będzie skupiała się na realizacji rozporządzenia, które zostało wprowadzone. Zobaczymy, jakie będą dzieje tego rozporządzenia, natomiast na pewno będzie szczegółowo badana frekwencja na lekcjach religii – dodał.

Kapłan zwrócił uwagę, iż ta sytuacja została świetnie przygotowana.

Minister edukacji narodowej w dniu zaprzysiężenia rządu mówi o nauczaniu religii w szkole, to znaczy, że ta religia w szkole jawi się arcyważnym tematem, na którym ona będzie się chciała skupić. Tutaj trzeba podziękować pani minister za to, że chce się zająć religią, ale nie wiem, czy nauczanie religii w szkle to jest największy problem, z jakim mamy dzisiaj do czynienia w edukacji. Jeżeli to nie jest największy problem, to jest w tym momencie jakieś zacietrzewienie, jakaś „sól w oku” albo coś, co stanowi duży wyraz rezonowania sumienia albo wyrzutu sumienia, albo coś, co ewidentnie przeszkadza w nauczaniu szkolnym, dlatego trzeba się tego nauczania pozbyć – wyjaśnił.

radiomaryja.pl

źródło: radiomaryja.pl, 25 sierpnia 2024

Autor: dj