Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kryzys pod europejskim dywanem

Treść

Zdjęcie: ALEXANDROS AVRAMIDIS/ Reuters

Agencja ratingowa Fitch podniosła ocenę wiarygodności kredytowej Grecji o jeden stopień, z B- do B. Firma uzasadniła swoją decyzję postępami kraju w redukcji zadłużenia i osiągnięciem tzw. pierwotnej nadwyżki budżetowej. O pokonaniu kryzysu finansowego w strefie euro coraz częściej wspominają też politycy, dziennikarze i ekonomiści. Czy wielcy mistrzowie europejskiej demokracji nie zorientowali się, że zadłużenie zarówno Grecji, jak i innych państw naszego kontynentu systematycznie wzrasta?

Przez kilka lat cały świat straszony był malutkim krajem z południa Europy. Medialne autorytety ekonomiczne opowiadały z jednej strony o nadchodzącym bankructwie Greków, a z drugiej o działaniach przywódców Unii Europejskiej, którzy w czasie wielogodzinnych narad ratowali kontynent przed skutkami greckiej katastrofy.

Czarna owca Europy

Co złego zrobiła Grecja? To samo, co robiły inne kraje Unii Europejskiej. Zadłużała się. Od kilkudziesięciu lat wydatki budżetowe były tam większe od przychodów! Dla pokrycia zadłużenia emitowane były obligacje państwowe o coraz większej wartości. Z nowych kredytów spłacany był pożyczony wcześniej kapitał i odsetki. Wartość sprzedawanych obligacji była coraz większa, przez co w kasie państwa nie brakowało pieniędzy na bieżące wydatki. A dług – tak jak w całej Europie – narastał, aż w 2008 roku osiągnął wartość 120 proc. produktu krajowego brutto.

Ateny z dnia na dzień stały się światowym symbolem kryzysu finansowego. Dlaczego akurat Grecy zasłużyli sobie na tak złą sławę? Pech mieszkańców małego śródziemnomorskiego kraju polegał na tym, że ich państwo utraciło zdolność do obsługi własnego zadłużenia wcześniej niż inne kraje Unii. Finansowi eksperci mogli skoncentrować się na krytyce Grecji, jakby nie zdawali sobie sprawy z tego, że nominalne zadłużenie wielu innych państw strefy euro jest znacznie większe! Hiszpania, Włochy, Wielka Brytania, Niemcy… Dług publiczny liczony w bilionach euro to problem nieporównywalny ze skromnymi greckimi miliardami.

Przypływ optymizmu

Mimo rosnącego zadłużenia Europy, w ostatnich dwóch latach, demokratyczni władcy naszego kontynentu próbują przekonać swoich poddanych, że UE poradziła sobie z kryzysem. Przekazanie 700 mld euro na wsparcie banków, które posiadały obligacje zagrożonych bankructwem państw strefy euro, przedstawiane jest jako operacja, która uchroniła Europę przed katastrofą. Pozytywny obraz sytuacji gospodarczej na naszym kontynencie wzmocniło też przyjazne wobec dłużników zachowanie rynków finansowych. Niespodziewanie banki i instytucje finansowe przestały obawiać się niewypłacalności państw południa Europy i znów chętnie udzielały im nowych pożyczek na korzystniejszych niż dotąd warunkach.

Na fali optymizmu coraz lepiej oceniane są także perspektywy gospodarcze Grecji. „Grecja zasłużyła na poprawę ratingu dzięki osiągnięciu pierwotnej nadwyżki budżetowej (bez kosztów obsługi długu publicznego) oraz dzięki niezwykłym postępom w redukcji zadłużenia w ciągu ostatnich czterech lat – uzasadniła zmianę swoich ocen agencja ratingowa Fitch. Entuzjazm płynący z komunikatów medialnych autorytetów byłby uzasadniony, gdyby nie to, że za opowieściami o ”postępach w redukcji zadłużenia„ kryje się… systematyczny WZROST zadłużenia.

W ostatnim czasie Międzynarodowy Fundusz Walutowy odblokował wartą 3,4 mld euro kolejną transzę kredytu pomocowego dla Grecji, przypominając, że w budżecie kraju odnotowano w 2013 roku pierwotną nadwyżkę w wysokości 1,5 mld euro, tj. 0,8 proc. PKB. Jednak pomimo tego wyniku dług publiczny Grecji po raz kolejny wzrósł o ponad 20 mld euro! Tryskających optymizmem ekspertów finansowych nie niepokoją rosnące wydatki Greków z tytułu odsetek od długu i kosztów wsparcia systemu bankowego. A w kolejnych latach odsetki będą coraz wyższe…

Mieszkańcy Hellady zdali już sobie sprawę z faktu, że ani wielka ”pomoc„ kredytowa międzynarodowych instytucji finansowych, ani nawet najbardziej rygorystyczne zaciskanie pasa nie uratują ich przed spiralą zadłużenia. Nic więc dziwnego, że w wyborach do Parlamentu Europejskiego w Grecji wygrała skrajnie lewicowa koalicja SYRIZA, która sprzeciwia się dalszej realizacji programu radykalnych oszczędności, narzuconych krajowi przez zagranicznych pożyczkodawców.

”Eurosukces„ w liczbach

W 2008 r. wartość greckiego długu wynosiła 120 proc. PKB kraju. W końcu 2013 r. – po pięciu latach zaciskania pasa połączonego z przyjmowaniem międzynarodowej pomocy – dług publiczny wzrósł do 175,1 proc. PKB. Niewiele lepsza jest też sytuacja finansowa kilku innych krajów strefy euro. Dla przykładu, zadłużenie Włoch osiągnęło wartość 132,6 proc. PKB (106 proc. w 2008 r.), Portugalii 129 proc. (66 proc. w 2008 r.), Irlandii 123,7 proc. (43 proc. w 2008 r.), a Cypru 111,7 proc. (49 proc. w 2008 r.). Wymienione kraje nie są już w stanie powstrzymać dalszego wzrostu wartości swojego długu. Ich dalsze funkcjonowanie uzależnione jest od dobrej woli instytucji finansowych udzielających im kolejnych kredytów.

Bankructwo UE?

Jak długo zamiatanie pod dywan coraz większych długów – praktykowane przez zgodny zespół polityków i bankierów – ratować może kraje UE przed bankructwem? Najprawdopodobniej do czasu, gdy rynki finansowe znów ”przypomną sobie„, że ich klienci – kredytobiorcy, są niewypłacalni. Na razie demokratyczni władcy naszego kontynentu robią wrażenie, jakby nie zdawali sobie sprawy z nadchodzącej katastrofy. Zapisują na swoich kontach kolejne biliony euro – przelewane z budżetów unijnych państw – i zapewniają, że cieszą się z nieustających ”postępów w redukcji zadłużenia„.

Piotr Tomczyk
Nasz Dziennik, 16 czerwca 2014

Autor: mj