Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kryzys dopiero do nas przyjdzie?

Treść

Upadek przed rokiem banku Lehman Brothers to symboliczny początek światowego kryzysu, z którym - wedle naszego rządu - Polska radzi sobie dość dobrze. Ale ekonomiści ostrzegają, że prawdziwe wyzwania i problemy są dopiero przed nami. Najpoważniejsze to, jak zmniejszyć 50-miliardową lukę w przyszłorocznym budżecie. Zdaniem ekspertów, należy zacząć od usprawnienia systemu podatkowego i ściągalności podatków. Wyzbywanie się majątku państwowego, który przynosi dochody do budżetu, to nonsens. W dodatku grozi nam w przyszłości np. znacznym wzrostem cen energii.

Informacja rządu o planowanym na przyszły rok deficycie budżetowym w wysokości ponad 52 mld zł całkowicie zaskoczyła większość ekonomistów. Wysoki deficyt to konieczność zwiększonej emisji obligacji skarbowych. Koszt ich obsługi w przyszłym roku ma wynieść 35 mld zł, a przecież budżet powinien mieć też środki na prowadzenie aktywnej polityki gospodarczej. Nadmiar obligacji to także mniej kredytów dla przedsiębiorstw, bo banki zamiast ryzykować, lokują środki w bezpieczne papiery gwarantowane przez państwo. Propozycja częściowego zapchania luki w budżecie przychodami z prywatyzacji strategicznych spółek Skarbu Państwa przez większość ekonomistów oceniana jest jako nierealna, a w dłuższej perspektywie - szkodliwa. Rząd planuje w przyszłym roku osiągnąć ze sprzedaży majątku państwowego nawet ponad 28 mld złotych. Do prywatyzacji przeznaczono m.in. koncerny energetyczne. - W pierwszym rzędzie rząd powinien zająć się usprawnieniem systemu podatkowego i ściągalności podatków, a dopiero w dalszej kolejności rozważać inne sposoby zatkania dziury w budżecie - podkreśla prof. Jerzy Żyżyński z Uniwersytetu Warszawskiego. - Aż 60 tysięcy firm w Polsce wykazuje deficyt zamiast dochodu lub ma dochody bliskie zeru - dodaje prof. Andrzej Kaźmierczak z warszawskiej SGH. - Po co więc funkcjonują? Widocznie im się opłaca. Tak sporządzają bilanse, aby nie wykazać zysku - twierdzi ekonomista.
W Polsce dochody budżetowe z podatku od dochodów osobistych (PIT) są dwa razy większe niż dochody z podatków od firm (CIT). Jest to sytuacja nienormalna. Oznacza, że całą machinę polskiego państwa utrzymuje na barkach zwykły, niezamożny podatnik, zatrudniony na umowie o pracę, podczas gdy podmioty gospodarcze, w tym zagraniczne, bogacą się kosztem budżetu.
Na dodatek część ukrytych przed fiskusem zysków wypływa z kraju. - Przedsiębiorstwa i banki zagraniczne transferują zyski za granicę przy pomocy różnych mechanizmów, a celują w tym hipermarkety, które sprowadzają zagraniczne towary po zawyżonych cenach, tzw. cenach transferowych, ukrywając w ten sposób transfery finansowe - wyjaśnia prof. Kaźmierczak. Poważnym problemem jest zwłaszcza wyprowadzanie pieniędzy do rajów podatkowych. - Takie przepływy powinny być opodatkowane, bo z rajami nie wiążą nas żadne umowy o zakazie podwójnego opodatkowania. Niedawno Węgry wprowadziły taki podatek - dodaje.
Ekonomiści, z którymi rozmawialiśmy, nie wykluczają, iż w obecnej sytuacji zajdzie konieczność podwyższenia niektórych podatków, natomiast negatywnie zapatrują się na rządowe plany pospiesznej prywatyzacji pod potrzeby budżetu.
- KGHM, GPW, koncerny energetyczne to dochodowe firmy. Sprzedając je, zyskamy jednorazowy dochód, ale stracimy wielkie dochody w przyszłości - komentuje prof. Kaźmierczak. Jego zdaniem, jeśli energetykę przejmą zagraniczne firmy, to stworzą na rynku oligopol, co skończy się wysoką podwyżką cen energii dla odbiorców indywidualnych i przedsiębiorstw. Rząd planuje w niedługim czasie uwolnić ceny energii, które dotychczas miały charakter cen regulowanych.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2009-09-16

Autor: wa