Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kryptoreklama "Gazety Wyborczej" w podręcznikach

Treść

Ćwiczenie z ortografii w klasie czwartej szkoły podstawowej, dotyczące zasad pisowni wielkich i małych liter. Zadanie jest proste: spośród wymienionych tytułów uczeń ma wybrać te, w których oba człony pisze się wielką literą. Jakie pozycje ma do wyboru dziesięciolatek? "Wally poznaje świat", "Mama, tata, komputer i ja", "Kubuś Puchatek", "Wiedza i Życie" oraz... "Gazeta Wyborcza". Z jakiego powodu autorzy podręcznika dokonali akurat takiego wyboru?

Chodzi o zeszyt ćwiczeń z języka polskiego do klasy czwartej z serii "Między nami" autorstwa Agnieszki Łuczak i Anny Murdzek, wydany przez Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe. Zwykłe zadanie ortograficzne. Ale czy na pewno? W opinii prof. Piotra Jaroszyńskiego, kierownika Katedry Filozofii Kultury Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, nie ma tutaj mowy o przypadku. - Moim zdaniem, jest to celowe utrwalanie w świadomości, a raczej podświadomości dzieci, że jeśli gazeta - to "Wyborcza" - uważa. - Ponieważ są to dzieci, to tego typu indoktrynacja będzie miała długofalowe skutki, bo to nawet nie chodzi o to, że dzieci teraz będą sięgać po tę gazetę, ale że gdy będą starsze, to ta gazeta wyda im się jakaś swojska, skądś znana i bliska. Taki właśnie będzie efekt tej podprogowej indoktrynacji. W sumie uważam, że jest to niedopuszczalne i powinno spotkać się ze zdecydowaną krytyką ze strony Ministerstwa Edukacji Narodowej - kategorycznie stwierdza prof. Jaroszyński. I dodaje, że dzieci i młodzież są odbiorcami bezbronnymi, którzy nie mają wystarczająco dużo doświadczenia, by rozpoznać zło, jakie może grozić im ze strony świata dorosłych. - Dlatego dziecko z ufnością patrzy najpierw na rodziców, a potem na nauczycieli. Takiego zaufania zawieść nie wolno. Uprawianie kryptoreklamy w podręcznikach szkolnych jest właśnie nadużyciem zaufania, które musi być zdecydowanie potępione - podkreśla prof. Jaroszyński. Podobnie uważa medioznawca dr Hanna Karp. - Jeżeli nie ma żadnych innych tytułów z kategorii "dzienniki", to zgadzam się z tym, że nawet jeśli wydawca nie miał tego zamiaru, to jednak faktem jest, iż skutek jest właśnie taki, że dziecko od najmłodszych lat w świadomości ma mieć wdrukowaną "GW" - przekonuje dr Karp. - Musimy pamiętać, że są to ćwiczenia i podręcznik do klasy czwartej, a to jest jeszcze ten czas, kiedy dziecko wszystko bardzo chłonie, i to są pierwsze takie najgłębsze "wdrukowania" w jego pamięć - uczula rodziców i nauczycieli.
Podręczniki dopuszcza do użytku szkolnego Ministerstwo Edukacji Narodowej. Zdaniem resortu, wszelkie ewentualne pytania o motywy wykorzystania w treści konkretnych tytułów prasowych należy kierować do wydawcy zeszytu ćwiczeń, "niemniej wydaje się, że podanie określonych nazw prasowych nie ma znaczenia z punktu widzenia uczenia się przez dzieci pisania małą i dużą literą" - czytamy w odpowiedzi ministerstwa. Resort odsyła nas także do ustawy Karta Nauczyciela, zgodnie z którą niemal cała odpowiedzialność za przekazywane w szkole treści spada na nauczyciela danego przedmiotu: "Nauczyciel w realizacji programu nauczania ma prawo do swobody stosowania takich metod nauczania i wychowania, jakie uważa za najwłaściwsze spośród uznanych przez współczesne nauki pedagogiczne, oraz do wyboru spośród zatwierdzonych do użytku szkolnego podręczników i innych pomocy naukowych". Według MEN, wszystkie podręczniki są bardzo drobiazgowo sprawdzane. - Minister edukacji dopuszcza do użytku szkolnego wyłącznie podręczniki szkolne na podstawie opinii rzeczoznawców, którzy oceniają ich treść pod względem merytorycznym, dydaktycznym i językowym. W tym wypadku nie dopatrzono się uchybień - informuje biuro prasowe MEN, dodając ponadto, że wybór zeszytu ćwiczeń zależy wyłącznie od nauczyciela, który realizuje konkretny program.
Z opinią resortu polemizuje prof. Piotr Jaroszyński. Według niego, MEN ma obowiązek natychmiast reagować na wszelkie przejawy manipulacji stosowane wobec uczniów. - Uważam, że właśnie teraz trzeba zrobić dużo szumu, aby uświadomić rodzicom i nauczycielom, jak daleko sięgają macki niektórych środowisk, które chcą sprawować rząd dusz nad Polską, zaczynając od najmłodszych dzieci - podkreśla Jaroszyński.
A co na to wydawca podręcznika, Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe? Zastępca redaktora naczelnego Izabela Jakul unika zdecydowanych odpowiedzi na zadane przez nas pytania i bagatelizuje sprawę, tłumacząc, że do tego ćwiczenia potrzebne były tytuły co najmniej dwuwyrazowe. Ponadto, według wydawcy, ćwiczenie ortograficzne ze strony 114 naszego zeszytu ćwiczeń dotyczy pisowni tytułów czasopism, a nie ich treści.
Tego typu argumenty nie przekonują dr Barbary Kiereś, pedagoga z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. - Jest to smutne i musi wzbudzić refleksję, w jaki sposób próbuje się utrwalić w młodym człowieku pewne wybory i styl myślenia - zwraca uwagę dr Kiereś. Niby rzecz banalna, ale nieuniknione jest pytanie, dlaczego akurat ten tytuł i po co - przecież są inne tytuły. Kryje się za tym wyraźne oczekiwanie, tak więc trzeba to traktować jako nachalną manipulację dzieckiem. Takie działania - niby mieszczące się w granicach przyzwoitości - są jednak z jednej strony śmieszne przez swą czytelność i natarczywość, a z drugiej - budzą gorzką refleksję, że sięga się po tak prymitywne środki reklamy. Kierowanie takiej reklamy - bo jest to reklama - do dziecka to przykład ewidentnej manipulacji korzystającej z niedojrzałości dziecka i z jego związanej z tym bezbronności. Za takim działaniem mogą przyjść następne i wtedy siła oddziaływania będzie rzeczywiście determinująca wybory i myślenie dziecka - konkluduje. Na pytanie, czy dopuściłaby taki podręcznik do użytku w szkołach, zdecydowanie zaprzecza. - Absolutnie nie, bo jest on już pewnym sygnałem, że może wejść w program nauczania manipulacja dzieckiem - alarmuje dr Kiereś.
W podręczniku dla IV klasy tych samych autorek cytowana jest też rozmowa z dwoma polarnikami z "Magazynu" "Gazety Wyborczej".
Maria S. Jasita
"Nasz Dziennik" 2008-12-27

Autor: wa