Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Krakowskie Błonia zapłakały

Treść

Nieprzebrana rzeka tysięcy Polaków ciągnęła wczoraj niestrudzenie od wczesnego ranka na krakowskie Błonia. Wszyscy chcieli wziąć udział w ceremonii pogrzebowej Pary Prezydenckiej.
Wśród nich byli zarówno ci, którym nie udało się zdobyć wejściówki na Rynek, jak i ci, którzy właśnie w tym niezwykłym miejscu postanowili pożegnać prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i jego małżonkę Marię Mackiewicz-Kaczyńską. Ogromna większość z nich Błonia kojarzyła i nadal kojarzy z umiłowanym Janem Pawłem II. To tu, na największej miejskiej łące Europy Papież Polak odprawiał Msze Święte dla wielomilionowych rzesz ludzi. To tu pięć lat temu przyszło kilkaset tysięcy żałobników, by żegnać ukochanego Ojca Świętego. Wtedy Błonia płakały. Płakały i wczoraj.
Pani Maria z Krakowa, która przyszła na Błonia wraz z mężem i półtorarocznym synkiem, nawet się nie zastanawiała, dlaczego wybrała właśnie to miejsce. - Z potrzeby serca - mówi. - Wybór Błoń był czymś oczywistym. Odkąd pamiętam, gromadziły one krakowian na najważniejszych uroczystościach, stały się symbolem zjednoczenia i jedynej w swoim rodzaju wspólnoty - dodaje. Ostatni tydzień wspomina jako trudny i bolesny. - Żyliśmy w domu praktycznie tylko tym tematem, wszystko inne zeszło na dalszy plan. Ta tragedia miała dla nas dwa wymiary. Jeden - czysto ludzki, uświadamiający, że życie jest kruche i tak naprawdę niewiele od nas zależy, a drugi - państwowy. Odeszli przecież wielcy i ważni ludzie, których z dnia na dzień nie da się zastąpić. Niektórych w ogóle. Bez względu na różnice polityczne i podziały, wśród których żyliśmy na co dzień, ta tragedia zjednoczyła nas wszystkich. Lech Kaczyński walczył o pamięć o Katyniu i my o tym nie zapomnimy. Na pewno - dodaje. Pan Jacek na Błonia przyjechał z Brzeska. Chciał tu być, bo zawsze kojarzyły mu się one z najważniejszymi chwilami w dziejach Ojczyzny. - Ta ogromna przestrzeń wypełniona rzeszami ludzi zawsze wydawała mi się czymś niezwykłym, jedynym, niepowtarzalnym. Teraz też chciałem tu być, razem z rodakami przeżywać żałobę po stracie prezydenta, jego żony. Ostatni tydzień zapamiętam na całe życie - przyznaje. Czekający na rozpoczęcie uroczystości ludzie dużo dyskutowali na temat wielkich nieobecnych, czyli prezydentów, premierów, koronowanych głów, którzy z powodu wulkanicznego pyłu unoszącego się nad Europą odwołali swój przylot do Krakowa. - Jest mi z tego powodu przykro, ale do nikogo nie mam pretensji i żalu, bo techniki nie da się przeskoczyć. Z drugiej strony żegnamy Parę Prezydencką my, rodacy, i to jest chyba najważniejsze. Te rzesze w Warszawie i Krakowie Lechowi Kaczyńskiemu były przecież najbliższe - mówi pan Jacek.
Na krakowskie Błonia przyszło wielu przyjaciół prezydenta z "Solidarności". Krzysztof Gajda z Komisji Zakładowej Stoczni Północnej w Gdańsku wyjechał z rodzinnego miasta o pierwszej w nocy z piątku na sobotę. Wcześniej pożegnał Lecha Kaczyńskiego w Warszawie, wczoraj zawitał do niegdysiejszej stolicy. - To był mój, nasz obowiązek. Razem walczyliśmy o wolną Polskę, a kiedy już ją wywalczyliśmy, prezydent pozostał wierny dawnym ideałom. Nie odwrócił się od starych współpracowników, od prostych ludzi. Za to chcieliśmy mu podziękować - powiedział. - Wawel? Nie ma nawet dyskusji, to jego miejsce, należne mu - dodał.
Prezydencką Parę żegnali również przedstawiciele NSZZ "Solidarność" z Wielunia. Józef Olczak wraz z siostrą Marią Danutą Majos i najbliższymi w sobotę byli także w Warszawie, wczoraj zawitali na Błonia. - To była potrzeba serca. Cała Polska gromadziła się przed laty na Błoniach, by z uwagą wsłuchiwać się w papieskie słowa, potem żegnała go odchodzącego do Domu Ojca. Teraz żegna prezydenta i jego żonę. Co tu można więcej powiedzieć, nasza babcia często mówiła, że czasem trzeba zamknąć oczy jednym, by otworzyć je drugim. Myślę, że dziś te słowa nabrały znowu aktualności - przyznała pani Maria. - Przyjechaliśmy tu złożyć hołd bohaterom. Ostatniego tygodnia nigdy nie zapomnimy, z domu wychodziliśmy tylko po to, by nie płakać - dodał pan Józef.
W samo południe rozpoczęła się uroczysta Msza św., której przewodniczył ksiądz biskup Jan Szkodoń. - Modlimy się i ufamy, że to bolesne doświadczenie uleczy nas i zjednoczy. W takich chwilach możemy lepiej zrozumieć, co tak naprawdę jest w życiu ważne, uświadamiamy sobie kruchość ludzkiego żywota. (...) Niektórzy z obecnych na tej Eucharystii doskonale pamiętają słowa Jana Pawła II, który przed laty powiedział: "Musicie być mocni wiarą, nie podcinajcie korzeni, z których wyrośliście". Jestem pewien, że dziś przypomina nam je raz jeszcze z Domu Ojca, a wraz z nim wołają ci, których żegnamy - powiedział w homilii biskup Szkodoń. - Trzeba bardziej kochać i słuchać Boga niż ludzi - to też jest jedno z przesłań tragicznej śmierci Pana Prezydenta - dodał.
Lecha i Marię Kaczyńskich żegnało na Błoniach kilkadziesiąt tysięcy rodaków.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-04-19

Autor: jc