Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kraków nie zawiódł powstańców

Treść

Rozmowa z prof. ANDRZEJEM CHWALBĄ z Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego - Kraków pamięta dziś o rocznicy Powstania Warszawskiego, ale czy w sierpniu 1944 r. ten zryw był sprawą ogólnopolską, czy Kraków także nim żył? - Bez wątpienia. Wiadomości o wybuchu powstania zelektryzowały miasto. A wieści rozniosły się stosunkowo szybko - z nasłuchu, dzięki kolejarzom. Były próby pomocy - Batalion "Skała" ruszył nawet w kierunku Warszawy. To było zgodne z rozkazami Komendy Głównej Armii Krajowej i samego Bora-Komorowskiego, by koncentrować oddziały AK pod Warszawą. Niemniej Kraków żył losem powstania, tak jak cała okupowana Polska. To było wydarzenie bez precedensu w czasie wojny i okupacji. - Po upadku powstania część warszawiaków uciekła do Krakowa. Czy kiedy z ruin i piwnic dotarli pod Wawel, przeżyli szok, widząc, że życie toczy się tu niemal normalnie? - Aż takiego szoku nie było, bo i w Warszawie przed wybuchem powstania życie toczyło się podobnie. Chodziło nie tyle o tych, którzy uciekali z Warszawy, co o przesiedleńców. Niemcy po powstaniu zmusili cywilów do opuszczenia kolejnych dzielnic i stolicy w ogóle. Kierowano ich do obozów przejściowych. Część przesiedleńców trafiła do Krakowa, część zmuszono do pracy w Rzeszy. - Czy krakowanie chcieli zaangażować się w pomoc warszawiakom? - W miarę możliwości organizowano pomoc, jednak Kraków był wtedy niezwykle przeludniony. Już w 1940 r. napłynęli tu ludzie wysiedleni przez Niemców z ziem zachodnich. Dodatkowo przebywali tu mieszkańcy okolic Krakowa, np. Wadowic, wśród nich - Karol Wojtyła. Kolejne tysiące napływające z Warszawy to był naprawdę wielki problem. - Oznaczał dodatkowe obciążenie dla miasta. - Tak, ale reakcja krakowian zależała od środowiska. Inteligencja, a także np. rzemieślnicy, którzy współpracowali z kolegami po fachu z Warszawy, chętnie pomagali uciekinierom. Duże znaczenie miał apel o pomoc podziemnego wojewody i - przede wszystkim - metropolity krakowskiego. Została uruchomiona olbrzymia pomoc dla warszawiaków - np. szpitale, przytułki, schroniska. Oczywiście - jak to zwykle bywa - znaleźli się i tacy, którzy przy okazji próbowali zarobić. Ogólnie jednak Kraków nie zawiódł. Owszem, w pierwszych tygodniach, kiedy napłynęła wielka fala uchodźców, były zachowania niechętne warszawiakom. Zdarzały się nawet pretensje, że zniszczyli swoje miasto. Po wspomnianym apelu metropolity i wojewody nastąpiła zdecydowana zmiana w stosunku do "obszarpańców", którzy docierali do Krakowa z jednym tobołkiem. Wielu ludzi ruszyło sumienie - zaczęto pomagać naprawdę na wielką skalę. - Krakowianie nie obawiali się, że to oznacza dodatkowe niemieckie represje? - Obawy istniały. Niemcy zresztą za pośrednictwem gadzinowych pism, megafonów i innych środków propagandy starali się wbić klin między krakowian a warszawiaków. Straszono, usiłowano prezentować warszawiaków jak trędowatych. Istniała też obawa przed kolejnym powstaniem. Pod koniec 1944 r. część warszawiaków Niemcy wysiedlili poza Kraków, utwierdzając niektórych mieszkańców w przekonaniu, że ci ludzie mieli coś na sumieniu - myśleli o wywołaniu kolejnego powstania. - Okupant obawiał się kolejnego powstania, ale w Krakowie taki otwarty bunt właściwie nigdy nie wybuchł. - Plan powstania był przygotowany. Podawano nawet datę - najczęściej 10 października. Z tym, że formacje krakowskiej AK nie były gotowe do powstania. Miały znacznie gorsze wyposażenie niż formacje warszawskie. Z punktu widzenia militarnego nie było szansy na sukces. Czy to specyfika miasta? W 1846 r. wybuchło tu powstanie, choć nieudane. W 1918 r. rozbrajano Austriaków. Z drugiej strony, potencjał był nieporównywalny z Warszawą w czasie wojny. W Krakowie mieszkało pięć razy mniej ludzi. Tradycje też nie są bez znaczenia. Przede wszystkim jednak Warszawa była centrum Polskiego Państwa Podziemnego. Tam było wtedy serce Polski i zapadały najważniejsze decyzje. Jeśli powstanie w ramach planu "Burza" miało wybuchnąć, to przede wszystkim w Warszawie. - Zatem nie należy doszukiwać się szczególnej specyfiki miasta, wynikającej z charakteru jego mieszkańców? - Raczej nie, choć świadomość tego, że jest tu Wawel czy Sukiennice ma znaczenie. Ta świadomość nie pozwalała na łatwe podjęcie decyzji o walce. Dziedzictwo pokoleń mogło ulec zniszczeniu. - Kraków nie ma jednak powodu wstydzić się, że niezbyt zaangażował się w pomoc warszawiakom? - Nie, zwłaszcza z powodu aktywności Rady Głównej Opiekuńczej. To była rzeczywiście jedyna polska instytucja legalnie działająca, która mogła nieść pomoc rodakom. Zajmowała się opieką charytatywną, wsparciem dzieci z Warszawy, którym umożliwiano np. wyjazd do sanatoriów w Rabce. - Nie ma zatem mowy o pretensjach powstańców warszawskich do krakowian, bo takie opinie czasem się słyszy? - Po wojnie istniał sztucznie nagłaśniany antagonizm. Pokazywano rewolucyjną, postępową Warszawę i "reakcyjny" Kraków. Jako historyk zapewniam, że to nieprawda. Na miarę swych możliwości Kraków nie zawiódł. Rozmawiała: EWA ŁOSIŃSKA "Dziennik Polski" 2007-08-01

Autor: wa