Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kopacz przegrała proces ze szpitalem

Treść

Z Ministerstwem Zdrowia można wygrać. Udowodnił to dyrektor Wojewódzkiego Podkarpackiego Szpitala Psychiatrycznego im. prof. Eugeniusza Brzezickiego w Żurawicy, który oskarżył resort o niepłacenie za leczenie nieubezpieczonych pacjentów. Szpital ma nadzieję, że to nie ostatni taki sukces, bo w sądach czekają na rozpatrzenie kolejne jego roszczenia wobec Ministerstwa Zdrowia.
Spór między dyrektorem szpitala w Żurawicy a ministrem zdrowia dotyczył leczenia pacjentów nieubezpieczonych, za których szpital nie otrzymywał pieniędzy. To sprawiało, że z każdym dniem placówka, która rocznie na oddziałach psychiatrii i uzależnień od alkoholu leczy ponad cztery tysiące nowych pacjentów, coraz bardziej popadała w zadłużenie. Dyrektor szpitala Janusz Kołakowski obawiał się, że jeśli ta sytuacja będzie się pogłębiać, to pod znakiem zapytania stanie dalsze funkcjonowanie placówki i 250 miejsc pracy dla lekarzy i niższego personelu. Szpital w Żurawicy, podobnie jak wiele innych w Polsce, ma od lat problemy z otrzymywaniem wszystkich należnych pieniędzy za świadczenie usług medycznych i nieraz musiał się w tej sprawie odwoływać do sądu.
Dyrektor Kołakowski wygrał już jeden proces z resortem zdrowia, który decyzją sądu musiał zapłacić placówce 111 tys. zł za ostatni kwartał 2006 r., czyli za okres, w którym zaczęła obowiązywać ustawa o podwyżkach wynagrodzeń w ochronie zdrowia zobowiązująca szpitale do wypłaty podwyżek dla swoich pracowników. Ustawa ta określała dokładnie, jakie to mają być kwoty, zaś podstawą tego wyliczenia był kontrakt z NFZ. Zgodnie z ustawą uchwaloną przez parlament, NFZ miał zrefundować koszty podwyżek. Szpital miał też dostawać z Ministerstwa Zdrowia więcej pieniędzy za leczenie osób, które nie mają ubezpieczenia zdrowotnego. Resort jednak podwyżek nie uwzględnił i płacił po staremu. Stanowisko szpitala, który zaskarżył Ministerstwo Zdrowia, podzielił sąd. I ta wygrana sprawiła, że dyrektor Kołakowski postanowił pójść za ciosem. - Kiedy w 2008 r. wygraliśmy sprawę z Ministerstwem Zdrowia przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie, napisałem do minister Ewy Kopacz, uprzejmie dziękując za kwotę 111 tys. zł wraz z odsetkami za 2006 rok przelaną na konto szpitala. Jednocześnie poprosiłem o przelanie następnych zaległych pieniędzy, tym razem za 10 miesięcy 2007 roku. Ministerstwo odpowiedziało, że nie zapłaci tych pieniędzy, tłumacząc, iż w Polsce nie ma precedensów, a sprawa za 2006 rok była jednostkowa - wyjaśnia dyrektor Kołakowski.
W tej sytuacji trzeba było przygotować nowy pozew. Również i tym razem sąd uznał słuszność roszczeń zgłaszanych przez Janusza Kołakowskiego i zasądził wypłatę kolejnych pieniędzy szpitalowi w Żurawicy. - Tym razem jest to kwota bazowa w wysokości 307 tys. zł plus odsetki, trudno mi powiedzieć, w jakiej dokładnie wysokości. Myślę, że łącznie będzie to co najmniej 400 tys. zł - przewiduje Kołakowski.
Pieniądze w tym przypadku wypłacał nie Narodowy Fundusz Zdrowia, ale budżet państwa. Z punktu widzenia interesów resortu zdrowia i Funduszu jest to nawet wygodna sytuacja, bo wypłata należności nie obciąża budżetu NFZ przeznaczonego na finansowanie leczenia chorych, gdyż środki na realizację wyroku sądowego musi znaleźć minister finansów.
Wszystko jednak wskazuje na to, że to nie koniec walki o zaległe pieniądze, którą toczy szpital w Żurawicy. Dyrektor złożył bowiem kolejny wniosek w Sądzie Okręgowym w Rzeszowie, tym razem przeciwko NFZ jako płatnikowi o zwrot szpitalowi pieniędzy za dwa ostatnie miesiące 2007 roku i pierwszy kwartał 2008. - Pierwsza rozprawa już się odbyła, jednak bez rozstrzygnięcia, ponieważ na wniosek NFZ, który uważa się jedynie za dysponenta tymi pieniędzmi, sąd postanowił zaprosić do rozprawy jako pozwanego jeszcze Ministerstwo Zdrowia. Jak i kiedy się to rozstrzygnie, trudno powiedzieć. Będziemy walczyć o kolejne należne nam środki finansowe. NFZ i rząd muszą się wywiązywać ze swoich zobowiązań dotyczących refundacji kosztów leczenia pacjentów nieubezpieczonych. W innej sytuacji będziemy mieć do czynienia z uchwalanymi przez parlament pustymi przepisami, których nikt nie respektuje. W państwie prawa to nie do pomyślenia - argumentuje dyrektor Janusz Kołakowski.
Pieniędzy na działalność brakuje większości oddziałów psychiatrycznych w Polsce. Tymczasem ustawa o zdrowiu psychicznym mówi, że za nieubezpieczonych pacjentów leczonych psychiatrycznie oraz za koszty terapii uzależnień płaci Skarb Państwa. Dlatego w ocenie Kołakowskiego, szpitale powinny przed sądem walczyć o wypłatę zaległości. Tym bardziej że w tym roku sytuacja placówek takich jak ta w Żurawicy jest jeszcze cięższa. Jedynie w województwie mazowieckim szpitale wynegocjowały z NFZ odpowiednio wysokie kwoty pokrywające rzeczywiste koszty leczenia pacjentów psychiatrycznych. - Na Mazowszu za osobodzień szpitale będą otrzymywać około 180 zł, natomiast wszystkie inne placówki mają mniej. W przypadku naszego szpitala jest to kwota 138 zł, podczas gdy rzeczywiste koszty leczenia pacjenta, które ponosimy, sięgają właśnie około 180 złotych. Łatwo policzyć, ile pieniędzy brakuje nam dziennie na jednego pacjenta. W sytuacji, kiedy NFZ zapowiada obniżenie kontraktów na przyszły rok, takie szpitale jak nasz będą musiały albo ograniczyć drastycznie przyjęcia pacjentów psychiatrycznych (co jest nie do pomyślenia), albo się jeszcze bardziej zadłużać. To zaś stawia pod znakiem zapytania ich dalszą działalność i niewykluczone, że oznacza likwidację, co byłoby niewybaczalne - mówi Janusz Kołakowski.
Stopień zapewnienia mieszkańcom Podkarpacia opieki psychiatrycznej w szpitalach jest stosunkowo niski - na 10 tys. mieszkańców regionu statystycznie przypada zaledwie 4,6 łóżka, podczas gdy średnia w kraju to 7,2 łóżka. W regionie działa jeszcze Specjalistyczny Psychiatryczny Zespół Opieki Zdrowotnej w Jarosławiu, który wzorem szpitala w Żurawicy również walczy z Ministerstwem Zdrowia o zapłatę zaległych 150 tys. złotych.
- Decyzję o zwrocie podjął sąd pierwszej instancji, ale ministerstwo złożyło apelację i trudno powiedzieć, jak się to skończy. Liczymy na to, że podobnie jak w Żurawicy wygramy, a należne pieniądze wpłyną na nasze konto - powiedział nam zastępca dyrektora szpitala w Jarosławiu Piotr Cisek.
Jak powiedział nam poseł Czesław Hoc (PiS) z sejmowej Komisji Zdrowia, fakt, że szpitale przed sądem muszą zabiegać o to, co im się faktycznie należy, źle świadczy o resorcie zdrowia. - To nic innego, jak pokaz totalnej arogancji i pychy władzy nieliczącej się z problemami placówek zdrowotnych, które nie dość, że leczą chorych, to jeszcze muszą walczyć o pieniądze za świadczone usługi - mówi poseł Czesław Hoc.
Mariusz Kamieniecki
"Nasz Dziennik" 2009-11-13

Autor: wa