Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Koniec nadzorów narodowych?

Treść

Politycy Platformy Obywatelskiej entuzjastycznie popierają plany Brukseli stworzenia europejskiego nadzoru nad instytucjami finansowymi o zasięgu transgranicznym. Tymczasem eksperci przypominają, że projektowana reforma pozbawi nas wpływu na krajowy sektor finansowy, ponieważ większość działających u nas banków ma swoje centrale za granicą.
"Oddajcie nam swoje pieniądze, my ich lepiej przypilnujemy" - tak można streścić plany Komisji Europejskiej stworzenia w ramach Unii zintegrowanego nadzoru finansowego. Komisja przyjęła propozycje przedstawione w marcu przez grupę ekspertów pod przewodnictwem Jacques'a de Larosiere'a, byłego szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Chodzi w nich o to, aby największe instytucje finansowe, działające poprzez spółki-córki w wielu krajach Unii, wyjąć spod państwowego nadzoru finansowego, powierzając nadzór organom unijnym. Te ostatnie wydawałyby wiążące decyzje w razie sporów pomiędzy organami nadzoru kraju macierzystego banku (firmy ubezpieczeniowej, giełdy i in.) i kraju goszczącego spółkę zależną.
Reforma polega na przekształceniu w agencje trzech funkcjonujących obecnie komitetów koordynacyjnych UE - ds. banków, rynku kapitałowego i ubezpieczeń, i nadanie im kompetencji nadzorczych, tj. prawa wydawania decyzji administracyjnych w indywidualnych sprawach. W instytucjach tych mają zasiadać przedstawiciele nadzorów narodowych, a przewodniczyć im - "osoby cieszące się najwyższym autorytetem" niezależne od krajowych nadzorów, wyposażone w mandat do mediacji w sytuacjach konfliktowych. Eksperci zaproponowali też utworzenie Europejskiej Rady Oceny Ryzyka Systemowego, której zadaniami byłyby monitorowanie stabilności europejskiego systemu finansowego i ostrzeganie o zagrożeniach oraz bezpośrednia ingerencja w systemy lokalne, gdy działania nadzorów krajowych uzna za niewystarczające. W gremium tym mają zasiadać prezesi europejskich banków centralnych.
Entuzjazm nie w porę
- Polska jest gorącym orędownikiem zintegrowanego nadzoru finansowego w Unii Europejskiej - zadeklarował minister finansów Jacek Rostowski po ujawnieniu planów reformy. Jedyny mankament, zdaniem Rostowskiego, polega na tym, że nie przewidują one jednej silnej instytucji nadzorczej nad wszystkimi instytucjami transgranicznymi, których działa w Unii blisko pięćdziesiąt.
Komisja Europejska zdecydowała ostatnio o przyspieszeniu prac nad integracją nadzoru. Konkretne propozycje legislacyjne przedstawić ma jesienią. Wśród ekspertów opracowujących reformę znajdował się prof. Leszek Balcerowicz, były minister finansów i były szef NBP.
Zwolennicy europejskiego nadzoru podnoszą argument, iż w obecnym stanie prawnym nadzory krajów macierzystych instytucji finansowych mają przewagę nad swoimi odpowiednikami w krajach goszczących, więc taki europejski "arbitraż" jest dla nich korzystny. - To żaden argument. Jeśli nadzór w kraju goszczącym jest za słaby, to trzeba wzmocnić jego kompetencje, a nie je odbierać. Przecież o składzie organów nadzoru europejskiego nie rozstrzygną bezstronne autorytety, lecz najsilniejsze kraje, te same, które już dzisiaj wykorzystują swoją przewagę w świecie finansów - odpowiadają na to przeciwnicy paneuropejskiego nadzoru.
Komu powierzyć straż?
Polska - mając tylko nieliczne własne instytucje finansowe - dla większości podmiotów działających na naszym rynku pozostaje "krajem goszczącym". Obecnie możemy wpływać na zachowanie zagranicznych spółek-córek na naszym rynku poprzez Komisję Nadzoru Finansowego. Komisja Europejska chce to zmienić. W rezultacie to nie KNF, lecz rada każdej z agencji będzie decydować o fuzjach i przejęciach w naszym sektorze finansowym, transferach transgranicznych, polityce kredytowej czy ubezpieczeniowej, a więc w praktyce o losie naszych oszczędności i o tym, czy będą one pracować w kraju, czy też zostaną przeznaczone na inwestycje na Zachodzie.
W Brukseli nikt też nie będzie się martwił o zasilanie kapitałem przez banki-matki swoich córek w naszym regionie. Tymczasem od tego właśnie zależy akcja kredytowa w Polsce i pobudzenie słabnącej gospodarki. - Brak własnych instytucji finansowych sprawia, że rynki macierzyste Unii są lepiej chronione niż peryferyjne - twierdzi dr Cezary Mech, twórca i pierwszy prezes Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi.
Europejski nadzór będzie też dodatkowym ośrodkiem nacisku na polskiego ustawodawcę, aby umożliwił szersze inwestowanie za granicą naszych składek zgromadzonych w Otwartych Funduszach Emerytalnych (obecnie maksymalny poziom inwestycji zagranicznych wynosi 5 proc.). Już obecnie ledwie wytrzymujemy presję ze strony firm zarządzających OFE. Gdyby nie zorganizowany opór w latach poprzednich przed kryzysem - przyszli polscy emeryci zapewne nie zobaczyliby więcej swoich oszczędności.
O tym, jak niebezpiecznie jest wyzbywać się na rzecz Brukseli nadzoru nad własnymi pieniędzmi, przekonują perypetie jednej z unijnych regulacji dotyczącej sektora ubezpieczeniowego. Niewiele brakowało, aby Komisja Europejska i Parlament Europejski przyjęły niebezpieczną dla klientów formułę, która pozwalała spółkom-córkom ubezpieczeniowych gigantów prowadzić działalność w innych krajach... bez kapitału własnego. Cały kapitał byłby zgromadzony w centrali. - Firmy ubezpieczeniowe bardzo silnie lobbowały za tym zapisem na brukselskich korytarzach - opowiada jeden z ekspertów.
Pomysł na razie udało się zablokować, ale KE zapowiada, że do sprawy wróci.
Na cudzy rachunek
Szef KNF Stanisława Kluza zwraca uwagę, że europejski nadzorca, przejmując kompetencje nadzorów krajowych, powinien także przejąć ich obowiązki, zwłaszcza w zakresie gwarancji finansowych dla klientów. Obecnie w Polsce wkłady klientów w bankach do wysokości 50 tys. euro gwarantuje państwo, a wypłaca Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Co się jednak stanie, jeśli jakaś instytucja zbankrutuje wskutek decyzji nadzoru europejskiego? W dotychczasowych dyskusjach nad zintegrowanym nadzorem kwestia zwiększenia odpowiedzialności podmiotów dominujących za depozyty klientów ulokowane w spółkach-córkach jest skrzętnie pomijana. - W pierwszej kolejności powinna być rozwiązana odpowiedzialność finansowa kraju macierzystego za gwarancje depozytów w kraju goszczącym - przyznaje dr Mech.
Nic więc dziwnego, że próby stworzenia europejskiego nadzoru budzą sprzeciw w wielu krajach członkowskich. Polska do 2006 roku także broniła własnych kompetencji nadzorczych - w dobrze pojętym interesie własnych obywateli. - Byliśmy skuteczni. Wetowaliśmy ograniczenie krajowych uprawnień, a nawet udało nam się m.in. przeforsować zapis konkluzji na temat utrzymania równowagi pomiędzy uprawnieniami nadzorczymi kraju goszczącego i kraju macierzystego - opowiada dr Mech, były przedstawiciel Polski na posiedzeniach komitetów europejskich. Rząd PO - PSL tę politykę porzucił, przechodząc na stronę Niemiec i Francji, które orędują za europejskim nadzorem.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2009-07-14

Autor: wa