Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Komisja nie weźmie odpowiedzialności za rząd

Treść

Z Andrzejem Sadowskim, wiceprezydentem Centrum im. Adama Smitha, rozmawia Marta Ziarnik Debata na temat stoczni w Parlamencie Europejskim może mieć realny wpływ na ostateczną decyzję Komisji Europejskiej? - Trudno mi powiedzieć, gdyż sytuacja sprowadza się do tego, że Komisja Europejska nie chce wziąć odpowiedzialności za polski rząd, który przez tyle lat podawał nieprawdziwe informacje o stanie stoczni i ich zadłużeniu. Znamienny jest także fakt, że mając tyle miesięcy na przedłożenie dokumentów odnośnie do planu ratowania stoczni, nie zrobił tego i poprosił o dodatkowe miesiące. W trybie nadzwyczajnej interwencji politycznej zostało to załatwione na poziomie premiera i szefa Unii Europejskiej. Jednak było to jedynie odroczenie wyroku śmierci. I znowu to "dodatkowe życie", które dano na przedłożenie poprawnego planu, też nie w pełni zostało wykorzystane. Jeżeli nawet ten plan jest poprawny, bo w dużej mierze powstawał przecież pod wpływem samych zainteresowanych, czyli inwestorów z Ukrainy, to niestety polski rząd przez tyle miesięcy nie chciał wziąć za to odpowiedzialności. Komisja Europejska obawia się, że jeśli autoryzuje ten plan, to zdejmie z polskiego rządu odpowiedzialność i tym samym rozgrzeszy go ze wszystkiego, co się dotychczas zdarzyło. Stąd do tej pory, według moich informacji, ryzyko stricte polityczne jest dla Unii zbyt duże. I nawet nie jest to kwestia merytoryczna, tylko ryzyko wzięcia odpowiedzialności za działania polskiego rządu. Pana zdaniem powoływanie się na kryzys finansowy i kazus wpompowania pieniędzy w banki przyniesie pożądany skutek? - Stocznie polskie znalazły się w kryzysie, dlatego że rząd polski ich nie prywatyzował. To jest właśnie paradoks, że dzisiaj upadające przedsiębiorstwa mają właśnie dlatego taką sytuację, że przez lata nie chciano znaleźć dla nich prawdziwego właściciela. Jak widać, polski rząd jest bardzo złym i destrukcyjnym właścicielem. W Polsce dzisiaj dochodzi do niebywałych w skali świata sytuacji, gdzie związki zawodowe razem z kierownictwem strajkują na rzecz prywatyzacji zakładu. Dzisiaj ponownie mamy sytuację, jaką obserwowaliśmy w PRL-u, kiedy załogi żądały wyprowadzenia partii rządzącej z zakładu pracy. To nawet dla pracowników jest szkodliwe. Natomiast banki są instytucjami prywatnymi i tutaj moim zdaniem takiej prostej analogii nie ma. Jest to jedynie powierzchowna analogia mówiąca, że jednym i drugim należy się pomoc ze strony państwa. Natomiast źródło problemów tkwi gdzie indziej. W bankach ze względu na to, że właściciele i rozproszenie akcjonariatu spowodowały brak realnej właścicielskiej kontroli w bankach. Natomiast w przypadku stoczni kontrole, które prowadził rząd, doprowadziły te instytucje do upadku. Jednak próbuje się to sprowadzać do wspólnego mianownika. Przy czym, o ile zrozumienie jest dla banków jako dobrze zorganizowanej grupy interesów, o tyle próba wprowadzenia stoczni może być dosyć karkołomna. Siła polega nie na szukaniu analogii, tylko na tym, czy polski rząd przedstawił wiarygodny plan i czy dostanie kredyt zaufania i Komisja Europejska weźmie na siebie ryzyko polityczne akceptacji tego planu. Jednak komisarz Kroes zapowiada odrzucenie polskiego projektu. - Plan, który zakłada, że stocznie zostaną doprowadzone do upadku i dzięki temu wyczyści się kwestie pomocy publicznej i ewentualnego zwrotu, jest - można powiedzieć - wariantem bardzo korzystnym. To znaczy, ze inwestorzy, którzy mają uczciwą chęć przejęcia i poprowadzenia tam przedsiębiorstwa, będą to mogli zrobić bez tych wszystkich ograniczeń, które wiążą się z ewentualnym przyjęciem planu. Także projekt pani komisarz wcale nie jest niedobry dla stoczni. To nie jest kwestia bankructwa i zaorania stoczni, ale kwestia przeprowadzenia przez proces upadłości i wyczyszczenia głównie z zobowiązań wobec polskiego rządu, czyli ZUS-u, podatków i tej pomocy publicznej. Wówczas przedsiębiorstwo jest na prostej drodze do tego, żeby znalazło właściciela bez tego bagażu. Rozwiązanie z upadłością, które może być propozycją ze strony KE, może być w tej sytuacji równie dobrą alternatywą dla rządu polskiego i zainteresowanego inwestora. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-10-22

Autor: wa