Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kolejny szczyt Kowalczyk

Treść

Tego nie dokonała jeszcze żadna biegaczka narciarska: Justyna Kowalczyk po raz drugi z rzędu triumfowała w prestiżowym i wyczerpującym cyklu Tour de Ski, pokonując rywalki w stylu wręcz niespotykanym. W sobotę zdeklasowała je w biegu na 10 km stylem klasycznym, wczoraj jako pierwsza minęła metę szalonej wspinaczki na Alpe Cermis. Umocniła się przy okazji na pozycji liderki Pucharu Świata, zwiększając swoje szanse na trzecią, kolejną Kryształową Kulę.
Przed sobotnim biegiem Kowalczyk prowadziła w TdS, i to z całkiem sporą przewagą, ale niczego jeszcze nie była pewna. Często podkreślała, że trasa w Val di Fiemme jej nie leży, nigdy wcześniej nie osiągała na niej żadnych sukcesów. Atmosferę podgrzewały skandynawskie media, twierdzące, że Polka słabnie i wcale nie musi w cyklu zwyciężyć. Swoje nadzieje głośno wyrażała Szwedka Charlotte Kalla, ale po kilku kilometrach sobotnich zmagań było wiadomo, że głównej roli w zawodach nie odegra. Ba, nie odegra jej żadna z najgroźniejszych rywalek mistrzyni olimpijskiej z Kasiny Wielkiej. Jako jedyna tempo narzucone przez Kowalczyk wytrzymała Therese Johaug. Norweżka tuż po starcie odważnie zaatakowała, za chwilę dołączyła do niej Polka i we dwie biegły niemal aż do mety. - Współpracowałyśmy bardzo owocnie, acz, szczerze mówiąc, byłam zaskoczona, że w ucieczce towarzyszyła mi właśnie Therese - przyznała nasza reprezentantka. Kiedy sytuacja tego wymagała, Kowalczyk przyspieszała i tak jej łupem padły dwie lotne premie, czyli kolejne czasowe bonifikaty. Na kilometr przed metą, żeby nie było wątpliwości, Polka ruszyła do przodu tak mocno, że Norweżka nie była w stanie dotrzymać jej kroku. Zwyciężyła pewnie, w wielkim stylu, po jednym z najlepszych i najpiękniejszych startów nie tylko w sezonie, ale i być może w dotychczasowej karierze. Johaug finiszowała 6,3 sekundy później, a groźna Włoszka Marianna Longa aż 55,7 sekundy. To był nokaut, choć Kowalczyk przed takimi ocenami się wzbraniała. - Nie lubię takich słów, nikomu nie chciałam nic udowadniać. Chciałam tylko pobiec dobrze dla samej siebie - zaznaczyła. Przed wczorajszym biegiem na 9 km łyżwą, czy raczej morderczą wspinaczką pod Alpe Cermis, biegnącą miejscami trasą, którą zazwyczaj pokonują alpejczycy (tyle że w dół) miała ponad dwie minuty przewagi nad Longą. To oznaczało, że losy rywalizacji są praktycznie rozstrzygnięte, choć sama Polka broniła się, twierdząc, że jeśli nie zachowa odpowiedniej koncentracji, może spotkać ją przykra przygoda. Oczywiście nie spotkała, bo Kowalczyk od początku do końca biegła świetnie, szalenie zmobilizowana i zdeterminowana. Szalony bieg, wspinaczkę tylko dla najlepszych, najodważniejszych i najsilniejszych pokonała w wielkim stylu, metę osiągając 1.21,5 min przed Johaug. Młoda Norweżka pobiegła szybciej od Polki (zawodniczki wyruszały na trasę z uwzględnieniem dzielących je różnic czasowych) i dzięki temu awansowała na drugie miejsce w klasyfikacji generalnej imprezy. Trzecia, ze stratą 2.40,7 min, była Longa, czwarta jej rodaczka Arianna Follis (3.19,9). Na naprawdę dobrym, 26. miejscu zmagania ukończyła druga z reprezentantek Polski - Paulina Maciuszek, metę osiągając 14.46,3 min po Kowalczyk. - Za mną dziesięć ciężkich dni, ale jestem niezmiernie szczęśliwa. Teraz jednak marzę o tygodniowym odpoczynku - powiedziała triumfatorka TdS, która za swój sukces zdobyła "ekstra" 400 punktów do klasyfikacji Pucharu Świata. Dzięki temu ma ich już łącznie 1271, a druga Follis - 904. Trzecie miejsce zajmuje Longa - 819 pkt, zaś na czwartą pozycję spadła Norweżka Marit Bjoergen - 760.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2011-01-10

Autor: jc