Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kolejna afera w sprawie Olewnika

Treść

Włamanie do domu adwokat Jolanty Turczynowicz-Kieryłło, pełnomocnika funkcjonariuszy policji, którym postawiono zarzuty związane ze sprawą Krzysztofa Olewnika. Zginęły 3 laptopy, 2 aparaty fotograficzne oraz dokumenty. Poszkodowana uważa, że kradzież była nietypowa, nie było śladów włamania, a sprawcy musieli znać dokładny rozkład domu i przedmiotów należących do rodziny. Nadkomisarz Marcin Szyndler, rzecznik Komendy Stołecznej Policji, zapewnia, że funkcjonariusze zrobią wszystko, by wykryć sprawców i motywy przestępstwa.

Policja potwierdza, że w podwarszawskim Milanówku w domu adwokat Jolanty Turczynowicz-Kieryłło broniącej policjantów, którym postawiono zarzuty w sprawie Krzysztofa Olewnika, doszło do kradzieży. - Mamy informacje przekazane nam przez mieszkańców tego domu, że do włamania doszło z piątku na sobotę, między godz. 1.00 a 8.00 - poinformował Szyndler na wczorajszej konferencji prasowej. Jak dodał, zaraz po powiadomieniu policjanci przyjechali na miejsce. - Przesłuchali osoby, które były w tym domu, a także zabezpieczyli ślady, które można było zabezpieczyć po dokonaniu tego włamania - oświadczył nadkomisarz.
Wyjaśnił, że skradzione zostały 3 laptopy, 2 aparaty fotograficzne oraz dokumenty "związane z pracą zawodową osób tam mieszkających". Nie potrafił powiedzieć, czy miały one związek ze sprawą Olewnika, ale zaznaczył, że policja będzie badać wszelkie możliwe motywy i wątki zdarzenia. Zdaniem Szyndlera, z relacji państwa Kieryłłów wynika, że przez całą noc, kiedy doszło do kradzieży, byli w domu. Według Jolanty Turczynowicz-Kieryłło, skradzione dokumenty były związane "z inną sprawą niż ta, o której się pisze". - Dwa z tych laptopów zawierały materiały nigdzie niepublikowane. Mianowicie rozmowę przygotowywaną dla potrzeb obrony z nadkomisarzem Remigiuszem M., który prowadził sprawę Krzysztofa Olewnika - oznajmiła dziennikarzom adwokat. W jej opinii, kradzież była nietypowa, nie było śladów włamania, a sprawcy musieli znać dokładny rozkład domu i przedmiotów należących do rodziny.
Remigiusz M. był wiceszefem wydziału dochodzeniowo-śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu. Ciążą nad nim zarzuty o niedopełnienie obowiązków w śledztwie dotyczącym porwania Krzysztofa Olewnika. - Ważne dla tej sprawy jest, aby funkcjonariusze, których broni, jak najszybciej złożyli stosowne wyjaśnienie - powiedział wczoraj mecenas Ireneusz Wilk, pełnomocnik rodziny Olewników. Odnosząc się do tego, że adwokat Turczynowicz-Kieryłło, występując 3 lipca przed komisją śledczą do zbadania prawidłowości działań organów administracji rządowej w sprawie postępowań karnych związanych z uprowadzeniem i zabójstwem Krzysztofa Olewnika, argumentowała m.in., że policjanci nie mogą składać zeznań, ponieważ mają prawo do obrony, a w związku z tym, że mają zarzuty, to prawo do obrony byłoby im ograniczone, powiedział, że "oczywiście leży w ocenie pani mecenas postępowanie w tej sprawie i to, czy uzna, że zasadnym jest, aby te osoby złożyły wyjaśnienia". - Dla nas milczenie w tej sprawie pana Remigiusza M. i innych funkcjonariuszy jest wymowne. Uważamy, że poprzez to milczenie przyznają się do uchybień, które miały miejsce w tej sprawie - podkreślił Wilk. Jego zdaniem, cała sprawa kradzieży jest zadziwiająca, zwłaszcza fakt przechowywania tak ważnych informacji w domu. - Te informacje są tak cenne dla postępowania, również z uwagi na linię obrony pana Remigiusza M. i pozostałych funkcjonariuszy, że nie powinny znajdować się w miejscach przypadkowych - podkreślił Wilk.
Krzysztof Olewnik został porwany w październiku 2001 roku. Sprawcy zażądali 300 tysięcy euro okupu. Kiedy rodzina w 2003 roku przekazała pieniądze, porywacze nie wypuścili mężczyzny, a miesiąc później go zamordowali. Ciało Olewnika policja znalazła dopiero pięć lat po porwaniu.
Jacek Dytkowski
"Nasz Dziennik" 2009-07-27

Autor: wa