Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kokpit jak sito

Treść

Eksperci mieli do dyspozycji tylko zdjęcia z wrakowiska, stąd udało im się zidentyfikować jedynie małą część elementów konstrukcji (FOT. REUTERS)
Malezyjski Boeing 777 uderzyła ogromna ilość małych obiektów o dużej energii i samolot rozpadł się w powietrzu – podaje we wstępnym raporcie z katastrofy nad wschodnią Ukrainą holenderski urząd zajmujący się badaniem wypadków transportowych

Tragedia z 17 lipca kosztowała życie 298 osób z 10 państw, w tym 193 Holendrów. Lot Malaysia Airlines MH17 z Amsterdamu do Kuala Lumpur odbywał się prawidłowo. Samolot i silniki były sprawne, załoga odpowiednio wykwalifikowana, spełniono wszelkie warunki nakładane przez malezyjskie i europejskie przepisy lotnicze. Dopiero o godz. 16.20.03 czasu kijowskiego (15.20.03 w Polsce) nagle wszystko się skończyło. Na wykresach parametrów lotu nie widać nawet drgnięcia. Po prostu linie znikają.

Pełny raport spodziewany jest dopiero latem 2015 roku. Prawo do badania katastrofy ma odpowiedni urząd ukraiński (Państwowe Biuro Badania Wypadków Lotniczych). Przekazanie tego zadania Holendrom odbyło się na zasadzie pisemnego porozumienia z 23 lipca. Holenderska Rada Bezpieczeństwa (Onderzoeksraad voor Veiligheid) przyjęła akredytowanych przedstawicieli Malezji (państwo rejestracji samolotu i linii lotniczej), Ukrainy (państwo, na terenie którego doszło do zdarzenia), Rosji i Australii (państw, które dostarczyły istotnych informacji), Wielkiej Brytanii (tam siedzibę ma producent silników, Rolls Royce) oraz USA (kraju, w którym zaprojektowano i wyprodukowano samolot). Do komisji zaproszono także ekspertów spoza Holandii: z Australii, Francji, Niemiec, Indonezji, Włoch, Malezji, Rosji, Ukrainy, Wielkiej Brytanii i USA, oraz Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA) i MAK (niezależnie od Rosji).

Rekonstrukcja ze zdjęć

Komisja jak dotąd nie miała możliwości oficjalnie dokonać oględzin wrakowiska w okolicach wsi Hrabowe w obwodzie donieckim na Ukrainie. Raport zauważa, że zarówno podczas katastrofy, jak i przez cały czas aż do tej pory teren ten jest miejscem walk ukraińskich sił zbrojnych i „uzbrojonych grup”, przy czym szczątki samolotu spadły na obszar pod kontrolą „uzbrojonych grup”. Stąd do dyspozycji ekspertów były jedynie zdjęcia wykonane przez członków komisji ukraińskiej przebywającej na miejscu 19-21 lipca oraz malezyjskiej z 22-24 lipca. Dysponowano także raportami ekipy policji australijskiej, która wykonywała czynności związane z zabraniem z miejsca wypadku ciał ofiar. Władze ukraińskie i rosyjskie przekazały zapisy ze swoich radarów i nagrań korespondencji radiowej oraz telefonicznej, otrzymano także dokumentację od linii lotniczej, lotniska w Amsterdamie i zdjęcia satelitarne.

Dwie czarne skrzynki samolotu nie zostały przejęte zgodnie z zasadami załącznika 13 do konwencji chicagowskiej. Raport stwierdza, że rejestratory wręczyli przedstawicielom władz malezyjskich reprezentanci „uzbrojonych grup” kontrolujących miejsce katastrofy.

Przewieziono je do Charkowa, a stamtąd do Kijowa pod opieką urzędników z Malezji i Holandii. Komisja otrzymała je dopiero 22 lipca. Skrzynki badał międzynarodowy zespół w laboratorium brytyjskiej komisji zajmującej się wypadkami lotniczymi w Farnborough. Zapisy rejestratorów są według komisji autentyczne i nieuszkodzone. Zniszczeniom uległy tylko obudowy urządzeń. Nagranie rozmów obejmuje 30 minut. Komisja do odczytu parametrów równolegle używała oprogramowania kilku producentów.

Komisja pracowała najpierw trzy tygodnie w Kijowie, a później w Hadze. Na podstawie otrzymanych danych można odtworzyć przebieg lotu, działania załogi i służb kontroli lotu. Podczas katastrofy boeing znajdował się w obszarze kierowania lotami (FIR) w Dniepropietrowsku, przy czym przeszedł z sektora 1. do sektora 4. Wcześniej leciał na terenie podlegającym kontroli lotów w Kijowie i według planu miał pomiędzy tymi obszarami zmienić wysokość z poziomu lotu FL330 na FL350. Poziom lotu mierzy się w setkach stóp, zatem chodzi o wysokości odpowiednio 10 058 i 10 668 metrów.

Jednak załoga zgłosiła, że nie może wykonać tego manewru (prawdopodobnie maszyna zapełniona ludźmi, bagażami i paliwem była za ciężka). Kontrola się na to zgodziła i kazano innemu samolotowi podnieść się o 2 tys. stóp. Wkrótce potem załoga poprosiła o możliwość lecenia o 20 mil z boku od ścieżki powietrznego korytarza ze względu na chmury, na co także się zgodzono. W efekcie samolot leciał poza siecią powietrznych dróg, co wkrótce po katastrofie rodziło rozmaite komentarze i podejrzenia, jakoby miało to związek z wypadkiem.

Komisja dysponowała nagraniami z radarów ukraińskich i rosyjskich, i żaden nie potwierdził obecności innych statków powietrznych. W ten sposób upada rosyjska hipoteza o zestrzeleniu boeinga przez ukraiński samolot wojskowy.

Rozpad w powietrzu

Ukraińcy wprowadzili nad terenem walk ograniczenia w wykonywaniu lotów typowe dla rejonów ćwiczeń wojskowych. Malezyjski samolot nie naruszył tych obostrzeń. Komisji pozostaje ocena, czy Ukraina nie powinna zamknąć przestrzeni powietrznej jeszcze wyżej, raport wstępny na ten temat się nie wypowiada. Na świecie tereny walk rzadko są zamykane dla ruchu powietrznego. Obecnie normalnie lata się samolotami pasażerskimi np. nad Afganistanem i Irakiem.

Malezyjska załoga składała się z 2 pilotów, 2 pilotów zapasowych i 11 osób personelu pokładowego.

W zapisach rejestratorów brak wskazówek na rzecz hipotezy awarii samolotu lub problemów związanych z pogodą. W zachowaniu załogi nie widać niepokoju, także zapis parametrów nie odnotowuje alarmów generowanych w związku z uszkodzeniami lub zjawiskami atmosferycznymi (np. piorunem).

Boeing według ustaleń komisji rozpadł się na drobne szczątki jeszcze w powietrzu i spadł na teren o wymiarach 10 na 5 kilometrów. Punkt, nad którym zakończył się zapis rejestratorów (prawdopodobne miejsce katastrofy w powietrzu), znajduje się w pobliżu wsi Pietropawliwka, ok. 8 km na zachód od głównego wrakowiska. Kokpit i fragmenty przodu maszyny spadły znacznie bliżej (ok. 2 km za miejscem zakończenia zapisu), natomiast reszta, to jest środek kadłuba, skrzydła, silniki i ogon, leży znacznie dalej. Według ekspertów, oznacza to, że właśnie przód został najpierw uderzony i odpadł od konstrukcji samolotu, a następnie rozpadła się cała pozostała struktura, która jednak przez pewien czas jeszcze leciała.

Eksperci mieli do dyspozycji tylko zdjęcia z wrakowiska, stąd udało im się zidentyfikować jedynie małą część elementów konstrukcji. Na fotografiach widać wyraźnie, że najbardziej typowe uszkodzenia to otwory i wycięcia. Dach kokpitu wygląda jak sito. „Charakterystyka deformacji materiałowych wokół wykłutych otworów wygląda na wywołaną obiektami pochodzącymi z zewnątrz kadłuba. Otwory pokazane na zdjęciach kokpitu sugerują małe obiekty pochodzące z poziomu powyżej kokpitu”. Holendrzy zapowiadają dalsze badania, gdy wrak będzie dostępny fizycznie, jednak obecne wnioski dość niedwuznacznie wskazują na chmurę odłamków wybuchającej rakiety.

Komisja odnotowuje, że po upadku szczątków samolotu doszło do wtórnych pożarów. Z powodu braku kontroli nad terenem władze Ukrainy nie miały możliwości przeprowadzenia akcji ratunkowej. Ograniczyły się jedynie do formalnych procedur (zamknięcie przestrzeni powietrznej, zawiadomienie zainteresowanych stron).

Te ustalenia nie pozwalają na razie na ustalenie w sposób jednoznaczny, jaki pocisk został wystrzelony i przez kogo. Jeden z rosyjskich dziennikarzy śledczych twierdzi, że była to wyrzutnia Buk pochodząca z 53. brygady obrony powietrznej stacjonującej w Kursku.

Piotr Falkowski
Nasz Dziennik, 10 września 2014

Autor: mj