Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Koalicja potrzebuje czasu

Treść

Zapowiedź koalicji? Być może, gdyż w Sejmie znalazła się większość: 241 posłów głosowało za przerwą w obradach Sejmu do wtorku Na wniosek czterech klubów: PiS, LPR, Samoobrony i Ruchu Ludowo-Narodowego, Sejm przerwał obrady do wtorku. Tego samego dnia rano ma być nominacja na wicepremiera dla Andrzeja Leppera, odrzucenie wniosku o skrócenie kadencji parlamentu, przyjęcie budżetu i koalicja na trzy lata. Taką wizję roztacza lider LPR Roman Giertych. Szef Samoobrony jest ostrożniejszy; twierdzi, że do wtorku będą trwały poważne ustalenia dotyczące i zasad współpracy, i przetasowań w budżecie. Najbardziej powściągliwie wypowiada się Prawo i Sprawiedliwość: nie ma jeszcze uzasadnienia powrotu Leppera do rządu. W grze o koalicję wciąż uczestniczy PSL, choć ludowcy tradycyjnie wyczekują na ruchy innych. Za pięć dni decyzja powinna już być znana. Wniosek PiS o przerwę w obradach Sejmu nie był zaskoczeniem. Pisaliśmy o tym już wczoraj. Ze względu na błąd redakcyjny Marek Kuchciński postulował przerwanie obrad Sejmu do 17 października, ale... 2007 roku! Szybko tłumaczono, że to pomyłka, i potrzebna była korekta. Głos w tej sprawie zabrał marszałek Marek Jurek, który zapowiedział konsultacje z prezydium Sejmu i Konwentem Seniorów. Zaznaczył, że nie zamierza sam podjąć decyzji o przerwie, choć ma takie uprawnienia. Wszystko dlatego, że przed tygodniem obiecał opozycji, iż w czwartek będzie zarówno debata nad wnioskami o skrócenie kadencji Sejmu, jak i głosowanie. Obrady Konwentu trwały długo, ale przebiegały w spokojnej atmosferze. PO i SLD zobaczyły, że nie ma sensu wszczynać awantury politycznej w momencie, gdy gotowość poparcia wniosku o przerwę wyraziły cztery kluby (PiS, LPR, Samoobrona i Klub Ruchu Ludowo-Narodowego). Bez ich głosów uchwała o skróceniu kadencji i tak nie miałaby szans na przyjęcie. Głosowanie wniosku o przerwę zaplanowano na godzinę 13.00. Karol Karski (PiS) uzasadniał, że parlament "stoi przed ważną decyzją dla państwa" i dlatego "wszystkie kluby potrzebują czasu na zastanowienie się". - Nie możemy podejmować decyzji w atmosferze napięcia - mówił. Innego zdania był oczywiście Bronisław Komorowski (PO), który występował "w imieniu wszystkich, którzy są zainteresowani stabilnością w Polsce". Oczywiście jego zdaniem jej osiągnięcie jest możliwe jedynie dzięki szybkim wyborom. Komorowski powiedział, że dotąd obrady dłuższe niż kilka godzin zdarzyły się w Sejmie tylko dwa razy - gdy mównicę sejmową okupował Gabriel Janowski i gdy wybuchł skandal z zachowaniem Andrzeja Leppera w poprzedniej kadencji. Zupełnie zapomniał o sytuacji z jesieni ubiegłego roku, gdy, zresztą na wniosek PO, doszło do przerwania posiedzenia, na którym wybierano marszałka na dwa tygodnie ze względu na wybory prezydenckie. Wyważone słowa premiera Wniosek przeszedł bez problemów. Poparło go 241 posłów (PiS, Samoobrona, LPR, RLN i... Jan Bury z PSL, który się pomylił), przeciw było 182 posłów (PO i SLD), a wstrzymało się osiemnastu (cały PSL i marszałek Jurek). Obrady zostaną wznowione we wtorek o godz. 11.00. - To skandal - powiedział po głosowaniu szef SLD Wojciech Olejniczak. - Debata się nie odbyła, mamy przerwane posiedzenie Sejmu, pierwszy raz w historii na tak długo. To niepotrzebne postępowanie naraża Polskę na śmieszność, a PiS właśnie się kompletnie skompromitowało - mówił, zapominając o tej samej historii co Komorowski. Poza tym Olejniczak "kompletną kompromitację" PiS ogłasza na niemal każdej konferencji prasowej. PiS swój wniosek uzasadniało "koniecznością przeprowadzenia dodatkowych ustaleń związanych z aktualną sytuacją polityczną oraz potrzebą prac nad rządowym projektem ustawy budżetowej na rok 2007 i wnioskiem o samorozwiązanie Sejmu na przedmiotowy projekt". Każdy odczytywał to jednak jednoznacznie - potrzeba jeszcze kilku dni na domknięcie koalicji. Zresztą nikt tego nie ukrywał. - Cały czas trwają rozmowy koalicyjne i aby je domknąć, potrzebne są cztery dni spokoju - powiedziała posłanka PiS Małgorzata Sadurska. - Trzeba podjąć różnego rodzaju decyzje dotyczące przyszłości - komentował sytuację przebywający w Rzymie premier Jarosław Kaczyński. - Sądzę, że powstanie koalicja większościowa, ale jest przedwcześnie, aby mówić, jaka to będzie koalicja - dodał. Stwierdził też, że PiS jest otwarte na różne możliwości, a "w interesie państwa" leży, aby ta "władza była kontynuowana". Środowe spotkanie z liderami LPR i Samoobrony premier uznał za zmierzające do stworzenia większości, ale "to wszystko, co może na dziś powiedzieć". Pewność Giertycha Dużo bardziej rozmowny był Roman Giertych. Pytanie tylko, czy jego stwierdzenie, że w poniedziałek zostanie podpisana umowa koalicyjna, we wtorek rano Lepper odbierze nominację w Pałacu Prezydenckim, a potem na wznowionym posiedzeniu nowa-stara koalicja odrzuci bez debaty wniosek o skrócenie kadencji i odrzucenie budżetu w pierwszym czytaniu, jest opisem rzeczywistości czy myślenia życzeniowego. Sam Lepper jest bardziej ostrożny. Charakterystyczne, że po raz pierwszy lider Samoobrony przyznał, iż kotwica budżetowa w wysokości 30 mld zł jest nie do ruszenia. Przypomnijmy, że przed odejściem z rządu był przekonany, iż należy ją zwiększyć nawet o 5 mld zł. Dziś nie rezygnuje z żądań i unika odpowiedzi na pytanie, skąd wziąć brakujące pieniądze, skąd je "przesunąć", jak mówi. O tym m.in. jeszcze wczoraj po południu rozmawiali politycy PiS (Przemysław Gosiewski), LPR (Wojciech Wierzejski) i Samoobrony (Krzysztof Filipek), ale na niższym niż liderzy szczeblu. Powołano cztery zespoły, które do niedzieli mają przygotować treść umowy koalicyjnej z uwzględnieniem projektów ustaw, zapisów w budżecie, stanowisk w administracji rządowej i współpracy politycznej. Czy to oznacza, że ten układ jest przesądzony? Niekoniecznie, bo wieczorem Marek Kuchciński negocjował też umowę koalicyjną z Janem Bestrym, liderem Klubu Ruchu Ludowo-Narodowego. Wcześniej Lepper zapowiadał, że nie wejdzie do koalicji z rozłamowcami ze swojej partii. Z obecnością RLN w koalicji łączy się ewentualna obecność w koalicji PSL. - Wydaje się, że PiS dokonało wyboru - mówi prezes PSL Waldemar Pawlak. - Rozumiem, że w takich okolicznościach, w których większość arytmetyczna jest po stronie Romana Giertycha i Andrzeja Leppera, PiS nie ma innego wyjścia - dodaje. I zaraz podkreśla, że to najważniejsze ugrupowanie wybiera koalicję. Kilku ważnych polityków wciąż jednak przekonuje, że ci, którzy już odtrąbili rząd bez ludowców, mogą być zaskoczeni. Bo jeśli rzeczywiście okaże się, że to z PSL Samoobrona znajdzie się w rządzie, będzie to nie lada niespodzianka. Porównywalna chyba tylko z przypuszczeniem, że Lepper miałby zostać marszałkiem Sejmu; wtedy PiS nie musiałoby się tłumaczyć z jego powrotu do rządu. Taki plan snuli wczoraj niektórzy politycy. Jurek miałby zostać w tym układzie szefem MSZ. PiS przyznaje, że nadal nie ma argumentu dla swoich wyborców, dlaczego po kilkudziesięciu dniach Lepper wróciłby do rządu. Jeśli jednak tak się stanie, prawdopodobnie będzie dowodzić, że było to konieczne dla ujarzmienia jego żądań. Jeśli rzeczywiście zostaną one ujarzmione. Mikołaj Wójcik, "Nasz Dziennik" 2006-10-13

Autor: ea