Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kluczowe będą rozmowy pilotów

Treść

Rosjanie twierdzą, że wstępne dane z odczytu czarnych skrzynek prezydenckiego Tu-154 nie potwierdzają, by załoga przed tragedią miała problemy z maszyną. Nie ma też żadnych podstaw, by twierdzić, że piloci byli naciskani, aby wylądować w Smoleńsku.
Po wstępnym zapoznaniu się z zapisem z czarnych skrzynek prezydenckiego Tu-154 rosyjscy śledczy potwierdzają swoją wersję dotyczącą dobrego stanu technicznego samolotu. Mówił o tym Aleksander Bastrykin, szef komitetu śledczego przy prokuraturze Federacji Rosyjskiej. Natomiast jak podaje PAP, rosyjski wicepremier Siergiej Iwanow poinformował na posiedzeniu komisji rządowej, iż ustalono, że na pokładzie prezydenckiego samolotu nie doszło ani do wybuchu, ani do pożaru, a silniki pracowały do końca. Według Rosjan, z nagrań rozmów ma wynikać, że piloci w rozmowach z obsługą lotniska nie zgłaszali problemów z maszyną. Załoga miała prowadzić rozmowy w języku rosyjskim i angielskim. Analiza ma wskazywać też, że prezydencki Tu-154 podchodził do lądowania dwa razy. Śledczy mają teraz przyjrzeć się bliżej zapisom rozmów między pilotami, jednak jak podkreślił Krzysztof Parulski, naczelny prokurator wojskowy, nie ma żadnych podstaw, by twierdzić, że na załogę próbowano wywierać jakikolwiek nacisk związany z lądowaniem w Smoleńsku. Śledczy badający przyczyny katastrofy przyjęli trzy możliwe jej wersje: awarię maszyny, błąd ludzki i złe warunki pogodowe. Choć dotychczasowe ustalenia nie wykluczyły jednoznacznie żadnej z nich, to jednak Rosjanie wyraźnie skłaniają się do zamknięcia wątku związanego z możliwością awarii samolotu. Czy rozmowy pilotów, bez analizy parametrów lotu - rejestrowanych w czarnej skrzynce - są wystarczającą podstawą do stawiania jednoznacznych opinii? Czy pośpiech w osądach może mieć związek z tym, że rozbity samolot był niedawno remontowany właśnie w rosyjskiej fabryce? Z pewnością komplet danych pozwoli na pełne spojrzenie na katastrofę. Jednak w ocenie Wojciecha Łuczaka, eksperta ds. lotnictwa z miesięcznika "Raport", już na podstawie rozmów pilotów z obsługą lotniska można wiele wywnioskować. - Zapis z rejestratorów lotu nie jest tu konieczny. Oczywiście potwierdzi, jeżeli byłyby jakieś problemy techniczne. Jednak w takiej sytuacji załoga musiałaby te problemy zgłaszać, a z tego, co już wiemy, nic takiego nie miało miejsca. Moim zdaniem, samolot zderzył się z ziemią w perfekcyjnym stanie technicznym - ocenił. Jak dodał, istotne dla wyjaśnienia sprawy będą również zapisy rozmów, jakie przed katastrofą prowadzili między sobą piloci.
Po katastrofie pojawiło się także pytanie o los i zawartość pamięci urządzeń elektronicznych należących do dowódców wojskowych. Istnieje bowiem obawa, że tajne materiały mogły trafić w ręce Rosjan. Z oświadczenia wydanego przez płk. Krzysztofa Duszę, dyrektora gabinetu szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, wynika, że żaden z wojskowych będących na pokładzie samolotu nie miał przy sobie urządzeń umożliwiających gromadzenie lub przetwarzanie informacji niejawnych. Jak zapewnił Dusza, SKW w dniu katastrofy miała podjąć także czynności techniczne "mające na celu zabezpieczenie nośników mogących zawierać inne - niestanowiące tajemnicy służbowej lub państwowej - informacje, którymi dysponowały ofiary wypadku". Uspokajał także Bogdan Klich, minister obrony narodowej, który zapewniał, że wszelkie znalezione urządzenia są transportowane z udziałem strony polskiej.
Wczoraj na miejscu katastrofy trwały prace. Z pomocą dźwigu udało się podnieść fragment samolotu, pod którym znaleziono ciało jednej z ofiar wypadku.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2010-04-14

Autor: jc