Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kasa "pójdzie" za uczniem

Treść

W ciągu trzech lat we wszystkich krakowskich szkołach zostanie wprowadzony bon edukacyjny. Tak przynajmniej planuje Wydział Edukacji. Na razie, od pierwszego września tego roku, bon zacznie obowiązywać w 114 szkołach w mieście.



O możliwości wprowadzeniu bonu edukacyjnego dyskutowali wczoraj jego zwolennicy i przeciwnicy. Na konferencję do krakowskiego magistratu przyjechali dyrektorzy szkół, nauczyciele oraz przedstawiciele miejscowości, w których bon już funkcjonuje. Swoimi doświadczeniami podzielił się również konsul Republiki Słowackiej, która w 2004 r. wprowadziła u siebie bon edukacyjny, a teraz powoli wycofuje się z tego pomysłu.

Najkrócej mówiąc, bon edukacyjny to pieniądze "idące" za uczniem, podczas gdy obecnie szkoły finansowane są w oparciu o liczbę klas i zatrudnionych nauczycieli. Jeśli w Krakowie zacznie obowiązywać bon, wówczas ta szkoła, która przyciągnie do siebie więcej uczniów, dostanie większe środki na swoje funkcjonowanie. Ta, której się to nie uda, po prostu przestanie istnieć.

- W ten sposób rodzice, a nie urzędnicy będą decydować, która szkoła upadnie, bo nie będzie chętnych na naukę w niej, a która zostanie i będzie się rozwijać - podkreślają zwolennicy bonu edukacyjnego.

- Wprowadzenie bonu to odejście od systemu rejonizacji, a tego najbardziej obawiają się nauczyciele w małych peryferyjnych szkołach, którzy podejrzewają, że rodzice będą woleli posyłać dzieci do lepszych placówek w centrum miasta - podkreślał na wczorajszej konferencji Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa.

Prawda jednak jest taka, że - jak z żalem przyznają dyrektorzy szkół - rejonizacja już od dawna jest fikcją.

- Rodzice często zmieniają miejsce zamieszkania, wyjeżdżają do pracy za granicę, zapisują dzieci do szkół bliżej swojego miejsca pracy lub do prywatnych - mówi Józefa Miszczyk, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 95 w Krakowie, która, podobnie jak większość dyrektorów, co roku walczy o nowy narybek.

Informację o rozpoczętym przez podstawówkę naborze można znaleźć na tablicach ogłoszeń, szybach sklepów i w gazetkach dzielnicowych. Odczytuje ją nawet ksiądz z ambony.

Zwolennikiem konkurowania szkół o ucznia jest dr Jerzy Lackowski, były małopolski kurator oświaty. Co więcej, na wczorajszej konferencji były kurator postulował wprowadzenie przepisów umożliwiających i przyspieszających przejmowanie szkół publicznych przez fundacje lub stowarzyszenia, a także jak najszybszą likwidację Karty Nauczyciela. Jest ona - zdaniem zwolenników bonu edukacyjnego - największym problemem polskiej oświaty. Przywileje płynące z karty powodują, że dyrektorzy muszą wydawać zbyt dużo pieniędzy. Większe wydatki wynikają m.in. z tego, że w myśl karty nauczyciele mają prawo do rocznych urlopów dla podratowania zdrowia. W tym czasie dyrektor musi nie tylko wypłacać pensję pracownikowi na urlopie, ale i jego zastępcy. Karta nie pozwala też na zwolnienie nauczycieli mianowanych i dyplomowanych, nawet jeśli nie uczą oni najlepiej.

(ANKO), "Dziennik Polski" 2007-03-02

Autor: ea