Karykatura na jubileusz Słowackiego!
Treść
Ten film to kompromitacja pod każdym względem: scenariusza, reżyserii,  wykonania aktorskiego, a nawet filmowania i zdjęć. Nie ratuje go nawet występ  znanej hollywoodzkiej gwiazdy Faye Dunaway, która zresztą jest fatalnie  filmowana, przypomina mumię, a nie żywego człowieka. Poprzez jej udział w filmie  reżyser Dariusz Zawiślak chciał - jak twierdzi - by zwrócono uwagę na twórczość  Słowackiego na całym świecie.
Można by pęknąć ze śmiechu, gdyby rzecz  nie okazała się prawdziwym problemem. No, bo kto z cudzoziemców po obejrzeniu  tego filmu uwierzy, że Juliusz Słowacki był wybitnym polskim poetą i że  "Balladyna" to wielki, wspaniały, wielowarstwowy, głęboki dramat romantyczny.  Dariusz Zawiślak przerobił dramat Słowackiego na współczesną telewizyjną  "kryminałkę" kategorii "c" albo i jeszcze niżej. Akcję umieścił w Nowym Jorku.  Aby zdynamizować film i podnieść dramaturgię, narrację raz po raz przerywa  newsami telewizyjnymi, co zresztą nie pomaga, tylko wprowadza zamęt. Nic to, że  trup pada za trupem, bo i u wieszcza krwi nie brakuje. Nic to, że Sonia  Bohosiewicz jako Balladyna ma być tu wampem, choć nie ma ku temu atutów. Nic to,  że matka Aliny i Balladyny ma tutaj twarz, sylwetkę i głos Władysława  Kowalskiego. Nic to, że Pustelnik jest hollywoodzką gwiazdą Faye Dunaway. Nic  to, że Grabiec Stefana Friedmanna to zwykły lump śmietnikowy. Natomiast nie  można nie zapytać, dlaczego działania Balladyny i pozostałych postaci nie są  motywowane? Dlaczego wprowadzono scenę porno? Dlaczego Kirkor Mirosława Baki  jest tylko papierową figurą? Dlaczego reżyser mając do dyspozycji takie dzieło,  jak "Balladyna", i wiedząc, że przygotowuje film na uczczenie Roku Słowackiego,  zrealizował po prostu prymitywną karykaturę? A już w zupełne osłupienie wprawił  mnie finał, kiedy to nad nieprzytomną Balladyną, leżącą na szpitalnym łóżku,  lekarz pyta jej ojca (który przecież już kilka sekwencji wcześniej wyzionął  ducha, powiesiwszy się na powrozie), czy nie lepiej odłączyć Balladynę od  respiratora, bo nie rokuje nadziei. No i byłyby narządy do przeszczepu dla  innych. Patrzyłam i oczom własnym nie wierzyłam, że widzę, co widzę i że to coś  ma funkcjonować jako "Balladyna" Słowackiego na uczczenie 200. rocznicy urodzin  wieszcza. Zastanawiam się tylko nad przyczyną takiej sytuacji: niemoc to i  nieudolność reżysera czy po prostu hochsztaplerka? Ani jedno, ani drugie nie  miało prawa zafunkcjonować. Kiedyż w końcu opamiętamy się i zostaną podjęte  jakieś konkretne działania zabezpieczające dzieła narodowe, by artyści, ludzie  kultury, sztuki nie niszczyli dorobku pokoleń?
Temida  Stankiewicz-Podhorecka
"Nasz Dziennik" 2009-09-04
Autor: wa