Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Karta dla pacjenta

Treść

Krakowscy naukowcy chcą ograniczyć niepożądane działanie leków

Pacjenci z Małopolski, jako pierwsi w Polsce będą niebawem wyposażeni w kartę niepożądanego działania leku.

Karta, której projekt jest już gotowy, przypomina wyglądem karty bankowe i łatwo będzie ją można schować do portfela. Przeznaczona jest przede wszystkich dla pacjentów tak zwanych uczuleniowych recydywistów.

Ale każdy pacjent powinien uświadomić sobie, że ocena działania leku i jego przydatności w leczeniu może zależeć także od niego. Pod warunkiem, że opisze swojemu lekarzowi negatywne działanie leku, a ten wypełni specjalny formularz zgłoszenia o jego niepożądanym działaniu.

Karty będą dostępne wyłącznie za pośrednictwem lekarzy i to oni będą wpisywać nazwy lekarstw, których nie powinniśmy zażywać. To inicjatywa Zakładu Farmakologii Klinicznej Katedry Farmakologii i Zakładu Alergologii Collegium Medicum UJ w Krakowie. Stawia ona działający przy Katedrze Farmakologii Collegium Medicum Regionalny Ośrodek Monitorowania Działań Niepożądanych Leków w czołówce innych monitorujących te działania w Polsce - podkreśla dr Agata Maciejczyk, naczelnik Wydziału Monitorowania Działań Niepożądanych Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych w Warszawie.

Profesor Ryszard Korbut i dr Jarosław Woroń liczą na to, iż w upowszechnieniu ich pilotażowego projektu pomoże ostatnia medialna - jak mówią - afera z vioksem. Oni sami wolą mówić nie o aferze, ale o wpadce firmy farmaceutycznej, takiej jakich było wiele i zapewne jeszcze będzie. Przyznają, że w Polsce dzięki m.in. vioksowi rozpoczęła się "moda na odszkodowania". Dodają, że do krakowskiego ośrodka dzwoni wielu pacjentów, którzy zachęceni artykułami prasowymi chcą walczyć o odszkodowania za szkodliwe działania vioksu. Nie uświadamiają sobie jednak - zauważa dr Woroń - jak trudno będzie im udowodnić, iż właśnie poprzez ten lek doznały uszczerbku na zdrowiu.

Naukowcy podkreślają też, że podczas testów nie zawsze uda się wychwycić niepożadane efekty. Przykładowo lekarstwo testuje się na 5 tys. osób. Tymczasem okazuje się, że w 1 na 100 tys. przypadków lek prowadzi do uszkodzenia nerwu wzrokowego. Ale to wychodzi na jaw dopiero wtedy, kiedy lek jest dostępny na rynku. Dr Woroń uspokaja jednak: - Pacjenci nie powinni obawiać się leku i przy ciężkich schorzeniach, decydując się na lek, wspólnie z lekarzem muszą wyważyć, ile jest w tym korzyści, ile ryzyka. Jeśli tylko dzieje się coś złego, natychmiast powinni to powiedzieć lekarzowi, a ten odpowiednim instytucjom.

Tymczasem - zdaniem doktora Woronia - Polacy często nie współpracują z lekarzem, nie przyznają się do tego, że wcześniej byli u innego specjalisty czy że biorą inne leki. Także lekarze nie są bez winy. Dlatego krakowscy farmakolodzy i alergolodzy postanowili wyposażyć pacjentów w specjalną kartę, na której lekarze będą zapisywali niepożądane działania branych przez chorych leków.

Rocznie zgłaszanych jest w naszym kraju około 300 przypadków niepożądanych działań podawanych leków, z tego - jak podkreśla dr Maciejczyk - 80 proc. pochodzi z Krakowa. Jednak wśród tych zgłoszeń nie ma praktycznie takich działań niepożądanych leków, które już nie byłyby opisane. Tymczasem na zachodzie Europy tyle samo przypadków, co w Polsce rocznie, zgłaszanych jest, ale... w ciągu dnia.

W Niemczech w wyniku powikłań polekowych ginie rocznie więcej osób niż w wypadkach drogowych. W Wielkiej Brytanii co roku pacjenci zgłaszają ponad 20 tys. przypadków niepożądanych działań podawanych leków. Ale w Wielkiej Brytanii takiego zgłoszenia mogą dokonywać sami pacjenci, podczas kiedy w Polsce może to zrobić wyłącznie pracownik służby zdrowia. Przy tym prawo nie nakłada na nich żadnych kar, jeśli tego nie zrobią.

Dr Woroń szacuje, że rocznie hospitalizowanych jest w Polsce od 10 do 15 procent osób z powodu powikłań polekowych. A sprzedaż leków przeciwbólowych ciągle rośnie. Rośnie też świadomość lekarzy, którzy zaczynają rozumieć problem. Świadczy o tym wciąż zwiększająca się liczba zgłoszeń o niepożądanych działaniach leku - przyznaje dr Woroń.

Krakowscy naukowcy jako pierwsi rozpoczęli taką edukację lekarzy o promocji farmaceutycznej. A jest ich dużo, bo w ostatnim dziesięcioleciu Polska stała się bardzo atrakcyjnym rynkiem zbytu dla międzynarodowych koncernów farmaceutycznych. Profesor Korbut przyznaje, że do niedawna lekarze byli pod tym względem zostawieni sami sobie. Teraz uczą się, by z dystansem przyjmowali promocję leków i mieli na uwadze przede wszystkim skuteczność medykamentu. Tylko czy nauka nie idzie w las, kiedy w polskiej służbie zdrowia rzeczywistość skrzeczy, a firmy farmaceutyczne w pogoni za zyskiem mniej wydają pieniędzy na badania naukowe, więcej na reklamę, w tym tę skierowaną bezpośrednio do lekarzy pod hasłem atrakcyjnych wyjazdów na sympozja? Także z powodów ekonomicznych często zbyt długo utrzymują na rynku lekarstwa, o których wiadomo, że mają także niepożądane działania. Tak było właśnie z vioksem czy z antydepresyjnym paxilem (znanym jako seroxat).

Przed takimi praktykami chronić nas będzie także prawo europejskie, Unia Europejska wydała bowiem dyrektywy, według których producent leku będzie musiał przedstawić dokładny plan, w którym opisze, w jaki sposób zamierza kontrolować niepożądane działania leku. Nowe procedury dotyczące kontroli wdrażania medycznych nowości opracowała - mająca swoją siedzibę w Londynie - Europejska Agencja do spraw Oceny Produktów Medycznych, w której Polska ma także swoich przedstawicieli. Na wezwanie agencji producent będzie musiał przedstawić raport o niepożądanych działaniach leku na przykład u osób chorych na serce czy palących papierosy. Informacje te będziemy mogli wcześniej znaleźć w Internecie.

JOLANTA VAN GRIEKEN-BARYLANKA

"Dziennik Polski" 2005-09-19

Autor: ab