Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kaczyński strofuje Migalskiego

Treść

Europoseł Prawa i Sprawiedliwości dr Marek Migalski dostał reprymendę. Prezes PiS Jarosław Kaczyński uznał, że ten utalentowany politolog, a obecnie także poseł do Parlamentu Europejskiego, powinien się zdecydować, czy chce być celebrytą, czy też politykiem.
Do Brukseli Marek Migalski startował wprawdzie z listy PiS, ale do partii nie należy. Jednak Jarosław Kaczyński dał mu do zrozumienia, że gwiazdorskich występów w tabloidach tolerować nie będzie. O dokonania Migalskiego prezes PiS pytany był podczas wizyty w Raciborzu, skąd Migalski pochodzi. Jarosław Kaczyński podkreślił, że europoseł musi zdecydować, czy chce być "wolnym strzelcem", czy też politykiem. Zaznaczył, że polityka wymaga samodyscypliny, a pierwsze rozwiązanie "raczej nie trwa dłużej niż 5 lat". Tyle właśnie trwa kadencja europosła. - Obecność w partii wymaga pewnej dyscypliny, a on nigdy do żadnej partii nie należał i musi się tego nauczyć. Osiągnął już wiele i wiążemy z nim nadzieje, ale on sam musi się zdecydować, czy chce być odpowiedzialnym politykiem, czy celebrytą pojawiającym się w tabloidach - argumentował Jarosław Kaczyński.
Z tą sugestią zgodził się poseł Mariusz Błaszczak, rzecznik PiS. - Pan Marek Migalski został wybrany z listy Prawa i Sprawiedliwości, ale nie należy do partii, a więc ma więcej swobody niż inni politycy - podkreślił Błaszczak. Jak przyznał, poszukiwanie małżonki dla Migalskiego poprzez jeden z tabloidów było działaniem dość niekonwencjonalnym jak na polityka, a tego typu publikacje przypominały raczej zachowanie celebryty. - W PiS wyznajemy zasadę, że polityka jest poważną sprawą; to odpowiedzialna troska o dobro wspólne, a więc typowe celebrytom zachowania miejsca w niej mieć nie powinny. To psuje debatę publiczną - dodał rzecznik PiS.
Wczoraj Migalski nie chciał komentować słów prezesa PiS. Pod koniec października po publikacji w "Fakcie" na swój temat tłumaczył się jednak w blogu, że nie upoważniał tej gazety do szukania mu partnerki, a z dziennikarzami rozmawiał o tym, jak żyje się singlowi w Brukseli. Migalski nie zamierzał jednak prostować publikacji. "Gazeta nie napisała o mnie obrzydliwości, nie oskarżyła mnie o jakieś okropności. Ot po prostu trochę ze mnie zakpiła. Ma do tego prawo, a moim obowiązkiem jest zrobienie do tego dobrej miny i zaakceptowanie, że taki to już lajf" - napisał politolog.
Marcin Austyn
"Nasz Dziennik" 2009-11-27

Autor: wa