Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jutro wybory prezesa PZPN

Treść

Michał Listkiewicz przestanie jutro kierować polską piłką, przynajmniej oficjalnie. Urzędujący prezes nie zgłosił swojej kandydatury w wyborach, które zadecydują o najbliższej przyszłości naszego skopanego, sponiewieranego korupcją i skandalami futbolu. Czy następca zdoła ten obraz zmienić? Listkiewicz kierował związkiem od 28 czerwca 1999 roku. Gdy obejmował swą funkcję, witany był jako reformator, który wniesie powiew świeżości i wielkiego świata. Poprzednik, Marian Dziurowicz, cieszył się, oględnie mówiąc, średnią popularnością. Miał wielu przeciwników, zarzucających mu autorytaryzm w kierowaniu centralą, szereg nieprawidłowości, nadużycia finansowe etc. W 1998 roku ówczesny szef Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki Jacek Dębski wytoczył przeciw niemu działa, rozpoczynając pierwszą tzw. wojnę futbolową. Minister zarządził kontrolę związku, ten się na nią nie zgodził, w odpowiedzi Dębski władze zawiesił. Kolejne zdarzenia przypominały scenariusz przerabiany niedawno. FIFA zagroziła wykluczeniem Polski z rozgrywek międzynarodowych, Dębski skapitulował, NIK ostatecznie przeprowadziła kontrolę, ale nic nie znalazła. Zarzuty wobec Dziurowicza pozostały na papierze, środowisko coraz mocniej domagało się jednak jego odejścia. Gdy w czerwcu 1999 urzędujący prezes przegrał wybory z Listkiewiczem, wydawało się, że nadchodzi nowe i lepsze. Co ciekawe, wcześniej Listkiewicz był prawą ręką Dziurowicza, pełniąc funkcję sekretarza generalnego PZPN. Przestał, gdy Dębski centralę zawiesił, potem już do niej nie wrócił. Ponoć - przezornie, by zyskać dobrą pozycję startową w wyścigu o fotel sternika. Listkiewicz miał wprowadzić nowe. Dostał potrzebny czas, żaden z jego poprzedników nie kierował związkiem tak długo. Tymczasem po dziewięciu latach zostawia polską piłkę skompromitowaną, skopaną, zniszczoną korupcją, na samym dnie. I nie zmieniają tego odtrąbione sukcesy w postaci awansów na mistrzostwa świata i Europy, powierzenie nam organizacji Euro 2012 i całkiem dobry humor prezesa, który sobie i swym współpracownikom za wiele do zarzucenia nie ma. Gdy wrocławscy policjanci zatrzymywali pierwszych sędziów zamieszanych w proceder ustawiania wyników meczów, Listkiewicz obwieścił, iż "wśród tysięcy arbitrów znalazła się jedna czarna owca". Czy kpił, czy faktycznie nie miał pojęcia, co wokół niego się dzieje - nie ma za dużego znaczenia. Ważne było to, że PZPN pod jego wodzą nie przejawiał woli do oczyszczenia własnego gniazda. Polskie drużyny ponoszą klęski w pucharowych rozgrywkach, ustępując już nawet zespołom z Cypru i Białorusi, na stadionach panoszy się chuliganeria, bandyci w klubowych szalikach rządzą trybunami, nie ma opracowanego systemu szkolenia młodzieży, kolejni ministrowie sportu dwa razy wprowadzali do związku kuratora. To tylko przykłady, najbardziej znamienne. Jutro Listkiewicza zastąpi ktoś z czwórki: Zbigniew Boniek, Tomasz Jagodziński, Zdzisław Kręcina, Grzegorz Lato. Pisk "Nasz Dziennik" 2008-10-29

Autor: wa