Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Justyny wpis w historię

Treść

Roku 2011 Justyna Kowalczyk nie mogła rozpocząć lepiej. Nie dość, że wygrała prestiżowy cykl Tour de Ski, to jeszcze uczyniła to w stylu niespotykanym, bijąc po drodze mnóstwo rekordów. Teraz czeka ją tydzień zasłużonego odpoczynku, czyli mniej intensywnych niż zazwyczaj treningów, a potem kolejne wyzwania z mistrzostwami świata w Oslo na czele. Trzecią Kryształową Kulę z rzędu, za triumf w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, ma już na wyciągnięcie ręki.
Przed rozpoczęciem zmagań w TdS, najbardziej męczącym i najtrudniejszym cyklu w całym kalendarzu startów, Polka była uważana za zdecydowaną faworytkę do końcowego triumfu; zwłaszcza że ze startu zrezygnowała jej najgroźniejsza rywalka Marit Bjoergen. Norweżka, liderka PŚ, postanowiła skoncentrować się na treningach, w kontekście mistrzostw w Oslo. Kowalczyk przygotowuje się do nich innym tokiem, dochodząc do najwyższej formy poprzez starty. Co ciekawe, obserwując rywalizację, Bjoergen przyznała w pewnym momencie: "Szkoda, że mnie tam nie ma". - Nie wiem, jakbym wypadła, ale nie byłoby chyba źle. Tour to świetne zawody, na pewno pojawię się na nich w przyszłym sezonie z postanowieniem walki o zwycięstwo - powiedziała. Trudno wyrokować, na ile nieobecność Norweżki pomogła Polce. Gdybanie nie ma sensu, pewne jest tylko, że zrzuciło na barki naszej reprezentantki dodatkową presję. - Przed rokiem też byłam uważana za faworytkę, jakbym jednak nie wygrała, to nic strasznego by się nie stało. Teraz wszyscy uznali mnie za główną i jedyną kandydatkę do zwycięstwa, a nie jest łatwo startować pod taką presją. Zwłaszcza że TdS to nie jest jeden bieg, tylko cały cykl - zaznaczyła Kowalczyk. Mistrzyni olimpijska z tym bagażem poradziła sobie jednak doskonale. Wygrała prolog, objęła prowadzenie już po pierwszych zawodach i utrzymała je aż do mety. Nigdy wcześniej żadna zawodniczka nie plasowała się na szczycie przez cały czas. Z ośmiu biegów Polka była najlepsza aż w czterech, co też w przeszłości się nie zdarzyło. A na okrasę Kowalczyk jako pierwsza w historii triumfowała w TdS drugi raz z rzędu. Wszystko to wyczyny rangi dziejowej, jednak nie mówią wszystkiego. O dominacji, absolutnej dominacji Kowalczyk świadczył styl, w jakim rozgrywała poszczególne biegi. Na 10 kilometrów łyżwą drugą na mecie Finkę Kristę Lahteenmaki wyprzedziła aż o 27,5 s, a przecież nie jest to jej ulubiony dystans. 10 km klasykiem rozegrała po mistrzowsku, nokautując najgroźniejsze konkurentki, a warto pamiętać, że wcześniej na trasach w Val di Fiemme nigdy nie spisywała się dobrze. Przed wspinaczką na Alpe Cermis wypracowała taką przewagę, że ten ostatni, morderczy etap mogła pokonać spokojnie, bez większych stresów. - Ale niczego nie byłam pewna. To jest sport, gdy zbyt wcześnie uwierzy się w swoje zwycięstwo, można boleśnie się rozczarować. Dlatego nie zastanawiałam się nad tym, czy i jaką posiadam przewagę, po prostu robiłam swoje. A przy okazji z tegorocznego cyklu zapamiętam to, że cały czas musiałam uciekać i przewodzić stawce podczas długich biegów. To nie jest łatwe i nie czuję się w tej roli zbyt dobrze - powiedziała.
Tour de Ski to zawody dla najtwardszych. Osiem startów w dziesięć dni, różne dystanse, style wymagające wszechstronności, siły, wytrzymałości zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Wszystko zwieńczone wspinaczką na Alpe Cermis, posiadającą skalę trudności wręcz szaloną. Gdy przed rokiem Kowalczyk na nią wbiegała, powiedziała "nigdy więcej". - Z biegiem czasu nabierałam jednak do tego sukcesu szacunku i przekonywałam się, jak bardzo jest cenny - wspomniała i między innymi dlatego z następnego startu nie zrezygnowała. Po raz kolejny udowodniła, jak wyjątkową jest sportsmenką, a przy okazji praktycznie zapewniła sobie trzecią z rzędu Kryształową Kulę. W klasyfikacji PŚ ma ogromną przewagę, a Bjoergen wyprzedza aż o 511 punktów. Norweżka swe straty nieco zmniejszy w Libercu (zaplanowano tam sprint indywidualny i drużynowy), gdzie Polka się nie pojawi, ale sama tłumaczy, że losy rywalizacji są już niemal rozstrzygnięte. - Nawet gdybym wygrywała wszystko do końca sezonu, to Justyna i tak będzie zajmowała wysokie miejsca, co nie pozwoli mi odebrać jej Kryształowej Kuli - przyznała Bjoergen. Po TdS Kowalczyk będzie miała lżejszy tydzień. Oczywiście żaden urlop, wolne nie wchodzą w grę, po prostu przez kilka dni potrenuje spokojniej. Nie wystartuje w najbliższych pucharowych zawodach, do zmagań wróci 22 i 23 stycznia w Otep

Autor: jc