Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jak wykuwały się "Złotka"

Treść

W 2003 i 2005 roku polskie siatkarki nie miały sobie równych w mistrzostwach Europy, sięgając po fantastyczne, historyczne sukcesy. Czy teraz może być podobnie, czy w rozpoczętym wczoraj turnieju nasze panie będą w stanie nawiązać do fantastycznych sukcesów prowadzonej przez Andrzeja Niemczyka drużyny? Czemu nie!

Kiedy w 2003 roku nasza drużyna wyjeżdżała do Turcji na mistrzostwa kontynentu, towarzyszyło jej znikome zainteresowanie. Niemczyk budował zespół z dala od kamer, w spokoju i ciszy. Niczego głośno nie obiecywał, choć - jak sam później przyznał - po cichu na medal liczył. Tymczasem na miejscu okazało się, że Polki stworzyły drużynę znakomitą, chwilami funkcjonującą perfekcyjnie, z wielkimi gwiazdami i osobistościami - Małgorzatą Glinką, Dorotą Świeniewicz, Mileną Rosner. Droga na szczyt łatwa jednak nie była, a naszym paniom dodatkowo pomogło szczęście. A konkretnie Bułgarki. Niewiele bowiem brakowało, aby "Złotek" zabrakło w półfinale, choć w pierwszej fazie turnieju odniosły cztery zwycięstwa, ponosząc tylko jedną porażkę. Z Włoszkami. W wygranych meczach straciły jednak zbyt dużo setów, co kwestię awansu do samego końca pozostawiło pod znakiem zapytania. Na szczęście w ostatniej serii spotkań siatkarki z Italii nie poradziły sobie z presją, w dramatycznym tie-breaku uległy Bułgarkom, dzięki temu Polki znalazły się w najlepszej czwórce turnieju. Potem było już fantastycznie. W dramatycznym, pięknym, długim boju z Niemkami nasze panie wygrały 3:2, choć przegrywały już 1:2 i 14:17 w czwartym secie. Następnego dnia, w wielkim finale, nasze bez straty seta rozbiły Turczynki i zostały "Złotkami". Niemczyk przyznał potem, że przed meczem z Niemkami długo rozmawiał ze swymi podopiecznymi, przekonując je, że mają szansę zdobyć złoto, szansę, jaka już może się nigdy nie powtórzyć. - Uwierzyły - wspominał trener, dodając: - Miałem szczęście, że spotkałem dziewczyny, z którymi się zrozumiałem i które chciały pracować. Stąd taki wynik.
Dwa lata później w Chorwacji było trudniej. Polki broniły tytułu, towarzyszyła im ogromna presja i bagaż oczekiwań. Gdy wyruszały na turniej, żegnały ich rzesze kibiców oczekujących jednego - powtórki. Członkinie zespołu miały problemy ze zdrowiem, kontuzjami, ale podjęły rękawicę. - Niejedna osoba na naszym miejscu by się posypała, zwątpiła. Niektóre z nas miały zaległości treningowe, niezaleczone urazy. Ale potrafiłyśmy się pozbierać, być prawdziwą superdrużyną w każdym elemencie - na parkiecie i poza nim. Dałyśmy sobie radę psychicznie, kilka spotkań wygrałyśmy wolą walki i sercem - opowiadała niezapomniana śp. Agata Mróz. W pierwszej fazie turnieju Polki wygrały wszystkie mecze, w półfinale zmierzyły się z Rosjankami. Gdy prowadziły 2:0 w setach i 24:21 w trzecim, wydawało się, że mają finał w garści. Tymczasem rywalki wyrównały, doprowadziły do tie-breaka. Dziś wspominamy go jako jeden z najpiękniejszych i najbardziej heroicznych bojów ostatnich lat, w którym "Złotka" wykazały się niespotykanym charakterem. I wygrały. Finał, z Włoszkami, był już popisem. Polki znów były górą, znów triumfowały. Nazwiska Glinki, Świeniewicz, Mróz, Joanny Mirek i ich koleżanek zapisały się w pamięci kibiców na stałe...
Jak będzie teraz w historycznych, pierwszych w historii w naszym kraju mistrzostwach Europy?
Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-09-26

Autor: wa