Jak przybliżyć historię?
Treść
Rozmowa z MARKIEM LASOTĄ, dyrektorem krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej - Co Pan robił 13 grudnia 1981 roku? - Świetnie to pamiętam, podobnie jak to, co robiłem dwa dni wcześniej. W piątek skończyliśmy strajk na Uniwersytecie Jagiellońskim. Z Jasiem Rokitą i innymi kolegami poszliśmy na suty obiad do - aż wstyd się przyznać - "Wierzynka". Zaszaleliśmy. W sobotę po południu pojechałem do mojego rodzinnego Olkusza. Kiedy w niedzielę rano obudziłem się, włączyłem radio. Cisza. Telewizor. To samo. Złapałem za telefon, bo zaczęło mnie to niepokoić. Chciałem zadzwonić do kolegów do Krakowa, żeby zapytać, co jest grane. Również cisza. Wtedy mama wróciła z kościoła i powiedziała, że jest wojna. Nagle z telewizora przemówił generał Jaruzelski. Słuchałem z niedowierzaniem, a potem zrozumiałem, że to nie żarty. W końcu z kilkoma kolegami pojechaliśmy taksówką do Krakowa. Jadąc, mijaliśmy kolumny wozów pancernych. Tknięty przeczuciem, nie poszedłem do swojego mieszkania, tylko do kolegi mieszkającego na Krowoderskiej. Drzwi otworzyła jego matka i wtedy dotarła do mnie groza całej tej sytuacji. Powiedziała: "Znikaj, byli po ciebie, Adama też szukali, Krzyśka zabrali". - Dla dzisiejszych nastolatków stan wojenny to niemal tak odległy czas, jak wojny krzyżowe. Jak można im przybliżyć te wydarzenia? - Warto pamiętać o tej dacie, ale warto też przy tej okazji pokazywać pozytywne postawy ludzi. Ja sam byłem świadkiem dwóch niezwykle budujących wydarzeń w tym okresie. 15 grudnia wszedłem do tramwaju nr 8 i zobaczyłem koleżankę, która wiozła dwie plastikowe, przeźroczyste torby z "bibułą", którą doskonale było widać. Podszedłem do niej. Była przerażona, więc wziąłem od niej jedną z tych toreb. Obserwowała mnie siedząca obok kobieta. W końcu powiedziała: "Niech pan położy mi to na kolanach". Położyłem, a ona przykryła to jakimiś siatkami i tak pojechaliśmy. To było dla mnie bardzo mocne przeżycie. Druga scena. Na początku stanu wojennego spędziłem jedną noc w domu starszych państwa. Kiedy wstałem rano, dostałem ogromny talerz parującej jajecznicy. To są drobiazgi, ale one bardzo utkwiły mi w pamięci. Postawy tzw. zwykłych ludzi były momentami fantastyczne. Chcę to pamiętać i myślę, że takie rzeczy powinno się przekazywać młodym ludziom. - Od kilku dni na forum internetowym dla nauczycieli i dyrektorów szkół trwa dyskusja na temat tego, jak upamiętnić w szkole rocznicę stanu wojennego. Okazuje się, że nie mają oni żadnych pomysłów, poza akademiami i wystawami. Chyba nie tędy droga. - Zgadzam się. Moje pokolenie stykało się z kombatantami wojennymi; pamiętam, że byliśmy bardzo ciekawi ich opowieści o heroizmie. Chcieliśmy, żeby przekazywali nam emocje, które im wówczas towarzyszyły. Dziś w podobny sposób można obudzić w młodych zainteresowanie stanem wojennym. - W amerykańskich szkołach dzieci uczą się historii swojego kraju m.in. poprzez inscenizacje bitew czy innych wydarzeń. U nas wciąż jest mało takiego podejścia do edukacji. - U nas też się to dzieje, ale niestety rzadko. W tym roku, z okazji rocznicy stanu wojennego IPN stworzył, głównie z myślą o młodych, portal internetowy wwww.13grudnia81.pl. Sądząc po liczbie odwiedzających, pomysł chwycił. W Krakowie uczniowie jednej ze szkół malowali graffiti - komiks o stanie wojennym - na budynku szkoły. Studenci robili happening. Ważne jest też, by muzea "przemawiały" do zwiedzających, by nie były tylko składowiskiem rupieci. Rozmawiała: ANNA KOLET-ICIEK "Dziennik Polski" 2007-12-14
Autor: wa