Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jak NIK wnikała w metodykę

Treść

Najwyższa Izba Kontroli weryfikująca proces organizacji lotów z VIP-ami nie zatrzymała się na problemie jakości szkoleń w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Kontrolerzy sięgnęli też do procesów rekrutacyjnych.

Weryfikacja objęła lata 2005-2010. Z nieoficjalnych informacji wynika, że kontrolerzy NIK mieli się doszukać w dokumentacji pułku szeregu nieprawidłowości związanych z procesem szkolenia pilotów. Co weryfikowała Izba? - Nie koncentrowaliśmy się wyłącznie na sprawach związanych z katastrofą samolotu Tu-154M. Badaliśmy m.in., jak przebiegał proces rekrutacji, jakie szkoły kończyli piloci zatrudniani w pułku, czy jak przebiegały ich szkolenia - odpowiada Paweł Biedziak, rzecznik NIK. Jak dodaje, kontrolerzy weryfikowali obowiązujące przepisy w tym zakresie i to, jak były one stosowane w rzeczywistości. - Była to głównie weryfikacja sporządzonej dokumentacji, która nie wymagała specjalistycznej wiedzy z zakresu lotnictwa - przyznał rzecznik. Jak dodał, kontrolerzy Izby w razie potrzeby mogli sięgać po ekspertów, jednak w toku tego postępowania takich przypadków nie było zbyt wiele.
Deklaracją NIK dotyczącą dość ograniczonego udziału ekspertów w kontroli specpułku zdziwieni są piloci. Jak usłyszeliśmy, by dokonać rzetelnej i dogłębnej analizy dokumentacji lotniczej, trzeba znać wszystkie przepisy wykonawcze, regulamin lotów czy przepisy cywilne, bo tylko wtedy można się do tych zagadnień rzeczowo ustosunkować. - Jak inaczej zweryfikować takie szczegóły, jak np. poprawność stosowanych przerw w lataniu, albo ocenić, czy można było przedłużać pilotom uprawnienia w lotach z zasłoniętą kabiną i na jaki okres itd.? Z tym trzeba być na bieżąco, a przecież już sama terminologia lotnicza wymaga pewnego wysiłku, by ją przyswoić. Oczywiście można rozłożyć regulamin i nim się posługiwać, ale dla osoby niemającej kontaktu z lotnictwem sprawa wcale nie jest łatwa - ocenił doświadczony pilot lotnictwa transportowego w stopniu majora. Jak zauważył, kontrola szkolenia w pułku powinna być oparta na analizie problemu podobnej do tej wykonanej przez komisję, tyle że w szerszym zakresie. - Oczywiście kontrolować można wszystko i w różny sposób. Kluczowy będzie wynik kontroli i celność postawionych ocen. Z tym może być różnie, jeśli faktycznie nie sięgnięto do wiedzy specjalistów z danej dziedziny - dodaje nasz rozmówca.
Jak usłyszeliśmy, NIK może mieć także problem z oceną naboru pilotów do specpułku, bo w Siłach Powietrznych do dziś nie ma żadnych kryteriów w tym zakresie. Jedyną obowiązującą zasadą jest wypełnienie wolnych etatów. Pod uwagę brane są też predyspozycje zdrowotne. - Jeśli pilotowi szwankuje zdrowie i nie może już latać na "szybkich" samolotach, a może służyć w lotnictwie transportowym, to jest to brane pod uwagę. Jednak formalnych kryteriów pilotażowych nie ma i nigdy nie było - usłyszeliśmy od oficera rezerwy, byłego pracownika Dowództwa Sił Powietrznych.
Podobnie było w 36. SPLT. - Tu funkcjonowały pewne niepisane zasady. Do służby w specpułku brało się pilotów najbardziej doświadczonych, ze stażem, często pośród nich byli tacy, którzy z uwagi na zdrowie nie mogli latać na samolotach naddźwiękowych - dodał.
Jednak i ta zasada w ostatnich dziesięciu latach została zachwiana, "bo nie było skąd brać pilotów takich, jakby się chciało". Powód? Liczne odejścia pilotów w 2003 i 2004 roku i powstała wówczas nagła potrzeba uzupełniania braków personalnych mniej doświadczonym personelem. W ocenie naszego rozmówcy, w tym zakresie NIK nie odkryje nic nowego. Trudno będzie też kontrolerom wskazać na nieprawidłowości, bo nie ma tu punktu odniesienia. - Nie ma przepisów, które by tu coś nakazywały, by np. w czasie kontroli wskazać, że doszło do jakichś przekroczeń - zauważył nasz rozmówca.

Marcin Austyn

Nasz Dziennik Piątek, 16 grudnia 2011, Nr 292 (4223)

Autor: au