Przejdź do treści
Przejdź do stopki

IPN: inna odsłona lobbingu

Treść

Władze Instytutu Pamięci Narodowej mówią tym samym językiem co Prawo i Sprawiedliwość, podobnie chyba rozumieją politykę historyczną - twierdzi poseł Arkadiusz Rybicki (PO). Ma to być powód, dla którego partia rządząca chce go "odpolitycznić" i przekształcić w instytucję o charakterze bardziej naukowym. Do Sejmu trafi dziś projekt nowelizacji ustawy o Instytucie. Politycy opozycji i członkowie Kolegium IPN wskazują, że to właśnie po jej przyjęciu nastąpi prawdziwe upartyjnienie IPN.
- Nie chodzi nam o to, żeby przejąć IPN. Chodzi o to, żeby zbliżyć do Instytutu historyków - argumentuje Rybicki. Poseł ocenia, że obecnie IPN realizuje projekty polityczne tożsame z działaniami PiS, np. wykrycie siatki agentów, układu, itp. - Dzisiaj emocje wokół IPN i obawy, że ujawnienie jakichś teczek wstrząśnie fundamentami państwa, mamy za sobą - podkreśla Rybicki. Dlatego rządząca koalicja wychodzi z założenia, iż należy zmienić ustawę o IPN.
- Uważam, że jest już chyba ten czas, by podjąć szybką pracę nad ustawą, która odda IPN historykom względnie neutralnym politycznie, a nie gończym, którzy chcą kogoś koniecznie złapać i zagonić - mówił premier Donald Tusk po publikacji w periodyku IPN tekstu o związkach Aleksandra Kwaśniewskiego z SB. Dodał, że stygmat polityki w działalności IPN i ideologizacja prezesa Instytutu Janusza Kurtyki "wytwarza nieznośną atmosferę dwuznaczności wokół działania IPN". IPN, podobnie jak autor artykułu dr Piotr Gontarczyk, nie chcą komentować tej wypowiedzi. Rybicki zastrzega, że wypowiedzi premiera nie stanowią żadnych nacisków na Instytut.
Arkadiusz Mularczyk (PiS) uważa, że starania o nowelizację ustawy nie są przejawem racjonalnego działania ze strony koalicji. Poseł podkreśla, że PO nie ma żadnej konkretnej wizji zmian w IPN, a te, które proponuje, to efekt lobbingu środowisk uniwersyteckich, które chcą mieć wpływ na to, co robi Instytut, uczestniczyć w jego projektach badawczych i korzystać z funduszy.
Według projektu, Kolegium miałoby zostać zastąpione przez 9-osobową Radę. Kandydatów na jej członków wybierze tzw. Kolegium Elektorów wyłonione przez uczelnie mające prawo do nadawania stopni naukowych oraz Instytut Historyczny PAN. Elektorzy przedstawią następnie kandydatów Sejmowi i Senatowi, które dokonają wyboru. Dwóch członków Rady rekomendowanych przez Krajową Radę Sądownictwa wskaże prezydent.
Sejm będzie wybierał prezesa zwykłą większością głosów. Łatwiej będzie go też odwołać. Wystarczy zwykła większość w Sejmie. - Prezes IPN ma obecnie silniejsze umocowanie niż premier. W okresie, kiedy Instytut powstawał, chodziło o to, aby uniknąć nacisków na prezesa IPN - argumentuje Rybicki.
- W tym projekcie jest szereg rzeczy, które osłabiają niezależność prezesa i zarazem całej instytucji. Po pierwsze, z uwagi na naciski korporacyjne, a po drugie - ze względu na łatwość odwołania prezesa i członków Rady - ocenia prof. Mieczysław Ryba, członek Kolegium IPN. - Jeżeli politycy reagują w ten sposób, że na książkę, artykuł nie ma reakcji poprzez artykuł, książkę tylko siłą w postaci ustawy - to automatycznie nie jest to nic innego jak upartyjnianie tej instytucji - podkreśla. - Największe dobro, jeśli chodzi o funkcjonowanie tak ważnej instytucji, to jej niezależność. Uderzenie w tę niezależność niezwykle zaszkodzi w wyjaśnianiu rzeczywistości czasów komunistycznych w aspekcie historycznym i prawnym - dodaje.
Projekt przewiduje również rozszerzony dostęp do akt z IPN, który miałby polegać m.in. na tym, że osoba zwracająca się o to otrzymywałaby od razu dokumenty z ujawnionymi nazwiskami agentów, które dziś są zaczerniane i trzeba w osobnym trybie domagać się ich ujawnienia.
Zenon Baranowski
"Nasz Dziennik" 2009-12-03

Autor: wa