Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ile jeszcze trzeba linczów medialnych?

Treść

Ile jeszcze trzeba linczów medialnych, aby przekonać wszelkich przeciwników lustracji do natychmiastowego jej przeprowadzenia? A może chodzi o to, aby nadal w odpowiednim dla kogoś momencie wyciągać określone teczki? Może chodzi o to, aby niszczyć określonych ludzi, szczególnie jeśli zaszli komuś za skórę swymi poglądami czy wypowiedziami? Konsekwentnie i z wielką determinacją nieustannie wzywamy do przeprowadzenia dekomunizacji i lustracji w Polsce. Tego stanowiska nie zmieniamy w stosunku do żadnego środowiska. Cała prawda niech zostanie ujawniona, także wszelkie ubeckie kłamstwa zidentyfikowane i potępione, a architekci i wykonawcy niszczącego ludzi systemu w PRL osądzeni. O winie, skutkach i przede wszystkim stopniu szkodliwości pewnej "gry", jak to określił ks. abp Wielgus, mówiąc o swoich kontaktach z służbami bezpieczeństwa, orzekną historycy i kompetentni badacze. Rozwój wydarzeń związany z coraz większą wiedzą na temat zawartości teczki ks. abp. Wielgusa wskazuje, że istotą rzeczy staje się teraz nie tyle sam fakt kontaktów, ale właśnie ich szkodliwość. Po przejrzeniu dokumentów widać, że co do tej szkodliwości jest najwięcej znaków zapytania. Komentarze, jakie się w tej sprawie pojawiają, sprawiają wrażenie, że są raczej wynikiem pewnego nastawienia do postaci arcybiskupa niż wynikiem zapoznania się z określonym dokumentem, który by tę szkodliwość dowodził. Na razie takich dokumentów o skutkach współpracy, o konkretnych zrealizowanych zadaniach czy ewentualnych poszkodowanych osobach nie ma. A ksiądz arcybiskup zapewnia, że nikogo nie skrzywdził, że na nikogo nie donosił, nie wypierając się przy tym jednocześnie swych kontaktów z SB i wywiadem PRL. Możliwe jest zatem, że w czasie swych kontaktów z bezpieką i wywiadem rzeczywiście nic istotnego nie mówił, zadań nie wykonywał i - jak zresztą jest to potwierdzone w dokumentach - ostatecznie nie spełniał oczekiwań wywiadu. To byłoby potwierdzeniem słów księdza arcybiskupa o pewnej "grze", jaką prowadził z bezpieką. Sam mówi obecnie, że to był błąd i dziś tego by nie zrobił. Zatem z jednej strony mamy nadal "słowo" księdza arcybiskupa, który przez lata cieszył się bardzo dużym autorytetem w Kościele, i "pełne zaufanie", jakim w bezprecedensowym oświadczeniu obdarzyła nowego metropolitę warszawskiego Stolica Apostolska, a z drugiej dokumenty, które w niektórych sprawach nie są jednoznaczne, przede wszystkim w tych, dotyczących konkretnych skutków kontaktów księdza Wielgusa z wywiadem i bezpieką. Przedziwna jest też ta ogromna presja, aby ingres arcybiskupa Wielgusa się nie odbył, aby on zrezygnował z urzędu. To też daje do myślenia, zwłaszcza że wielu środowiskom od razu nie na rękę było, że biskup, który określany jest jako konserwatysta, zostanie arcybiskupem Warszawy. Czy zatem ten wielki lincz medialny i deklarowana "troska o dobro Kościoła" nie ma i w tym przyczyny? To naprawdę ważne pytanie. Sławomir Jagodziński, "Nasz Dziennik" 2007-01-05

Autor: ea