Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Homoseksualny holokaust

Treść

Słychać o przygotowaniach do postawienia na placu Trzech Krzyży w Warszawie nowego pomnika. Miałby on upamiętniać na polskiej ziemi "męczeństwo" homoseksualistów w Trzeciej Rzeszy. Drogę temu pomysłowi utorował w 2005 roku Parlament Europejski rezolucją, w której uznano homoseksualistów za jedną z głównych grup ofiar niemieckich nazistów, a w pierwotnym projekcie zostali oni umieszczeni nawet przed Polakami. Czy należy postawić na placu Trzech Krzyży kolejny krzyż? Gdyby tylko parlamentarzyści mieli rację, to trzeba by się zgodzić, iż jedna z głównych zbrodni XX stulecia - jak i całej historii ludzkości - skierowana była przeciwko homoseksualistom, co nie tylko przewartościowuje dotychczasową wiedzę historyczną o Trzeciej Rzeszy, ale nade wszystko implikuje zasadnicze "przewartościowanie wartości", zwłaszcza zaś wartości najważniejszych, dotyczących samej tożsamości człowieka jako bytu wkraczającego w swoje osobowe istnienie wyłącznie poprzez ludzką płciowość. Zamiast jednak protestów historyków, intelektualistów, polityków i duchownych, dźwięczy w uszach w dalszym ciągu tylko cisza na ten temat, chociaż zazwyczaj uważamy się za dobrych znawców nazistowskich zbrodni i szokuje nas wpierw intelektualnie wieść o jakoby "homoseksualnym holokauście". Czyżby ta cisza oznaczała naszą akceptację tej tezy? Taka cisza towarzyszyła też początkom marksistowskiego totalitaryzmu, nad czym ubolewał Pius XI w encyklice "O bezbożnym komunizmie". Pewnie zatem na naszej skórze już wkrótce wypisze się te nowe idee, implikowane rezolucją Parlamentu Europejskiego. Stawka jest ogromna, gdyż jeśli politycznej aktywności tego "stalinowskiego homoseksualizmu"[1] nie dostrzeżemy i nie docenimy, to chyba wkrótce zacznie się palić Biblię i naród wybrany. To przecież wpierw w Starym Testamencie przewidziana była kara śmierci za homoseksualizm, a święty Paweł zapewniał, że homoseksualiści nie mają wstępu do Królestwa Niebieskiego. Takie prześladowania zapowiada się już w samych tytułach niektórych tekstów, jak np. Louisa Cromptona "Gay Genocide: From Levicitus to Hitler"[2]. Następni w kolejności pójdą chrześcijanie, co wynika chociażby z pogróżek Goebbelsa - dzisiaj dosyć często akceptowanych - twierdzącego, że to chrześcijaństwo zafałszowało nasze erotyczne postawy"[3]. Goebbels był - jak wiadomo - transwestytą, a więc chrześcijański i jakikolwiek realizm był mu nie po drodze w realizacji tego wpierw pod względem technicznym karkołomnego upodobania. Ale te pogróżki już się realizuje. Już bije się i więzi chrześcijan za negatywną ocenę homoseksualizmu, a od kilku lat za to samo atakuje się i profanuje katolickie świątynie (np. w Montrealu, Paryżu, Sankt Petersburgu). W Warszawie na miejscu pamiętnej i przełomowej dla dziejów świata modlitwy Jana Pawła II posłanka SLD podczas spotkania sodomitów wezwała "ducha" - rozumieć należy, iż ducha szatana - aby "odnowił" polską ziemię. Widać chrześcijanie skazili tę ziemię swoją negatywną oceną homoseksualizmu. Lud Warszawy został zatem głośno wezwany do sodomizowania swoich synów, ale także do zrobienia porządków z tymi, którzy ośmielają się w tym przeszkadzać. Czy to wezwanie zostanie zrealizowane, zależy tylko od nas. Najpierw jednak od naszego wysiłku intelektualnego. Czy zatem homoseksualiści byli ludem prześladowanym w III Rzeszy, a więc dzisiejsi jego krytycy schodzą na poziom moralny nazistów? Prawdofobia? Przyczyną aktualnego milczenia w sprawie rezolucji Parlamentu Europejskiego może być jednak niewiedza na temat represji wobec homoseksualistów w Trzeciej Rzeszy. Nie na wszystkim wszyscy się znają, a co może najbardziej dziwne, zwłaszcza dosyć mało się znamy na totalitaryzmie, doświadczywszy go na własnej skórze, rozmasowywanej dzisiaj przez rozmaitych tajnych współpracowników. Zadanie przezwyciężenia owej niewiedzy mamy jednak ułatwione, ponieważ to wszystko, co dzisiaj dzieje się w Europie, parę lat wcześniej odegrano niczym na teatralnej scenie w Stanach Zjednoczonych, co nie znaczy jednak, że tych scenariuszy nie pisze się właśnie w "starym świecie". Ale wpierw właśnie to w USA już udało się przeforsować pogląd o "holokauście homoseksualistów"[4]. W waszyngtońskim Muzeum Pamięci Holocaustu na czwartym piętrze umieszczono w 1996 roku wspomnienie o prześladowaniu homoseksualistów przez nazistów. Zrodziło to jednak również protesty. Howard L. Hurwitz - przewodniczący Family Defense Council - zgłosił swój sprzeciw, ponieważ "Homoseksualiści nigdy nie byli zamykani w gettach ani nie byli przedmiotem eksterminacji"[5]. Wyjaśnił też powody zainteresowania homoseksualistów miejscem w muzeum holokaustu: może to pomóc zdobyć akceptację dla ich zachowań. Również Raul Hilberg, historyk, autor "Destruction of the European Jews", ostrzegł przed zbyt szerokim używaniem słowa "holokaust". Ale to również w USA podjęto wysiłek naukowy, który demaskuje kłamstwo o "homoseksualnym holokauście", pokazując rzeczywisty stosunek nazizmu do homoseksualizmu. Najbardziej ważna taka monografia - zauważona zwłaszcza po drugiej stronie barykady, oczywiście jako "nienawistna", to książka Scotta Lively'ego i Kevina Abramsa zatytułowana "Różowa swastyka"[6]. Ponieważ to właśnie różowego koloru były trójkąty identyfikujące homoseksualistów w obozach koncentracyjnych (w latach 70. uczyniono w USA ten znak symbolem walki o "prawa homoseksualistów"), już sam tytuł książki wskazuje na jej główną tezę. Jest to zaś teza, iż nazistowski totalitaryzm ze swej istoty nie mógł być wrogi homoseksualizmowi, bo stworzony był w znacznej mierze właśnie przez homoseksualistów i "holokaust homoseksualistów" jest tylko użytecznym mitem, z prawdą niemającym nic wspólnego. Główna zasługa monografii Lively'ego i Abramsa leży w ustaleniu i uporządkowaniu tych faktów historycznych w oparciu o ponad 200 prac historycznych powstałych od lat trzydziestych XX w., wykorzystując w tym także prace samych homoseksualistów, czy opowiadające się za "homoseksualnym holokaustem". W "Przedmowie" autorzy podkreślają, że świadomi politycznego ataku na swoje dzieło bardzo skrupulatnie dokumentowali własne tezy i łatwo sprawdzić, że jest to prawda. Przypomnieli też, iż literatura historyczna sprzed lat 60. XX stulecia uważała za dosyć oczywiste (chociaż szczegółami się nie zajmowano) praktykowanie homoseksualizmu przez nazistów, co wyrażano często w produkcji filmowej Hollywood (np. w filmie "Exodus" z 1960 roku, nakręconym w oparciu o powieść Leona Urisa). Faktu tego miały być świadome intelektualne elity tamtych lat, czego szczególnym wyrazem była wypowiedź słynnego poety homoseksualisty Allena Ginsberga podczas przesłuchania przed sądem w związku z książką "Naked Lunch" Borroughsa. Zapytany, czy "w przyszłości będzie partia polityczna utworzona przez homoseksualistów", Ginsberg odpowiedział, że to już się zdarzyło w Niemczech za czasów Hitlera[7]. "Różowa swastyka" pokazuje zatem w szczegółach, że po pierwsze - represje wobec niemieckich homoseksualistów w Trzeciej Rzeszy były bardzo wybiórcze i nie sposób ich nawet porównać do zagłady narodu żydowskiego (oraz Słowian i Romów). Po drugie, autorzy książki odsłaniają rzeczywiste motywy represji i antyhomoseksualnej retoryki w niektórych przemówieniach hitlerowskich dygnitarzy wobec części środowiska homoseksualistów w drugim okresie nazistowskiej rewolucji. Tymi motywami - najogólniej mówiąc - z pewnością nie była negatywna ocena moralna homoseksualizmu. Główni bowiem twórcy Trzeciej Rzeszy - i to trzecia z najważniejszych tez tej książki - sami byli homoseksualistami. Warto wspomnieć, że ten sam wizerunek nazistowskiej historii mają także wcześniej tworzący klasyczni autorzy i ugruntowane od dawna sławy, jak np. Hannah Arendt i George Mosse. Arendt w swoim monumentalnym dziele "Korzenie totalitaryzmu" wskazuje, że homoseksualizm był często spotykany w kręgach nazistów[8], ale tego tematu już nie drąży. Więcej szczegółów znajdujemy w innej klasycznej pracy dla rozumieniu nazizmu - George'a L. Mossego "Kryzysie ideologii niemieckiej" - gdzie pokazuje się, że u jego początku były obecne w Niemczech idee polityczne, które traktowały homoseksualizm jako pozytywną siłę społeczną, jako "bazę teorii kosmicznej, która usiłowała dostarczyć alternatyw istniejącym społecznym i politycznym organizacjom"[9]. Hans Blüher (Die Rolle der Erotik in der männlichen Gesellschaft, 1917) uważał erosa jako siłę kulturotwórczą, a nie służącą rozmnażaniu, bo wychowanie dzieci pochłania wszystkie wysiłki kosztem życia duchowego. Mężczyzna homoseksualista to zatem jednostka najbardziej twórcza, gdyż u mężczyzny żonatego eros ma być uwięziony przez skierowanie energii na rodzinę. To homoseksualiści, według Blühera, mają spełniać rolę wodzów. Również Otto Weiniger w popularnej pracy "Płeć i charakter" (1903) utrzymywał, że kobiety nie są zdolne do wysublimowanej przyjaźni łączącej mężczyzn. Cechy żydowskie przyrównywał do cech kobiecych. Wedle z kolei Georga Lomera, aryjski mężczyzna był symbolem słońca, a Żyd i kobieta reprezentowali jedynie jego odbicie w postaci Księżyca. Jest zatem sporo poważnej, dostępnej literatury, którą warto podesłać europarlamentarzystom, zanim cokolwiek zgotują nam w sprawie jakoby nazistowskiej "homofobii". Oby tylko nie przeszkodziła w lekturze jakaś fobia odnośnie do prawdy. Niemcy kolebką zorganizowanego politycznie homoseksualizmu Dzisiaj zazwyczaj też się nie wie, że to właśnie w Niemczech pod koniec XIX wieku pojawił się pierwszy w świecie zorganizowany politycznie homoseksualizm. Uważano zresztą wtedy powszechnie w Europie, iż Niemcy są narodem, który jakoś szczególnie upodobał sobie te zachowania. Stąd też nazywano je nawet "niemieckim występkiem". Za twórcę zorganizowanego homoseksualizmu uznaje się niemieckiego prawnika Karla Heinricha Ulrichsa (jego następcą był L. Hirshfeld)[10]. Twierdził on, że homoseksualizm jest dziedziczony, stąd też nie powinien być prawnie zakazany, czego zażądał w otwartym liście do pruskiego ministra sprawiedliwości w 1869 roku. Jeśli jeszcze Engels w liście do Marksa zauważył, że pederaści w Niemczech przeliczają swoje szeregi, ale ich słabością jest brak organizacji, to już pod koniec XIX w. mamy aż dwie organizacje niemieckich homoseksualistów. Jedna z nich to Magnusa Hirchfelda Komitet Naukowo-Humanistyczny (1897), a później Instytut Badań Seksualnych w Berlinie. Druga to Adolfa Branda organizacja Gemeinschaft der Eigenen (1902), wydająca od 1896 roku "Der Eigene", pierwsze czasopismo dla homoseksualistów. Adolf Brand wyrażał oczekiwanie na powrót do "greckich czasów" i "helleńskich standardów piękna" po wiekach "chrześcijańskiego barbarzyństwa". Ideałem byli dla niego wojownicy Sparty, Teb i Krety, gdzie najbardziej rozpowszechniona była pederastia. Twierdzi się, że te organizacje różniły się nade wszystko poglądem na temat męskości. Zwolennicy Hirschfelda (pogląd ten wcześniej sformułowany był przez Ulrichsa) mieli się uważać za kobiety uwięzione w męskich ciałach. Teza ta nie zyskiwała wyznawców, a nawet obrażała stowarzyszonych w organizacji Adolfa Branda, którzy określali się wręcz jako kwiat wśród męskiej płci, supermanów w stosunku do heteroseksualnych mężczyzn. Z tego też powodu te organizacje były ze sobą w konflikcie i nie widziały wspólnego politycznego celu. Przekształcenie Niemiec w Trzecią Rzeszę było długim procesem i dokonało się między innymi drogą niemieckiego ruchu młodzieżowego Wandervoge. Element tego ruchu stanowiła idea "pedagogicznej pederastii", gdyż Wandervogel był zdominowany i kontrolowany przez pederastów. W 1912 roku wspomniany już Hans Blüher (teoretyk organizacji Gemeinshaft der Eigenen) w książce "Niemiecki ruch Wandervogel jako erotyczny fenomen" opisywał kształtowanie chłopców w kierunku homoseksualizmu przez te ruch. Sami nawet historycy homoseksualiści przyznają, że Niemiecka Partia Pracy - z której wyłoniła się Partia Nazistowska - powstała w klubie dla homoseksualistów "Batworstgloch"[11], a większość założycieli - jeśli nie wszyscy - była homoseksualistami lub biseksualistami. Wśród nich odnotowuje się członków organizacji wspomnianego Ludwika Hirschfelda, który zresztą miał ubolewać nad faktem, że także wielu jego ludzi uwielbiało Hitlera i wstąpiło do NSDAP (wśród nich kierownik biblioteki Instytutu, Erwin Lausch). W szeregach nazistów znajdujemy zatem jakąś szczególnie częstą obecność niewątpliwych homoseksualistów, na czele z Ernstem Röhmem, dowódcą SA, kapitanem z czasów I wojny światowej, promotorem kaprala Hitlera. Domniemywa się też, że i sam Hitler był homoseksualistą, a w czasach wiedeńskich zarabiał na życie jako męska prostytutka. W 2003 roku ukazała się w Niemczech na ten temat monografia, pióra Lothara Machtana, pod tytułem "Tajemnica Hitlera"[12]. Profesor Machtan jest znanym w Niemczech historykiem, pracuje na uniwersytecie w Bremie. W swojej książce - sygnalizowanej także przez PAP - potwierdza już wcześniej wielokrotnie wyrażane przypuszczenia (np. żydowskiego historyka Samuela Igry zawarte w książce z 1945 roku "Niemiecki narodowy występek", czy też w portrecie psychologicznym stworzonym w 1943 roku przez psychiatrę Langera na zamówienie aliantów[13]), iż Hitler był homoseksualistą[14]. Z tego właśnie powodu podczas I wojny światowej nigdy nie awansował i był tylko kapralem. Książka ta jest bardzo obszerna i nie sposób przedstawić tu wszystkich faktów, które przywołuje autor dla poparcia swojej tezy. Bezdyskusyjne jest jednak chociażby to - co przyznaje pro-homoseksualny historyk Recktor[15], że Hitler otaczał się niewątpliwymi homoseksualistami (jak m.in. Rudolf Hess, nazywany w homoseksualnym środowisku "Fraulein Anna" lub "Czarną Bertą", czy Röhm, powszechnie znany homoseksualista). Wśród ochroniarzy Hitlera prawie wszyscy byli homoseksualistami, a to samo wiadomo nam o dwóch jego szoferach. Dobór tego towarzystwa już jest szczególnie wymowny. Po resztę informacji odsyłam do samej książki. Zaraz poszerzę listę homoseksualistów - twórców Trzeciej Rzeszy. Już teraz jednak widać, że żądania wpisania homoseksualistów na listę głównych ofiar nazistów wygląda egzotycznie, nawet jeśli niektórzy homoseksualiści rzeczywiście wtedy byli poddani rozmaitym represjom. Podobnie dziwne byłoby żądanie uznania komunistów za pierwszą ofiarę komunistów, chociaż bezdyskusyjne jest to, że się wzajemnie mordowali. Skoro niemiecka "rewolucja nihilizmu" prowadzona była pod sztandarem wyzwolenia homoseksualnego erosa przez szeregi wojaków homoseksualistów, to zrozumiałe jest, że pierwszymi śmiertelnie zranionymi muszą być zawsze jego główni wyznawcy. Dzieje się to również z tego powodu, że eros miotający swoim gospodarzem w odśrodkowym kierunku napotyka w jego domostwie jeszcze dwie inne słabości, które także zainteresowane są wyznaczaniem równie "odsiebnego" kierunku działania. Obecne w człowieku "wola mocy" i "pożądliwość oczu" (pragnienie dóbr ekonomicznych) zatem także miesza ją w logice działania i w ostatecznym obrachunku wypada ono wręcz samobójczo. Proporcje Najpierw sprawy niewątpliwe, ale czasami konieczne do zasygnalizowania. Niewątpliwe jest zatem, iż każda z osobna ofiara totalitarnego nazizmu winna być bezwzględnie uszanowana w pamięci wszystkich następnych pokoleń. Jeśli tymi ofiarami byli również homoseksualiści, to i tę zbrodnię nazistów wobec tych osób należy potępić. Każde ludzkie cierpienie ma bosko-ludzką wartość i z tych też ściśle ze sobą powiązanych powodów żadnego z tych cierpień nie należy nigdy zlekceważyć. Równie jednak bezwzględnym obowiązkiem - i dokładnie z tego samego powodu uszanowania tego, co bosko-ludzkie w człowieku - jest zachowanie obiektywnych proporcji w porównywaniu ludzkich cierpień i dostrzeganie ich różnopłaszczyznowości. Również i tych zgotowanych przez nazistów swoim ofiarom. Czy zatem wyróżnienie homoseksualistów obok Żydów, Polaków i Cyganów jako głównych ofiar nazistów respektuje prawdę historyczną? Czy uszanowuje ofiary tej straszliwej przemocy, zachowując realne proporcje ich wkładu w doświadczenie nazistowskiej przemocy? Wśród jej ofiar byli również niemieccy i austriaccy męscy homoseksualiści, w tym także niektórzy homoseksualni naziści. W obozach koncentracyjnych - jeśli już tam trafili, bo stosowano też inne rozwiązania niż obóz - dawano im różowy trójkąt. Czy jednak słuszne jest określenie ich jako głównych ofiar nazizmu w porównaniu do żydowskich, polskich, cygańskich doświadczeń nazistowskiego prześladowania? Najpierw niech przemówią same liczby, których zestawienia już dokonano (Lively, Abrams). Czy one rzeczywiście świadczą o tym, żeby w sposób szczególny wyróżnić właśnie homoseksualistów jako główne ofiary nazistów? Jeśli w latach 70. homoseksualni aktywiści twierdzili, że setki tysięcy homoseksualistów było więzionych w obozach koncentracyjnych, to dzisiaj np. Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie podaje, że skazanych za homoseksualizm było od 5 do 15 tysięcy męskich homoseksualistów (z czego nieznany procent oskarżony był fałszywie, o czym dalej wspominam). Szacuje się, iż w latach 1933-1945 Niemcy miały liczyć ok. 1,2 mln homoseksualistów. Gdybyśmy się na te liczby zgodzili, to wynikałoby stąd, że jednak tylko znikomy procent homoseksualnej społeczności Niemiec (ok. 10-15 proc.) objęty został restrykcjami ze strony nazistowskich władz. Zmarli skutkiem uwięzienia (a nie bezpośredniej zagłady, jak w przypadku Żydów) homoseksualiści (prawdopodobnie mniej niż 6000) stanowią niespełna 1 proc. wszystkich homoseksualistów z terenu okupowanej Europy. Dla porównania Niemcy zamordowali 85 proc. Żydów z tego terenu. W Buchenwaldzie, obozie liczącym najwięcej homoseksualistów więźniów, w 1942 roku było 100 więzionych homoseksualistów, a w 1944 roku - 189. W porównaniu do wszystkich więźniów jest to tylko znikomy procent. Większość homoseksualistów trafiało do więzień z krótkoterminowymi wyrokami. Z dokumentów wynika, że aresztowani byli z racji seksualnej aktywności w miejscach publicznych, takich jak parki czy publiczne ubikacje. Lively i Abrams postarali się również o zestawienie liczb dotyczących wszystkich wykrytych wykroczeń i przestępstw popełnianych przez młodzież z Hitlerjugend oraz ich spraw dotyczących homoseksualizmu z liczbą wydalonych z tej organizacji. Jeśli w roku 1940 popełniła ta młodzież 10 958 przestępstw (w większości były to kradzieże), to 901 spraw dotyczyło homoseksualizmu. Tylko 300 chłopców z całej dziesięciotysięcznej grupy zostało wyrzuconych. Wynika z tego, iż homoseksualne występki traktowane były w większości wypadków z przymrużeniem oka przez hitlerowskich wychowawców. Wybiórczość Uznanie przez Parlament Europejski, iż to właśnie homoseksualiści byli nadzwyczaj prześladowaną przez nazistów społecznością pomija również fakt, iż represje te miały zasięg bardzo ograniczony. Nie obejmowały one wpierw homoseksualistów w państwach okupowanych przez Niemców, na co wskazuje np. Muzeum Pamięci Holokaustu w Waszyngtonie. Znamy z Zeszytów Oświęcimskich urzędowy nazistowski dokument, który zaleca propagandę homoseksualną wśród Polaków. Nie interesowano się też specjalnie niemieckimi lesbijkami. Najważniejsze jest jednak to, że nie wszyscy niemieccy i austriaccy homoseksualiści byli przedmiotem jakichkolwiek represji. Nawet Biedroń - polski lider zorganizowanego homoseksualizmu - przyznaje, że tolerowano orientację homoseksualną wśród nazistowskich prominentów. Na czym bliżej ta wybiórczość polegała? Najpierw dotyczyła tylko jednej z homoseksualnych niemieckich organizacji. Jeśli organizacja i instytut Hirschfelda (owych "kobiet w męskich ciałach") zostały zniszczone przez nazistów 6 maja 1933 roku, to organizacja "nadmężczyzn" Brandta działała bez przeszkód aż do 1940 roku. Adolf Brand, chociaż znany był powszechnie jako homoseksualny aktywista (i w swoim czasopiśmie krytykował antyhomoseksualne działania nazistów, twierdząc w "Der Eigene", iż "Ludzie tacy jak kapitan Röhm, nie są rzadkością w Narodowej Socjalistycznej Partii" i "wszyscy wiedzą doskonale, że wszystkie te publiczne groźby są tylko papierowymi maskami"), to jednak nigdy nie był aresztowany przez nazistów. Ale nawet wielu tzw. kobiecych homoseksualistów było traktowanych wyjątkowo, wśród nich np. aktor Gustaf Grundgens. Pomimo jego powszechnie znanego prowadzenia Göring mianował go dyrektorem Państwowego Teatru. W 1937 roku Himmler polecił, aby artyści byli aresztowani za homoseksualizm tylko za jego zgodą. Represje wobec homoseksualistów przede wszystkim nie obejmowały samych głównych twórców totalitarnego nazizmu. Bez przeszkód mogli działać między innymi: Rudolf Hess, Heinrich Himmler, Baldur von Schirach, Hans Frank (minister sprawiedliwości Rzeszy), Walter Funk, Reinhard Heydrich (autor pogromu Żydów podczas tzw. kryształowej nocy), Albert Foester, Graf von Helldorf (w 1935 roku mianowany przez Hitlera komendantem policji w Berlinie). Wszyscy oni należeli do znanych Hitlerowi homoseksualistów (lub biseksualistów), ale nie byli poddani żadnym prześladowaniom. Twierdzi się zatem, że kluczem do zrozumienia wybiórczych represji w Trzeciej Rzeszy wobec homoseksualistów było - zawsze w dziejach odnotowywane - napięcie pomiędzy "kobiecymi" i "męskimi" homoseksualistami. Lively i Abrams zwracają też uwagę, iż w himmlerowskiej retoryce antyhomoseksualnej, podobnie w wypowiedziach Hessa, homoseksualista jako degenerat utożsamiany jest tylko z "biernym", "kobiecym" typem, co widoczne jest w definicji homoseksualizmu, którą operował w swoich wspomnieniach Rudolf Hess, komendant Auschwitz. O "surowości" prześladowań wobec homoseksualistów może też świadczyć wprowadzona przez nazistów w 1937 roku poprawka do paragrafu 175, wedle której do więzienia mógł trafić dopiero ten, kto czterokrotnie został przyłapany na homoseksualizmie. Gra teczkami i lęk przed masami Ale atak na homoseksualną organizację Hirchfelda (i mordy homoseksualistów z SA) miał jeszcze inny powód niż tylko wrogość wobec tzw. kobiecych homoseksualistów. Zniszczenie Instytutu Badań Seksualnych Hirschfelda 6 maja 1933 roku miało nade wszystko na celu ukrycie kompromitujących faktów biograficznych odnośnie do homoseksualnych nazistów. Archiwum Instytutu takie "teczki" w obfitości zawierało (było to czterdzieści tysięcy wyznań i autobiograficznych listów, np. zeznania trzynastoletniego chłopca z uszkodzeniami ciała spowodowanymi gwałtami homoseksualnymi przez jakiegoś nazistowskiego dygnitarza z Wrocławia), jak twierdził L. Lenz, jeden z dyrektorów Instytutu, według którego "zbyt wiele wiedzieli". Z tego również powodu naziści spalili je w całości (spalono między innymi trzydzieści pięć tysięcy fotografii). Napastnicy mieli też dysponować listą poszukiwanych dokumentów. Atak na Instytut Hirchfelda nie był zatem podyktowany jakąś "homofobią" nazistów - jak dzisiaj wielokrotnie się twierdzi - ale fobią wobec odsłonięcia swoich homoseksualnych występków. Hitler jednak lękał się nie tylko ewentualnych jednostkowych, silnych przeciwników, ale także lękał się opinii mas, co zresztą zawsze doradzano tyranom, jak to czynił chociażby Machiavelli. Jednym ze specyficznych elementów programu politycznego przedstawionego w "Mein Kampf" było podkreślanie znaczenia poparcia mas. Hitler z pewnością nie oczekiwał, że owe masy życzliwie ocenią głośne homoseksualne i pedofilskie obyczaje nazistowskiej czołówki, na czele z Ernstem Röhmem (o których znów było głośno na wiosnę 1934 roku, w wyniku czego Himmler starał się przekonać Röhma, aby był bardziej dyskretny). Przeciwnie, historycy podkreślają, że tej negatywnej opinii tłumu się lękał. Lękał się jednak najpierw o siebie. Zdaniem Wachtana, nie sposób zrozumieć zachowań Hitlera bez widocznego w nich lęku przed kompromitującą go w oczach mas homoseksualną przeszłością i teraźniejszością. Chociaż zatem w przemówieniu w Reichstagu wskazywał, że zamordowania Röhma i jego homoseksualnych towarzyszy z dowództwa SA ("noc długich noży", lipiec 1934 roku) miało na celu ukrócenie ich zboczonego, znanego powszechnie sposobu życia, to jednak tylko aktualna nam homoseksualna propaganda bierze te słowa poważnie i traktuje ten mord jako dowód prześladowania homoseksualistów przez nazistów. Zazwyczaj jednak traktuje się "noc długich noży" jako usunięcie potencjalnych przeciwników politycznych, na co wskazuje siła SA. Nie kwestionując tego wyjaśnienia, historycy zajmujący się szczegółowo stosunkiem nazistów do homoseksualizmu odsłaniają dodatkowe powody zamordowania Röhma i jego homoseksualnych towarzyszy z SA. Podkreśla się wpierw, że pewnością nie zginęli oni za swój homoseksualizm. Wymordowano przecież również wielu niehomoseksualistów (np. Klausenera i kilkunastu katolickich liderów, a zostawiono przy życiu większość homoseksualistów w SA. Wykonawcami mordu byli zresztą też znani homoseksualiści (Wagner, Esser, Maurice, Weber, Buch, a dyrygował mordami homoseksualista Reinhard Heydrich) jak przyznaje jeden z dzisiejszych historyków homoseksualistów[16]. "Czystka" w SA miała w oczach Hitlera zapewnić mu poparcie mas. Od momentu dochodzenia i umacniania swojej władzy wielokrotnie wyrażał zaniepokojenie chwiejnym społecznym poparciem i negatywnym odbiorem głośnych orgii homoseksualnych w SA, o których informowała także komunistyczna prasa (np. w artykule pod tytułem "Kapitan Röhm molestuje bezrobotnych młodych robotników"). Nawet we włoskim organie prasowym rządu Mussoliniego ukazał się kiedyś tekst o "pederastach i zbójcach" rządzących w Berlinie. Ale już wcześniej sprawa ta była głośna. W 1925 roku nawet wysłano Röhma za granicę (do Boliwii, z której przywołano go w 1929 roku), aby zapomniano o skandalach. Również Mussolini miał wyrażać życzenie zrobienia porządków z homoseksualnym dowództwem SA. Włosi byli zdegustowani tymi homoseksualnymi obyczajami, które widoczne były dla wszystkich podczas spotkania z niemieckimi nazistami w Wenecji 14 i 15 lipca 1934 roku, kiedy to Hitler wypadł bardzo niepozornie przy Mussolinim. Za kilka dni - po dokonaniu mordu - reputacja Hitlera potężnie się wzmocniła. Mógł też częściowo odetchnąć z ulgą. Zdaniem Machtana, Röhm był jednym z nielicznych, którzy wtedy wiedzieli o homoseksualizmie Hitlera. Twierdzi się zatem, że dalsze wybiórcze represje wobec homoseksualistów były między innymi tylko dalszym ciągiem teatralnego tłumaczenia się Hitlera w Reichstagu z zamordowania Röhma. Według Gada Becka, żydowskiego homoseksualisty, bezpośredniego świadka wydarzeń w Trzeciej Rzeszy, walczącego z dogmatem o prześladowaniu wtedy homoseksualistów: "Nie było żadnym problemem bycie homoseksualnym Żydem w nazistowskim Berlinie"[17]. Z kolei Eugen Zuckerman, żydowski więzień wielu niemieckich obozów koncentracyjnych (w tym Mauthausen), protestując przeciwko charakteryzowaniu homoseksualistów jako ofiar nazizmu, w liście do "New York Post" napisał, że zna z bliska nie tylko Berlin lat dwudziestych i trzydziestych, lecz także drogę znalezienia się homoseksualistów w obozach: pierwsi internowani to członkowie Sturm Abteilung (SA)![18] Narzędzie walki z przeciwnikami Wielokrotnie się podkreśla, że represje w Trzeciej Rzeszy wobec części niemieckich homoseksualistów nie były czymś nowym w stosunku do wcześniej obowiązującego prawa. Naziści stosowali bowiem tylko paragraf 175, który obowiązywał od 1871 roku i który zniesiono w RFN dopiero w 1969 roku. Dodano tylko wygodną poprawkę 175a, umożliwiającą jeszcze skuteczniejsze ściganie każdego niewygodnego z oskarżenia o homoseksualizm. Jeśli wcześniej karano za czyny sodomskie i pederastię, to w poprawce zakazano nawet wyobrażeń homoseksualnych. Nie sposób było się zatem bronić przed takim oskarżeniem. Według historyków - a co zauważa się także w broszurce wydanej przez waszyngtońskie Muzeum Holokaustu - te paragrafy były wygodnym narzędziem do usuwania przeciwników politycznych, a w szczególności stosowano go wielokrotnie wobec katolickiego duchowieństwa[19]. Broszura ta podaje, że aż dwa pokazowe procesy urządzono w 1935 i 1937 roku, aby stworzyć wrażenie, że w Kościele katolickim szerzy się homoseksualizm. Korzystano z paragrafu 175 również dla wewnętrznych rozgrywek wśród partyjnych dygnitarzy. Zauważa się też, iż dodana przez nazistów poprawka paragrafu 175 usuwała słowo "nienaturalne", obecne w dawniejszym zapisie, określającym typ zachowań homoseksualnych (jako właśnie "nienaturalnych"). Ta zmiana wskazuje zatem na inne postrzeganie homoseksualizmu przez nazistów. Element "biotyranii" Kolejnym powodem represji wobec części niemieckich homoseksualistów było niewłączanie się przez nich do realizacji głównego celu nazistowskiego państwa. Tym celem było zwycięstwo Aryjczyków wobec wszystkich innych, jakoby podrzędnych ras. Istotny profil nazistowskiego państwa określa się zatem niekiedy jako "biotyrania"[20]. Dla tego zwycięstwa najsilniejszych postulowano poświęcenie słabszych. Obowiązkiem wszystkich obywateli było włączenie się do tego celu. Homoseksualiści nie dostarczając państwu nowych, w pełni rasowych Aryjczyków, nie mogli być zatem uznani za obywateli pierwszej kategorii, a nawet musieli być sklasyfikowani jako wrogowie państwa. Jasno tę sprawę przedstawił Himmler, zajmujący się również homoseksualistami. W przemówieniu do SS-Gruppenfuhrer (18 lutego 1937 roku) wskazał, że dwa miliony niemieckich homoseksualistów i dwa miliony poległych na wojnie daje brakujące cztery miliony mężczyzn niezdolnych do prowadzenia życia seksualnego z niemieckimi kobietami, co musi prowadzić do katastrofy[21]. Zauważmy, że państwo nazistowskie przypisuje sobie najpierw władzę nad ludzką prokreacją i poddaje kontroli najpierw tę prokreację. Stąd też w Trzeciej Rzeszy z jednej strony w rozmaity sposób zmuszano do płodzenia i rodzenia Aryjczyków, z drugiej zaś sterylizowano, kastrowano oraz abortowano we wszystkich tych wypadkach - nie w pełni konsekwentnie, jak już to widzieliśmy - w których nierespektowane były rasistowskie standardy. Tak oto widzimy, za co naprawdę należy potępić nazizm, a czego do tej pory PE nie uczynił. Jedną ze zbrodni nazistów było zawłaszczenie sobie sfery ludzkiej płciowości. Sfery zatem podstawowej ludzkiej miłości, sfery ze swej istoty obcej wszelkiemu używaniu osoby. Naziści zaś potraktowali ludzką płciowość jako dziedzinę tylko instrumentalnego traktowania człowieka. Ale dokładnie z taką właśnie manipulacją ludzką płciowością mamy do czynienia w zachowaniach homoseksualnych i w każdej propagandzie na rzecz tych właśnie zachowań. Usprawiedliwia się przecież te zachowania tylko z racji jakiejś indywidualnej przyjemności, dla której druga osoba (i osoba własna) stanowić ma tylko środek. Widzimy zatem zaskakujący na pierwszy rzut oka wspólny mianownik omawianej rezolucji Parlamentu Europejskiego i nazistowskiej ideologii. Na potraktowaniu ludzkiej płciowości jako sfery przemocy wobec człowieka - a nie jako sfery realizacji miłości - da się zbudować tylko totalitarny świat. Czyżby w tym kierunku tworzono Unię Europejską? Sztuka a rzeczywistość Wszystkie przywołane fakty wskazują, że potraktowanie homoseksualistów jako jednej z głównych ofiar nazizmu rozmija się z prawdą historyczną. Rezolucja PE pokazuje jednak siłę polityczną środowiska homoseksualistów, na którą - chyba zaskoczony - zwrócił uwagę Arystoteles w "Polityce". Odnotował tu szereg faktów przewrotów ustrojowych dokonanych wskutek właśnie homoseksualizmu. Dzisiaj jesteśmy świadkami prób - często udanych - przewrotów w dziedzinie naszego myślenia o homoseksualizmie. Rozpowszechnionemu przekonaniu o "holokauście wobec homoseksualistów" utorowała drogę politycznie aktywna twórczość artystyczna, rozpoczęta sztuką teatralną "Bent", na bazie której później nakręcono film z Mickiem Jaggerem w jednej z głównych ról. Cały ten nurt w sztuce współczesnej omawia Dorothe Seifert w jednym z amerykańskich uniwersyteckich czasopism[22]. Deklarując się jako sympatyzująca z usiłowaniami współczesnego politycznego homoseksualizmu zauważa jednak, że z korzyścią dla realizacji tych celów byłoby dostosowanie treści twórczości artystycznej do realiów historycznych Trzeciej Rzeszy - co do tej pory jest w bardzo poważnym stopniu nieobecne[23]. Raczy się bowiem odbiorców nieprawdziwymi opowieściami np. o gorszym traktowaniu homoseksualistów przez nazistów niż Żydów (jeden z bohaterów wolał nawet gwiazdę Dawida niż homoseksualny trójkąt, chcąc być lżej traktowanym). Homoseksualiści zawsze są prezentowani jako przeciwnicy Trzeciej Rzeszy i tworzących ją idei. Intelektualnie i moralnie wykraczają zatem znacznie ponad niemiecką przeciętną. Wbrew też faktom bohaterów tej twórczości umieszcza się tylko w znanych obozach koncentracyjnych, gdzie dokonywano zagłady narodu żydowskiego. Również bezpodstawnie cały czas ten temat wplatany jest w wątek represji wobec homoseksualistów, co ma służyć odpowiedniemu przeniesieniu pozytywnych emocji odbiorców. Wydaje się zatem, że europarlamentarzyści oparli swoją rezolucję nie na rzetelnych pracach historycznych, ale na tej twórczości artystycznej, którą chyba można trafnie określić jako "homorealizm", czyli "realizm" znów "inaczej". Wspomniałem już jednak, że do lat sześćdziesiątych amerykański film zazwyczaj prezentował nazistów jako homoseksualistów. W "Exodusie" (1960) bohater przekonuje członków podziemnej organizacji żydowskiej, że przeżył obóz koncentracyjny, wyznając, iż był przez nazistowskich strażników "używany jak kobieta". Tak też pamiętają tamte czasy ich bezpośredni świadkowie. Kiedy do Muzeum Holokaustu w Jerozolimie przybyła w 1994 roku "w pielgrzymce" grupa homoseksualnych aktywistów, natknęła się na protestujących Żydów. Jeden z nich krzyczał: "Mój dziadek został zamordowany za odrzucenie stosunków seksualnych z komendantem obozu". Również Wiesel w swojej książce "Noc" pisał, że w jego obozie koncentracyjnym nadzorcy "kochali dzieci", ale nie bezinteresownie, bo istniał tu handel dziećmi pomiędzy homoseksualistami. W Treblince Max Bielas miał nawet cały harem żydowskich chłopców. Wiele wspomnień z koncentracyjnych obozów zgodnie podaje (np. Z. Kossak[24], ks. S. Biskupski[25]), że niemieccy homoseksualiści bardzo często (Lively podaje, że 20 proc. wszystkich kapo to homoseksualiści) otrzymywali funkcję nadzorców (kapo)[26]. W Auschwitz był nim np. straszliwy Ludwig Tiene, który codziennie mordował około stu chłopców i mężczyzn, gwałcąc ich. Jakże można te oczywiste fakty lekceważyć nie tylko w dziełach sztuki, ale też w działalności politycznej? Jedyną znaną mi odpowiedzią na bezpodstawne roszczenia PE była pielgrzymka Benedykta XVI do Polski, obejmująca również spotkanie w Auschwitz. Łatwo przeoczyć, że rzuca ono światło także na aktualne wydarzenia polityczne, które najkrócej określić można jako heterofobia. Żądania politycznie zorganizowanego homoseksualizmu zdają się nade wszystko zmierzać do społecznego potwierdzenia jakoby moralnej słuszności tych zachowań. Inni są bowiem również lustrem, w którym identyfikujemy własne oblicze, również wtedy, kiedy nam samym wydaje się ono moralnie wątpliwe czy jednoznacznie negatywne. Jeśli trafne reakcje społeczne pomagają nam rozpoznać samych siebie, to reakcje nietrafne służą życiu w kłamstwie na swój własny temat. Skoro istotą homoseksualizmu - podkreśla Kępiński - jest nade wszystko lęk przed drugą płcią, to polityczne naciski współczesnego nam homoseksualizmu służą zyskaniu społecznego potwierdzenia wobec postawy, którą najtrafniej można określić jako heterofobia. Tuż po zakończeniu pielgrzymki staliśmy się obiektem takiego heterofobicznego ataku na forum Parlamentu Europejskiego. Porównano tam polskie władze do nazistowskiego reżimu, jakoby prześladującego homoseksualistów. Nie zauważa się jednak, że odpowiedź na ten zarzut zawarta jest w głosie niemieckiego Papieża podczas spotkania w Auschwitz. Nie zauważono, że właśnie tutaj Ojciec Święty dokonał demaskacji jednego z rozpowszechnionych dzisiaj kłamstw. Kłamstwa z najbardziej niebezpiecznych, bo dotyczącego arcyważnej instytucji małżeństwa i rodziny. Kłamstwa również jednak na temat tych, którzy oceniają negatywnie homoseksualizm. Jeśli bowiem zgodzić się z opinią, że naziści byli wrogo nastawieni wobec homoseksualizmu, to dzisiejsi przeciwnicy społecznego zrównoważenia ich związków ze związkami małżeńskimi muszą wyglądać na posiadających ten sam stopień wrażliwości moralnej jak naziści. Oto zatem rzeczywista stawka, o którą chodzi w deklaracji europarlamentarzystów. Ci, którzy uwierzyli w prześladowanie homoseksualistów przez nazistów, muszą mieć opory wobec zdecydowanego opowiedzenia się przeciwko współczesnym nam żądaniom homoseksualistów. Koniec końców jest to żądanie uznania ich sposobu życia za tak samo wartościowy jak życie małżonków. Gdyby na to zrównanie się zgodzić, to jego ceną byłoby nie tyle nieuprawnione podwyższenie wartości związków homoseksualnych, ale nieuprawnione poniżenie związków małżeńskich. Zrównując dobro ze złem, ofiarą zawsze staje się dobro. Podczas spotkania w Auschwitz Benedykt XVI zdemaskował jednak bezpodstawne roszczenie, że jedną z głównych ofiar nazistów byli homoseksualiści. Jeśliby rację mieli europarlamentarzyści i ich homoseksualni promotorzy, to Ojciec Święty w karygodny sposób zlekceważyłby część ofiar hitlerowskiego terroru. Wymieniając w Auschwitz ofiary nazistów, nie wymienił homoseksualistów. Widać więc, że Papież, doskonale poinformowany o przedsięwzięciach naszej współczesności, nie zamierza przykładać ręki do jakiegoś kłamstwa na temat nazizmu, a koniec końców - kłamstwa na temat człowieka. Tak oto spotkanie z Ojcem Świętym - podziękowanie Narodowi, który zrodził Jana Pawła II - przerodziło się także w demaskację jednego ze złowrogich współczesnych kłamstw. Kłamstw na temat małżeństwa i rodziny. Kłamstwa zatem uderzającego w sam fundament naszego indywidualnego i społecznego bytu. Naszym bowiem metafizycznym "początkiem" jest kobiecość i męskość ludzkiego ciała, stanowiących zadane "tworzywo" miłości małżeńskiej. Ale jest to także kłamstwo uderzające w sam sens chrześcijaństwa, co wyjaśnia encyklika Benedykta XVI "Bóg jest miłością". Ofiarami tego kłamstwa stają się jednak najpierw sami homoseksualiści. Zamiast społecznej pomocy w dobrym rozpoznaniu swojej sytuacji, otrzymują zapewnienie od poważnych instytucji i poważnych polityków, że wszystko jest z nimi w porządku. Bóg miłością jakoby nie jest, a człowiek jest tylko jego niewolnikiem. Dopuszcza się zatem traktowanie innych jako tylko środków służących osiągnięciu własnych celów. Dopuszcza się więc tylko instrumentalne traktowanie sfery płciowości jako sfery możliwego zaistnienia osoby ludzkiej. Jeśli jednak jest to nieprawda, to decyzje polityków winny wyraźnie identyfikować tę nieprawdę. Marek Czachorowski [1] To określenie funkcjonuje w politycznej dyskusji w USA. Camille Paglia odróżnia homoseksualizm typu Oskara Wilda od "stalinowskiego homoseksualizmu, posługującego się metodami kłamstwa i przemocy. [2] L. Crew (ed.), The Gay Academic, Palm Springs 1978. [3] Cyt. za: Fred Taylor, The Goebbels Diaries: 1939-1941, New York (Paragon House) 1989, s. 20. [4] Por. S. Lively, How American 'Gays' are Stealing the Holocaust, w: The Poisoned Stream, 1997. [5] Zob. L. Witham, Homosexuals seek Holocaust recognition: Foes: Gays misuse WWII memorials, w: The Washington Times, April 18, 1996. [6] S. Lively, K. Abrams, Pink Swastika: Homosexuality in the Nazi Party, Sacramento 2002 (jest to czwarte i uzupełnione wydanie, pierwsze w 1995; praca ta pokazuje też oblicze współczesnego nam politycznie zorganizowanego homoseksualizmu w USA); por. K. Abrams, The Other Side of the Pink Triangle, w: Lambda Report, August 1994, s. 6-11. [7] The New York Times, August 10, 1997. [8] Zob. Arendt, Korzenie totalitaryzmu, t. 2, Warszawa 1993, s. 80. [9] George L. Mosse, Kryzys ideologii niemieckiej. Rozwój intelektualny Trzeciej Rzeszy, tłum. T. Evert, Warszawa 1972. [10] Przywołując fakty, opieram się zwłaszcza na wspomnianej, znakomicie udokumentowanej monografii Lively'ego i Abramsa. W niektórych wypadkach przywołam jednak dodatkowe źródła. [11] Por. F. Reckor, dz. cyt., s. 17. [12] "Hitler Geheimnis" (dz. cyt.), angielski przekład "The Hidden Hitler". Machtan wyjaśnia dotychczasowe nierozpracowanie tego tematu tym, iż autorzy głośnych biografii Hitlera nie okazywali większego zainteresowania tą stroną jego życia. Dla przykładu można wspomnieć monografię Bullocka, który mówi tylko o unikaniu kobiet przez Hitlera (w okresie wiedeńskim). Przy okazji wspomnę o fakcie nieodnotowanym przez Machtana, a wspomnianym przez Normana Davisa (w "Europie"), iż Rosjanie podają, że ich badania zwłok Hitlera wykazały u niego brak jednego jądra, co Davis tłumaczy samookaleczeniem. Ale możliwe są przecież inne tłumaczenia: okaleczenie przez drugą osobę. [13] Praca ta ukazała się w 1972 roku w formie książki "The Mind of Adolf Hitler", New York 1972). Machtan podaje jeszcze kilka prac, które po wojnie tak właśnie charakteryzowały postać Hitlera, a wśród nich odnotowuje pracę wspomnianego już Blühera (teoretyka "homoseksualnego erosa") "Rolle der Erotik" (nowe wydanie, 1962). Tuż po wojnie tak sportretował Hitlera w swojej powieści Fritz von Unruh ("Der nie verlor" (1947, Nigdy nie przegrywał). Wizerunek Hitlera oparty był na znajomościach w kręgu Oskara i Augusta von Hohenzollernów. [14] Niewykluczone - a nawet powszechnie się twierdzi, że tak właśnie było - iż Hitler pielęgnował w sobie jeszcze inne homoseksualne zboczenia. Zob. R.L. Waite, The Psychopathic God: Adolf Hitler, New York, Da Capo Press, 1993 (rozdział Hitler's Sex Life, s. 232n). [15] F. Rector, The Nazi Extermination of Homosexuals, New York, 1981, s. 57. [16] Por. R. Plant, The Pink Triangle: The Nazi War Against Homosexuals, New York 1986, s. 56. [17] G. Beck, An Underground Life: Memoires of a Gay Jew in Nazi Berlin. Cyt. za Lively, Abrams, dz. cyt., s. 191. [18] New York Post, February 16, 1997. [19] Por. James D. Steakley, The Homosexual Emancipation Movement in Germany, New York 1975, s. 111. [20] Por. M. Czachorowski, Wiek rewolucji seksualnej, Warszawa 1999 (rozdział II). [21] Zob. Michael Burleigh, Wolfgang Wippermannn, The Racial State: Germany 1933-1945, Cambridge 1991, s. 192. [22] D. Seifert, Between Silence and Licence. The Representation of the National socialist Persecution of Homosexuality in Anglo-American Fiction and Film, w: History and Memory, 15.2 (2003), s. 94-129. [23] Zob. tamże, s. 123. [24] Z otchłani, Częstochowa 1947. [25] Księża polscy w niemieckich obozach koncentracyjnych. Wspomnienia byłego więźnia obozów w Sachsenhausen i Dachau, London 1946 (F. Mildner and Sons). [26] Por. Lively, Abrams, dz. cyt., s. 237n.

Autor: ea