Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Historia to nie abstrakcja

Treść

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik

Z Filipem Frąckowiakiem, dyrektorem Izby Pamięci Pułkownika Kuklińskiego w Warszawie, kandydatem PiS do Rady Warszawy, rozmawia Krzysztof Losz

Polskie władze zaniedbały politykę historyczną. Samorządy też różnie sobie z tym radzą. Jak ocenia Pan w tym kontekście politykę historyczną prowadzoną przez władze Warszawy?

– Niestety, nie wygląda to najlepiej. Moim zdaniem, prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, Rada Warszawy nie prowadzą polityki historycznej. W zasadzie prowadzą politykę ahistoryczną. Pani prezydent fotografuje się z kombatantami przy okazji różnych rocznic, tak jak w tym roku podczas obchodów 70-lecia Powstania Warszawskiego, ale jednocześnie nie przeszkadzają jej obeliski poświęcone komunistom, Armii Czerwonej. Władze Warszawy prowadzą po prostu „politykę rozwoju bez pamięci”.

Prezydent Warszawy bardzo długo broniła decyzji o powrocie pomnika „Czterech Śpiących” na Pragę po zakończeniu budowy metra. Była głucha na opinie IPN, historyków, apele organizacji kombatanckich, niepodległościowych, ale na razie komunistyczny obelisk pozostanie „pod kluczem”.

– Decyzja o powrocie pomnika została zawieszona, bo jednak presja opinii publicznej okazała się skuteczna i prezydent Gronkiewicz-Waltz nie chce przed wyborami ryzykować utraty poparcia społecznego. Nadal jednak mamy w stolicy inne komunistyczne monumenty, jak pomnik w parku Skaryszewskim czy monument Zygmunta Berlinga. A jak młodzi ludzie przeciwko nim protestują, to spadają na nich mandaty – tak było w przypadku wspomnianego obelisku w parku Skaryszewskim.

Ale pamiętajmy o tym, że kilka lat temu toczyła się batalia o pomnik Katyński na ul. Podwale. Pani prezydent chciała ten pomnik usunąć całkowicie ze Śródmieścia, ale na szczęście dzięki akcji społecznej zainicjowanej przez Andrzeja Melaka i mojego ojca, Józefa Szaniawskiego, pomnik pozostał, przesunięto go tylko na drugą stronę ulicy. Zamknięta została Izba Pamięci Księdza Prałata Zdzisława Peszkowskiego, bo zabrakło niewielkich pieniędzy na jej utrzymanie. Taki sam los groził Izbie Pamięci Pułkownika Kuklińskiego, ale ją udało się uratować, choć prezydent Gronkiewicz-Waltz dwa razy próbowała ją zamknąć.

Taka schizofrenia jest niestety widoczna nie tylko w Warszawie.

– To smutne, ale rzeczywiście, w niektórych gminach wciąż czci się komunistycznych „wyzwolicieli” czy powojennych „utrwalaczy władzy ludowej”. To jest jednak niestety skutek braku polityki historycznej państwa na szczeblu rządu, parlamentu, urzędu prezydenckiego. Skoro władza centralna nie dba o tę sferę, to i na szczeblu lokalnym wygląda to niekiedy źle.

Jednak nawet te miasta, które chcą się pozbyć sowieckich, komunistycznych reliktów, mają z tym problem, bo próby usunięcia takich obelisków spotykają się choćby z protestami ambasady rosyjskiej.

– To prawda. Ale znowu wracamy do kwestii polityki państwa. Protesty ambasady są głośne i stanowcze, bo nasz rząd, odkąd władzę sprawuje koalicja PO – PSL, zachowuje się tak, jakby za wszelką cenę nie chciał się narazić rosyjskiej ambasadzie. W rezultacie wygląda to tak, że Rosja chce nam dyktować, jakie pomniki muszą w naszej przestrzeni pozostać. Mamy też i takie sytuacje, jak w Pieniężnie, gdzie Rosjanie przyjeżdżają i organizują prowokacyjne uroczystości ku czci generała Iwana Czerniachowskiego, kata Armii Krajowej. Polski rząd niestety takie działania toleruje.

Jesteśmy też ciągle świadkami prób relatywizowania powojennej historii Polski.

– To jest związane ze wspomnianą polityką historyczną państwa, której skutkiem jest także pogorszenie jakości kształcenia historycznego w szkołach. Zmiany programowe w nauczaniu spowodowały, że wielu młodych ludzi nie ma szans poznać najnowszej historii Polski, ich nauka kończy się na 1939 roku. Wiele złego robi też uczenie dzieci do testów, a nie po to, aby im przekazać jak najwięcej wiedzy na temat naszych ojczystych dziejów. Według PO, nasze społeczeństwo ma się rozwijać bez kontekstu historycznego. Ma z niego powstać maszynka do głosowania, która nie potrzebuje znać historii. Nasze władze uznały najwidoczniej, że będziemy kształcić pracowników korporacji, a im znajomość historii nie jest potrzebna.

Historia jest dla Polaków ważna – tak wynika z wielu badań socjologicznych. Dlaczego w takim razie jest tak rzadko obecna w publicznej debacie, dlaczego tak niewiele się o niej mówi choćby podczas obecnej kampanii wyborczej do samorządów?

– Moim zdaniem, politycy, którzy doceniają znaczenie polityki historycznej, boją się o niej mówić. Jakby się przestraszyli, że Platforma Obywatelska zacznie im zarzucać, iż rozmawiają o jakichś abstrakcyjnych, niepotrzebnych sprawach, podczas gdy powinni dyskutować o budowie dróg, kanalizacji, wodociągów, o podatkach. Myślę, że to złe podejście. I dlatego w swojej kampanii, podczas spotkań z wyborcami w Śródmieściu i na Ochocie, kładę nacisk na patriotyzm i kwestie historyczne. Także tym zamierzam zajmować się w przyszłej Radzie Warszawy. Bo historia to nie jest żadna abstrakcja. Wiele osób się nią interesuje, żyje historią. Ludzie chcą się spotykać z kombatantami, bohaterami naszych dziejów. Dla Polaków ważne są nie tylko kwestie materialne, liczy się też sfera duchowa, wartości patriotyczne, religijne. Nie możemy o tym zapominać.

Dziękuję za rozmowę.

Krzysztof Losz
Nasz Dziennik, 6 listopada 2014

Autor: mj