Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Grupa A - koniec epoki Bruecknera i Kuhna

Treść

Niech ludzie w Turcji wyjdą na ulice i świętują - te słowa prowadzącego reprezentację tego kraju Fatiha Terima najlepiej świadczą o nastrojach, jakie zapanowały nad Bosforem po awansie do ćwierćfinału piłkarskich mistrzostw Europy. Awansie wywalczonym po niesamowitym meczu, w niecodziennych okolicznościach, potwierdzających tylko, jak niezwykła i nieprzewidywalna jest piłka nożna. Na nieco ponad kwadrans przed zakończeniem niedzielnego meczu Turcja przegrywała z Czechami 0:2, a mogła wyżej, gdyby piłka po strzale Jana Polaka nie trafiła w słupek, tylko wpadła do bramki. Na dodatek padał deszcz, którego Terim i jego podopieczni bardzo się obawiali. Tymczasem w ciągu ostatnich piętnastu minut na boisku wydarzyły się rzeczy niebywałe, godne najlepiej zrealizowanego thrillera. Gol zdobyty w 75. minucie przez Arda Turana wlał w serca Turków nadzieję, ale wciąż była ona nikła. Dwanaście minut później swój dramat przeżył Petr Cech, uznawany (słusznie) za jednego z najlepszych bramkarzy świata. Popełnił straszny błąd, wykorzystał go Nihat Kahveci - ten sam piłkarz po upływie kolejnych 120 sekund znokautował, powalił na ziemię naszych południowych sąsiadów, zdobywając bramkę po strzale pięknym, finezyjnym. - Długo go nie zapomnę, był jak katastrofa, nie potrafię jej wyjaśnić - przyznał potem załamany trener Karel Brueckner. 68-letni szkoleniowiec jeszcze przed mistrzostwami zapowiedział, że zamierza zakończyć swą przygodę z reprezentacją. Kto go zastąpi, zobaczymy, a jest to o tyle istotne, iż Czesi będą naszymi rywalami w eliminacjach do mundialu w RPA. Na razie nad Wełtawą trwa leczenie ran, które pewnie długo się nie zabliźnią. Zespół jechał na turniej z wielkimi nadziejami, zatrzymał się na fazie grupowej. A w Turcji trwa szaleństwo. Awans jest sukcesem, wywalczony w takich okolicznościach smakuje dwa razy lepiej. Podopieczni Terima po raz kolejny zdobyli komplet punktów (poprzednio ze Szwajcarią) w deszczu, którego tak nie lubią, zadając decydujące trafienie w ostatnich sekundach. - To był wspaniały występ, znów padało, znów okazało się to dla nas szczęśliwe. Niech ludzie w Turcji wyjdą na ulice i świętują - powiedział selekcjoner, zwany w ojczyźnie "cesarzem". Przed mistrzostwami zobowiązał się, iż prowadzona przez niego drużyna osiągnie na boiskach Austrii i Szwajcarii sukces. Choć swej przygody z turniejem jeszcze nie skończyła, już można przyznać, że obietnicę spełnił. Teraz Turków czeka starcie z Chorwatami. Skończyła się epoka Bruecknera, skończyła i Jakoba Kuhna. Trener Szwajcarii pożegnał się jednak z posadą w dobrym stylu, wygrywając 2:0 z osłabioną brakiem kilku czołowych graczy, ale zawsze mocną Portugalią. - To była najpiękniejsza chwila w mojej trenerskiej karierze. Żałuję tylko, że nie udało nam się przejść fazy grupowej, zabrakło nam szczęścia - powiedział i miał sporo racji, bo jego podopieczni zaprezentowali się w turnieju nadspodziewanie dobrze. Z Czechami przegrali, choć byli lepsi, z Turcją bramkę na 1:2 stracili w doliczonym czasie gry. W niedzielnym meczu obie bramki zdobył Hakan Yakin, żeby było ciekawiej - pochodzący z Turcji. Kuhn odchodzi, jego następcą zostanie Ottmar Hitzfeld. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-06-17

Autor: wa