Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Gross Neukirch - za co ta kara?

Treść

Na Opolszczyźnie ruszyła reaktywacja nazw topograficznych wprowadzonych przez Rzeszę Niemiecką w latach 20. minionego stulecia jako forma represji na Polakach za udział w powstaniach śląskich. Przykład? Gmina Polska Cerekiew przemianowana na Gross Neukirch.
Okazuje się, że ministerstwo spraw wewnętrznych może wykreślić z rejestru dwujęzycznych nazw topograficznych tylko takie, które nawiązują do nazw z lat 1933-1945 nadanych przez władze III Rzeszy. O wcześniejszym okresie, takim jak chociażby czas retorsji po powstaniach śląskich, nie ma mowy.
W województwie opolskim ruszyła społeczna akcja pod hasłem "'Nie' dla dwujęzycznych tablic na Opolszczyźnie". Petycję skierowaną w tej sprawie do przewodniczącego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim Norberta Rascha poparło już prawie półtora tysiąca osób.
"Początkowo Mniejszość Niemiecka chciała po prostu istnieć, a do tego przyczyniła się właśnie w 2005 roku ustawa o mniejszościach narodowych. Później zapragnięto władzy. To się też udało; Mniejszość Niemiecka ma obecnie swojego jednego przedstawiciela w Sejmie RP. Chcieliście tablic - to je macie. Pytamy jednak: co dalej? Zniemczanie nazwisk i ulic powoli przestaje dziwić. Jak długo będziecie mnożyć żądania?" - piszą inicjatorzy akcji. "Oficjalne nasze stanowisko jest takie, iż odmawiamy jakichkolwiek oficjalnych komentarzy w sprawie petycji" - napisał nam Miłosz Bogdanowicz, student Uniwersytetu Opolskiego, współautor petycji. Zapewnia, że nie jest ona wymierzona w Mniejszość Niemiecką. "(...) nie jesteśmy ksenofobami. Nie sprzeciwiamy się istnieniu mniejszości w naszym kraju, ale chcemy, by szanowały one Polaków" - podkreśla.
Przewodniczący Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim Norbert Rasch w ogóle nie odpowiedział na pytania "Naszego Dziennika".
W wypowiedzi zamieszczonej na jednym ze śląskich portali próbował przekonywać, że to nie same tablice, ale szum wokół nich nie sprzyja dobrym stosunkom polsko-niemieckim. "Polskie prawo umożliwia mniejszościom takie działania. Dlatego my po prostu z tego korzystamy. Nie robimy nic nielegalnego" - argumentuje Rasch. Dodaje, że polsko-niemieckie nazwy to także ułatwienie dla Niemców przyjeżdżających do województwa opolskiego.
W 26 gminach województwa opolskiego funkcjonuje już 238 niemieckojęzycznych nazw topograficznych. Ich liczba systematycznie rośnie. Decyzje o przyjęciu niemieckojęzycznego nazewnictwa można już podejmować na szczeblu rady gminy, o ile liczba mieszkańców sklasyfikowanych jako mniejszość narodowa jest nie mniejsza niż 20 proc. populacji gminy, lub po konsultacjach, w których musi opowiedzieć się za takim wariantem ponad połowa osób. Później wymagana jest jedynie pozytywna opinia Komisji Nazw Miejscowości i Obiektów Fizjograficznych. Koszty wprowadzenia dodatkowych nazw ponosi gmina, a za wymianę tablic informacyjnych płaci budżet państwa.
- W świetle obowiązującej obecnie w Polsce od 2005 r. ustawy o mniejszościach narodowych nie ma możliwości wykreślenia gminy z prowadzonego przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji rejestru gmin, na których obszarze są używane nazwy w języku mniejszości nadane właśnie na wniosek Rady Gminy - powiedział "Naszemu Dziennikowi" Jacek Sońta z Wydziału Komunikacji i Promocji MSWiA. Dodał, że resort może wykreślić dodatkową nazwę z tego rejestru tylko wtedy, gdy nawiązuje ona do nazwy z okresu 1933-1945 nadanej przez władze III Rzeszy Niemieckiej lub Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich. To jednak sytuacja mało prawdopodobna, bo nazewnictwo sprawdza się podobno na etapie proceduralnym.
Sprawa niemieckich tablic z nazwami miejscowości nabrała szczególnego przyspieszenia na terenie powiatu Kędzierzyn-Koźle. Dotąd jedynie gmina Cisek pokusiła się o sfinalizowanie całej procedury nazewniczej. Inne samorządy nie kwapiły się do tego, choć Mniejszość Niemiecka miała tam i ma nadal wiele do powiedzenia. Ale teraz zbliża się kampania wyborcza i trzeba pokazać, że na terenie powiatu dba się o niemiecką tożsamość.
Tablice z niemieckimi nazwami staną w prawie wszystkich sołectwach gminy Polska Cerekiew. Tak postanowiła rada gminy, w której zdecydowaną przewagę mają członkowie Mniejszości Niemieckiej. Sprzeciwił się temu m.in. radny Jan Cieślak z Zakrzowa. - Chciałem, aby w tak istotnej kwestii przeprowadzono wśród mieszkańców referendum, ale niestety nie posłuchano mnie - mówi.
Najwięcej emocji wzbudził niemiecki odpowiednik nazwy gminy Polska Cerekiew. Uchwalono, że będzie się ona nazywać Gross Neukirch. - Ta nazwa gminy została wprowadzona w latach dwudziestych XX wieku w ramach tzw. zemsty na Polakach po powstaniach śląskich. Przedtem przez setki lat obowiązywała nazwa Polnische Neukirch - twierdzi z kolei radny z Polskiej Cerekwi Włodzimierz Karliński, który głosował przeciwko niemieckojęzycznej nazwie. W opinii wywodzącego się z tego terenu byłego radnego powiatowego Bronisława Piróga, takie postępowanie rodzi tylko niepotrzebne podziały wśród mieszkańców.
Według prof. dr. hab. Tadeusza Marczaka z Instytutu Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, tolerowanie już istniejących i zgoda na nowe dwujęzyczne tablice to kolejna kapitulacja strony polskiej wobec żądań niemieckich i potwierdzenie nierównoprawności stron w naszych wzajemnych stosunkach. Jego zdaniem, polska dyplomacja powinna przeprowadzić spektakularną akcję na rzecz uregulowania problemu polskiej mniejszości na zasadach równości stron i wzajemności nie tylko w stosunkach polsko-niemieckich, ale i ogólnie w całej Europie.
Marek Zygmunt, Wrocław
Nasz Dziennik 2010-03-24

Autor: jc