Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Grad odsyła do internetu

Treść

Minister Skarbu Państwa Aleksander Grad upierał się w Sejmie, że nie było żadnej afery stoczniowej i że rząd w żaden sposób nie faworyzował Katarczyków przy sprzedaży stoczniowego majątku. Ale posłowie przypomnieli ministrowi, że o czymś innym świadczą stenogramy Centralnego Biura Antykorupcyjnego z podsłuchów urzędników zaangażowanych w tę transakcję. Ponadto o preferowaniu inwestora z Kataru byli przekonani inni oferenci, którzy zrezygnowali z udziału w przetargu na zakup majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie.

- Prawdą jest, że mi osobiście, całemu rządowi i panu premierowi zależało na tym, aby dla polskich stoczni, a tak naprawdę dla aktywów postoczniowych znaleźć inwestora, który chce budować tam statki - podkreślił Grad podczas sejmowej debaty na temat afery stoczniowej. Szef resortu skarbu zapewniał, odpowiadając na pytania posłów PiS, że inwestor katarski rzeczywiście istniał, a wszystkich zainteresowanych odsyłał do... stron internetowych resortu skarbu
Minister przyznał, że fundusz Stichting Particulier Fonds Greenrights reprezentował prywatne fundusze inwestycyjne z krajów Zatoki Perskiej. - Zabiegaliśmy o inwestora, ale nie mieliśmy ani mechanizmu, ani sposobu, aby go faworyzować - mówił szef MSP, z czym zgodził się też wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik, który do ubiegłego tygodnia reprezentował MSP w zespole nadzorującym sprzedaż stoczni. Podtrzymał on argumentację Grada, że odpowiednie służby były na bieżąco informowane przez Ministerstwo Skarbu Państwa o przebiegu sprzedaży stoczni w Gdyni i Szczecinie, a te nie miały żadnych zastrzeżeń do inwestora.
Jeśli Aleksander Grad liczył, że jego informacja uspokoi posłów opozycji i nastroje w Sejmie, to się pomylił. Parlamentarzyści PiS nie zostawili na ministrze suchej nitki. - Główne części majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie wylicytował katarski fundusz Stichting Particulier Fonds Greenrights, jednak nie wpłacił za nie pieniędzy. Według materiałów CBA w procesie sprzedaży stoczni mogło dojść do nieprawidłowości, a urzędnicy Agencji Rozwoju Przemysłu i resortu skarbu mieli czynić wszystko, by przetarg na stocznie wygrał właśnie katarski fundusz - podkreślał poseł Dawid Jackiewicz (PiS). - Do przetargu wystartowało kilkunastu kontroferentów, którzy spełniali wszystkie wymagane warunki. Dlaczego mimo to się wycofali? Bo musieliście ich do tego nakłonić - twierdził Jackiewicz, odpowiadając tym samym na argumenty Grada, który zapewniał, że Katarczycy w żaden sposób nie byli faworyzowani. - Cały proces był ustawiony pod jednego inwestora, którym był handlarz bronią ścigany listem gończym i mający zakaz wjazdu do demokratycznych krajów. Tego faktu nie zmienicie. Tak samo tego, że blisko 100 tysięcy stoczniowców straciło pracę, a statki nie są już w Polsce produkowane - mówił Jackiewicz. Wspierali go posłowie innych klubów, w tym koalicyjnego PSL. - Nie mamy żadnych informacji, czy są chętni na nabycie majątku obu stoczni i czy procedury związane z przetargiem są pod właściwym nadzorem ministra Skarbu Państwa. Wszystkie informacje, jakich dostarcza nam resort skarbu, są sprzeczne: raz jest to ów handlarz, potem resort zapewnia, że nie może nawiązać kontaktu z inwestorem - wyliczali posłowie.
W ich opinii, katarska układanka była potrzebna ze względu na zbliżające się wybory do Parlamentu Europejskiego. Sprzedaż stoczni mogła być też sposobem na robienie interesów kosztem budżetu państwa. Za takim scenariuszem przemawiają kolejne wydarzenia związane ze stoczniami. Po pierwsze, przyjęte zostały złe rozwiązania w ustawie kompensacyjnej. Zezwolono w niej na podział majątku stoczniowego i jego sprzedaż bez żadnych zobowiązań. Mimo że deklarowano chęć szukania inwestora dla stoczni, to w praktyce przyjęto rozwiązanie, które właściwie przekreślało szanse na realizację takiego scenariusza.
Obrony ministra podjęli się jedynie koledzy z Platformy Obywatelskiej. - Najwyższy czas, aby przerwał pan ten spektakularny proces, który toczy się na podstawie fragmentarycznych materiałów CBA - grzmiała z sejmowej mównicy Renata Zaremba (PO). - Musimy zrobić wszystko, by przekonać inwestorów do nabycia upadającego majątku stoczniowego. Ujawnienie stenogramów CBA naruszyło ich zaufanie i teraz naszym obowiązkiem jest je odzyskać - dodał Tadeusz Aziewicz (PO).
W opinii stoczniowego NSZZ "Solidarność", argumenty resortu to "wodospad kłamstw". - Trwa chocholi taniec kosztem naszych stoczni. Ze strony rządu nie padły żadne propozycje, jak wyjść z tego impasu, w który rząd nas wpędził. Na rynku nie ma ofert pracy, zakłady pracy nie chcą nas przyjmować. Nie padło ani słowo o tym, by przedłużyć program osłonowy dla pracowników stoczni, to wszystko zakrawa na kpinę - komentuje Dariusz Adamski, przewodniczący "Solidarności" Stoczni Gdynia.
Anna Ambroziak
"Nasz Dziennik" 2009-10-23

Autor: wa