Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Gowin z Tuskiem o in vitro

Treść

Poseł Jarosław Gowin wybierał się wczoraj na spotkanie z premierem Donaldem Tuskiem, aby skonsultować założenia ustawy wprowadzającej w Polsce refundację zapłodnienia pozaustrojowego metodą in vitro z pieniędzy podatników - ustalił "Nasz Dziennik". Czy okaże się na tyle przekonujący, by odwieść szefa rządu od forsowania tego pomysłu, skoro ma to być sztandarowy projekt jesiennej legislacyjnej ofensywy PO? Ustawie nie sprzeciwi się prezydent Bronisław Komorowski, który w kampanii wyborczej cynicznie zadeklarował, że "jest za życiem, więc jest za in vitro". Aby wyjść z zawinionej ignorancji, Platforma powinna oddelegować przynajmniej jednego ze swoich członków na kurs naprotechnologii.
Znamienne, że zarówno Tusk, jak i Komorowski pokrętnie powołują się w swojej argumentacji na fałszywie pojętą "wrażliwość katolicką". Forsowanie planu refundacji metody zapłodnienia pozaustrojowego już zostało skomentowane jako budowanie podwalin pod przyszłą ewentualną koalicję PO z Lewicą i jako łapanie punktów przed kampanią wyborczą. Jednak sprawa jest zbyt poważna, by traktować ją jedynie w takich kategoriach.
Propaganda metody in vitro jest tak nachalna i jeszcze firmowana przez większość "zaprzyjaźnionych" mediów, że bez problemu PO może nagłaśniać absurdalną tezę, jakoby jej refundacja była najlepszym sposobem na wzrost wskaźnika demograficznego.
W przedostatnim numerze tygodnika "Wprost" ukazał się nawet artykuł pt. "Odsetki od ciąży" na temat wysokich kosztów, jakie obecnie kobiety muszą ponosić, chcąc poddać się sztucznemu zapłodnieniu. Tendencyjny tekst (dowodzący jednak zarazem wysokiej nieskuteczności lansowanej metody) jest niejako apelem do Platformy i parlamentarzystów o "uszanowanie prawa kobiety do dziecka" i "pomocy" w postaci całkowitej refundacji tej metody traktowanej tu jako "leczenie niepłodności". Ale in vitro niepłodności nie leczy.
- In vitro, czyli metoda sztucznego zapłodnienia, przede wszystkim powoduje prędzej czy później zagładę istnień ludzkich w embrionalnym stanie rozwoju, które nie zostały poddane transferowi, poza tym nie jest leczeniem niepłodności. Mówiąc krótko, jest to metoda nieskuteczna. Jest ona zarazem głęboką i bardzo intymną ingerencją, pogwałceniem prawa naturalnego. Ścieżka diagnostyczno-terapeutyczna ogranicza się w tej metodzie do wykonania procedury, która ingeruje bardzo mocno również w relacje małżeńskie - podkreśla dr Daria Mikuła-Wesołowska, konsultant medyczny ds. naprotechnologii i instruktor Modelu Creightona (podstawowej metody rozpoznawania płodności stanowiącej narzędzie pracy naprotechnologa) z Poradni Rozpoznawania Płodności w Bielsku-Białej.
Lekarka nie kryje, że jest rozczarowana deklaracją premiera. - Z jednej strony chce, aby jego partia uchodziła za nowoczesną, a z drugiej - nie zna najnowszych zdobyczy medycyny w dziedzinie rozpoznawania płodności i jej leczenia. Naprotechnologia jest metodą, której nowość polega przede wszystkim na tym, że zostaje podjęta współpraca z naturalnym cyklem kobiety i jest to przewaga nad proponowaną dotychczas diagnostyką i leczeniem, które nie biorą pod uwagę naturalnego przebiegu cyklu odmiennego u każdej kobiety - mówi. Metoda naprotechnologii, której wysokiej skuteczności dowiedli naukowcy, polega na dostosowywaniu sposobu leczenia do indywidualnej sytuacji danego małżeństwa, a nie "wciskaniu" kobiety w schemat postępowania z góry ustalony. - Mało tego, ta metoda jest ukierunkowana również na diagnozowanie i leczenie niepłodności mężczyzn - zaznacza specjalista.
Naprotechnologia (Natural Procreative Technology) zajmuje się zdrowiem prokreacyjnym, w tym szczególnie niepłodnością. Oferuje diagnostykę, leczenie farmakologiczne i chirurgiczne. Szanuje naturalne symptomy płodności kobiety, opierając się na modelu Creightona bazującym na biowskaźnikach umożliwiających szczegółową obserwację cyklu miesiączkowego. Informacje uzyskane na drodze tej obserwacji interpretowane są najpierw przez dane małżeństwo, instruktora i wreszcie przez lekarza, który na tej podstawie diagnozuje stan zdrowia kobiety i ewentualnie podejmuje leczenie. Naprotechnologia rozwija się już od 30 lat, opracowano ją w Instytucie Badań nad Ludzką Płodnością im. Pawła VI w Omaha w stanie Nebraska.
Gdy po in vitro się nie udało
Doktor Mikuła-Wesołowska zna wiele przypadków, gdy do Poradni Rozpoznawania Płodności zgłaszały się małżeństwa, które kilkakrotnie bezskutecznie próbowały zajść w ciążę, stosując metodę zapłodnienia pozaustrojowego. Jednak dopiero dzięki naprotechnologii prawidłowo rozpoznały przyczyny niepłodności, co pomogło w jej leczeniu. Dziś cieszą się swoimi dziećmi.
- Bardzo ważną sprawą jest to, że w grupie osób po nieudanych zabiegach in vitro najczęściej spotykamy się z niewyjaśnionymi przyczynami niepłodności i właśnie tutaj naprotechnologia przychodzi z pomocą. Szanując ograniczoność natury ludzkiej, staramy się dać stuprocentową odpowiedź na pytanie, dlaczego konkretna para małżeńska nie może zajść w ciążę - podkreśla nasza rozmówczyni.
Jako lekarz i pacjent sama spodziewałaby się, że państwo będzie dążyło do refundacji metod, które mogą się wykazać skutecznością i nie zakładają śmierci dzieci w pierwszej fazie ich życia. Przy obecnej wiedzy medycznej możemy oczekiwać dalszego rozwoju metod takich jak naprotechnologia. - Oczekiwałabym od rządu dostępu do rzetelnej wiedzy medycznej i możliwości prowadzenie badań naukowych - dodaje lekarz specjalista.
Dobry projekt w sejmowej zamrażarce
Poseł Bolesław Piecha (PiS), przewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia, były wiceminister zdrowia, z wykształcenia lekarz ginekolog, stwierdził w rozmowie z "Naszym Dziennikiem", że premier Donald Tusk często zmienia zdanie zależnie od sytuacji, a w przypadku zapłodnienia metodą in vitro widać to wyraźnie, ponieważ jeszcze nie tak dawno bardziej przychylał się do pomysłu Jarosława Gowina o niefinansowaniu in vitro z budżetu państwa. - Nie wiadomo, jak ta ustawa ma wyglądać, czy będzie ona oparta na projekcie SLD, który jest skrajnie liberalny, czy na projekcie Kidawy-Błońskiej, również bardzo liberalnym, czy na projekcie posła Gowina. Oczywiste jest, że regulacją należy się zająć, ale nie można zapominać, że w Sejmie są również projekty zakazujące stosowania procedury in vitro w Polsce, które wyprowadzone zostały z konstytucyjnej zasady ochrony życia człowieka, a nie ze względów światopoglądowych, jak to się próbuje wmówić Polakom - podkreśla poseł Piecha. Pozostaje pytanie, jak daleko idące różnego rodzaju modyfikacje ustawy według projektu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej będzie wprowadzała Platforma. - Życzyłbym sobie, aby deklaracja rozpatrzenia w Sejmie wszystkich projektów zrealizowała się i nie chodzi o żaden kompromis, ale o regulację tej sprawy - podkreśla parlamentarzysta.
In vitro nie może być uważane za wyjście z problemu leczenia niepłodności. Poseł zauważa, że niebudzącą kontrowersji etycznych alternatywą tej metody jest obserwowany dynamiczny rozwój naprotechnologii i wspieranie oraz finansowanie tego kierunku badań. - Należy pamiętać, że in vitro wcale nie jest skuteczną metodą. Tylko w 30 procentach można mówić o jej skuteczności, przy czym nie można zapominać, że giną przy jej stosowaniu setki ludzkich istnień. Czy można kosztem życia dążyć do celu? - pyta poseł Piecha.
Dzieci czekają na rodziców
Jeśli już PO chce dobrze wykorzystać środki publiczne i potencjał legislacyjny, by dać szczęście rodzinom, powinna poszukać innego sposobu. To nie tylko finansowanie rozwoju naprotechnologii, ale zainteresowanie się kwestią adopcji. - W Polsce mamy niesamowicie skostniały system adopcyjny i w pierwszej kolejności należałoby zająć się uproszczeniem procedur adopcyjnych. Te dwie kwestie: wspieranie naprotechnologii i usprawnienie systemu adopcyjnego, są realną i najlepszą alternatywą dla metody in vitro - podkreśla Bolesław Piecha.
Poseł nie ma wątpliwości, że podnoszenie przez Platformę sprawy refundacji in vitro jest czytelnym ukłonem w stronę Lewicy, co może się ostatecznie okazać fatalnym krokiem nawet dla partii rządzącej. - Nie wiadomo, czy w samej Platformie nie dojdzie do rozłamu, bo wiem, że w jej łonie jest grupa posłów o radykalnie innych poglądach na temat refundacji in vitro niż te prezentowane obecnie przez premiera Tuska - konkluduje Piecha.
Nie udało się nam uzyskać komentarza do deklaracji premiera Tuska od posła Jarosława Gowina, uważanego za reprezentanta (mizernego dziś) konserwatywnego skrzydła PO. Jednak jak się dowiedzieliśmy, właśnie wczoraj miał się on spotkać z szefem partii w celu skonsultowania projektu ustawy dotyczącej in vitro. A ma to być, jak zadeklarował Tusk, projekt "bardziej liberalny niż to, co w Platformie proponuje Jarosław Gowin, i mniej liberalny niż chcieliby ci, którzy nie widzą potrzeby żadnych rygorów". Pojawiły się już głosy posłów PO, którzy oczekują, że zostanie sformułowany projekt będący w swoim ostatecznym brzmieniu "kompromisem" kilku dotychczasowych projektów. Nie wiadomo, jak zareagują na liberalny projekt ustawy posłowie PO będący członkami katolickiej organizacji Rycerze Kolumba. Michał Szczerba, Ireneusz Raś i Andrzej Gut-Mostowy oficjalnie deklarowali swoje zaangażowanie dla obrony życia człowieka, jednak zdarzało się, że nie chcąc wychodzić przed szereg własnej partii, przeczyli głoszonym przez siebie poglądom. Nie wiadomo, jak zachowają się w sprawie propozycji refundacji metody in vitro.
Paulina Jarosińska
Nasz Dziennik 2010-09-22

Autor: jc