Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Golizna nie rozprasza, a krzyż tak?

Treść

Na zlecenie Zarządu Dróg Miejskich Zarząd Oczyszczania Miasta pod osłoną nocy usuwa krzyże postawione przez rodziny ofiar wypadków. Powód? Rozpraszają one kierowców i są stawiane nielegalnie. Wielkoformatowych reklam, nierzadko epatujących nagością, które uwagę kierowców rozpraszają dużo bardziej, nikt ściągać nie każe.

Rzecznik ZDM Adam Sobieraj tłumaczy takie działanie literą prawa. - Zgodnie z ustawą o drogach publicznych w pasie drogowym mogą się znajdować tylko niezbędne elementy, takie jak drzewa albo oświetlenie - wyjaśnia. - Temat jest drażliwy, bo za tymi krzyżami stoją ludzkie tragedie - przyznaje. - Ale musimy stosować się do przepisów - dopowiada. Teoretycznie ustawa zostawia tu jednak pewną furtkę: jeśli zarządca drogi zgodziłby się na krzyż, można by go legalnie ustawić. - Czasem trafiają do nas takie prośby, ale nie wydajemy takich pozwoleń, gdyż to byłoby łamaniem przepisów - informuje rzecznik.
Akcja trwa od prawie kilku tygodni. Z terenu Warszawy Zakład Oczyszczania Miasta usunął już ponad 80 krzyży. Dlaczego, przecież wiele z nich stało przy drodze od lat i nikomu to nie przeszkadzało? Na to pytanie Sobieraj nie umiał już odpowiedzieć, tłumacząc jedynie, że ZDM "przypomniał o obowiązku Zarządowi Oczyszczania Miasta". Niestety, nie udało się nam skontaktować z ZOM.
Usunięte krzyże można odebrać w Zarządzie Dróg Miejskich, gdzie zostały złożone - uprzednio opakowane w folię i ponumerowane. - Każda rodzina, która chciałaby odebrać taki krzyż, będzie mogła to zrobić bez żadnych opłat - ucina Sobieraj.
Takie tłumaczenie w żadnym razie nie przekonuje rodzin ofiar wypadków drogowych, które są zbulwersowane akcją. Argumentują, że te krzyże to przecież także ostrzeżenie dla wszystkich kierowców. - Trzeba pamiętać, że nie jest to zwykły przedmiot stojący w pasie drogi, tylko symbol ostatniego bicia serca kogoś bliskiego, bardzo znaczący dla rodzin ofiar wypadków. Krzyże stoją w miejscach, gdzie zginęli ludzie. Dlaczego ZDM nie wystąpił z inicjatywą, aby ludzie sami te krzyże zabrali, tylko zadecydował o ich usunięciu? Przecież wiele z tych krzyży było poświęconych. Dla nas, rodzin ofiar, to tak, jakby nasi bliscy odchodzili od nas po raz drugi - mówi Anna Wendołowska, wiceprezes Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych "Alter Ego". Jej syn zginął w wypadku samochodowym. Stowarzyszenie wystąpiło do ZDM z inicjatywą, by usunięte krzyże mogły zostać wkomponowane w mający powstać na terenie sanktuarium bł. Karoliny Kózkówny w Zabawie k. Tarnowa pomnik Ofiar Drogowych. Jak dotąd wniosek ten nie został przez ZDM rozpatrzony. Adam Sobieraj zwraca uwagę, że krzyże nie są własnością Stowarzyszenia.
Według warszawskich radnych PiS oraz stowarzyszeń wspierających rodziny ofiar wypadków drogowych, decyzje administracyjne dotyczące usuwania krzyży z miejsc wypadków są świadectwem bezdusznego stosowania litery prawa, które zabrania stawiania krzyży, a zezwala na umieszczanie dużo większych, agresywnych reklam.
Sprawa usunięcia krzyży bynajmniej nie spędza snu z powiek władzom stolicy. Otóż na ostatniej sesji Rady Miasta Stołecznego Warszawy radni z PO i SLD odrzucili projekt radnych PiS, by punkt dotyczący usuwania przydrożnych krzyży włączyć do porządku obrad. Aby był rozpatrywany, konieczne było poparcie 31 głosów - czyli ponad połowy mandatów (w skład Rady Miasta wchodzi 60 radnych).
- Chcieliśmy wprowadzenia informacji do porządku obrad, by dowiedzieć się, kto i dlaczego wydał takie polecenie i co teraz mają zrobić osoby, które te krzyże stawiały, a więc rodziny ofiar wypadków drogowych, które czują się tą sprawą poruszone. Oczywiście nie otrzymaliśmy odpowiedzi, gdyż punkt dotyczący usuwania przydrożnych krzyży w ogóle nie został wprowadzony do porządku obrad sesji. Dlatego jako radni PiS złożyliśmy w tej sprawie interpelację klubową na ręce prezydent stolicy Hanny Gronkiewicz-Waltz - powiedział nam Maciej Maciejowski, radny PiS z Komisji Ochrony Środowiska. Pod interpelacją podpisali się wszyscy radni PiS. - Przydrożne krzyże mają swoją wymowę. To swego rodzaju memento mori - sama jestem kierowcą i kiedy widzę taki krzyż, od razu uświadamiam sobie, że coś tragicznego musiało się w tym miejscu zdarzyć, że jest to miejsce niebezpieczne dla kierowcy; od razu wzmacnia się moja czujność. Poza tym dlaczego usuwa się krzyże, a nie na przykład ogromne i krzyczące reklamy? To chyba bardziej rozprasza - zauważa Małgorzata Kobus, radna PiS z komisji kultury. Jak informuje biuro prasowe Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy, ratusz ma trzy tygodnie na przygotowanie pisemnej odpowiedzi.
Anna Ambroziak
"Nasz Dziennik" 2009-12-18

Autor: wa