Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Gdy listopad przywiódł maj...

Treść

Odzyskanie przez Polskę niepodległości w roku 1918 wspominamy najczęściej w romantycznej otoczce naszej wielkiej poezji emigracyjnej, z obrazami Wojciecha i Jerzego Kossaków w tle, z piosenkami o rozkwitających pąkach białych róż i rozwijającym się rozmarynie. Tak trzeba, zwłaszcza wtedy, gdy opowiadamy o tamtych czasach naszej młodzieży. Zbiorowy obraz listopadowych dni roku 1918 - ukształtowany jeszcze przed wojną - jest dla Polaków rodzajem afirmacji oraz podświadomego odruchu serca, by jeszcze bardziej upiększyć to, co wyczekiwane i wytęsknione przez pokolenia, ziściło się. Jest też przejawem nieprzemijającej tęsknoty do Polski "czystej jak łza", ucieleśnionej w literackich i malarskich apoteozach wielkiego Brygadiera, człowieka o czystych rękach, oddanego bez reszty swojemu Narodowi nawet wtedy, gdy popełniał błędy. Polskie wiosny A ileż było wcześniej tych zawiedzionych nadziei! "Urodzony w niewoli, okuty w powiciu, ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu" - pisał Adam Mickiewicz w swojej epopei, wspominając rok 1812. Napoleon ruszał na Rosję w czerwcu, ale poeta czas snów o niepodległości, jakby na wyciągnięcie ręki, nazwał wiosną, która wszak symbolizuje odrodzenie, podniesienie się do nowego życia. Jego rówieśnik, poeta krajowy Franciszek Kowalski, autor znanych niegdyś, niezwykle popularnych piosenek - takich jak "Stańmy bracia wraz" czy "Ułan na widecie" - pisał z podobnym uniesieniem o listopadzie 1830 roku: "Wesół kraj, szczęsny kraj, gdzie listopad przywiódł maj". Niestety, także "wiosna" Powstania Listopadowego nie przyniosła nam upragnionej wolności - tak samo jak tego późniejszego, z męczennikiem sprawy narodowej Romualdem Trauguttem, i wielu innymi, mniej znanymi dziś ogółowi Polaków dramatycznymi uniesieniami tamtych czasów, które miały prowadzić prostą drogą ku niepodległości. Trudno się więc dziwić, że w 1918 roku ktoś napisał lub może powiedział z odrobiną cynizmu, a może tylko zdumienia i zaskoczenia, że "ni z tego, ni z owego była Polska od pierwszego"! Polską wiosnę niepodległości, polski maj przywiódł nieoczekiwanie dla wielu rodaków listopad 1918 roku. Tamtego listopada nie da się zresztą rozpatrywać w oderwaniu od całego ciągu zdarzeń, które po nim nastąpiły: krwawych potyczek z Ukraińcami o polski Lwów i wschodnią Małopolskę (z polskimi orlętami, na których się wychowa pokolenie młodych żołnierzy Armii Krajowej), powstania wielkopolskiego, powstań śląskich, walk o ziemię cieszyńską, plebiscytów na pograniczu niemieckim, a przede wszystkim bez okrutnej wojny z bolszewikami o być albo nie być odrodzonego państwa. Lata 1918-1922 wydały licznych bohaterów, w których będzie zapatrzone pierwsze pokolenie Polaków urodzonych w wolnym już kraju. Cena niepodległości W okresie listopadowych narodowych wypominków pojawia się też jednak pytanie o cenę niepodległości z roku 1918. Nikt nam jej przecież nie podarował. Ani cesarze niemiecki i austriacki, wabiący Polaków mirażami ograniczonej wolności, by ich pozyskać przeciwko państwom Ententy, ani Mikołaj II, car Rosji, zapewniający o naszym prawie do wolności, ale u boku Moskwy, ani przywódca bolszewickiej rewolucji, który dekretował na papierze prawo wszystkich narodów do suwerennego bytu, by je natychmiast po tych zapewnieniach ujarzmić jeszcze twardszą ręką, a z Polski uczynić "trupa", przez którego miała prowadzić droga do wszechświatowego bolszewickiego chaosu. Nawet prezydent Stanów Zjednoczonych Woodrow Wilson nie podarował nam wolności, choć jego deklarację z roku 1918 o potrzebie wskrzeszenia państwa polskiego z dostępem do morza przyjęliśmy z wdzięcznością. Polska powstawała z naszej krwi, w krwawych bojach, dalekich od idyllicznych obrazków z oleodruków. "Bo wciąż na jawie widzę i co noc mi się śni, że ta, co nie zginęła, wyrośnie z naszej krwi", pisał poeta Edward Słoński i on najlepiej rozumiał tę prawdę, bo poza tym, że był poetą, walczył o Polskę z bronią w ręku. Polska powstawała wbrew zaprzaństwu, małostkowości i braku wiary u wielu rodaków. "Nie chcemy już od was uznania, ni waszych mów, ni waszych łez. Skończyły się dni kołatania do waszych kies, do waszych serc". Te słowa, napisane także przez żołnierza, w najbardziej dramatycznym okresie, nie wzięły się znikąd. Polską niepodległość roku 1918 wyrąbali ludzie o wielkich sercach, wielkiej wierze, szanujący swoich przodków, którzy dla wolności umierali. "Walka o wolność, gdy się raz zaczyna, z ojca krwią spada dziedzictwem na syna". Zacytujmy raz jeszcze wieszcza, bo te słowa w naszej historii sprawdziły się wielokrotnie. Powrót do źródeł W czasach PRL-u splugawiono nam bohaterskie lata 1918-1922, a obca propaganda, wspomagana przez renegatów, chciała nas upokorzyć i przenicować, nazywając w latach 50. wojnę z bolszewikami o wolność Polski i Europy "najazdem jaśniepanów polskich na kraj radziecki"! Nie dziw, że dzieci i wnuki ówczesnych renegatów, "elity" Polski postkomunistycznej, unikają dziś jak ognia historii, szermując hasłami "postępu" - tak jak ich ojcowie i dziadkowie w czasach Polski sowieckiej. Nie istnieją dziś w zbiorowej świadomości takie wydarzenia, jak bohaterstwo batalionu ochotniczej młodzieży Bolesława Zajączkowskiego pod Zadwórzem, "polskimi Termopilami", jak podjazdowe, brawurowe walki kawalerii legendarnego rotmistrza Dąmbrowskiego "Łupaszki" z Samoobrony Wileńskiej przeciwko bolszewikom w roku 1919. Nie istnieją, bo rotmistrz został zamordowany przez NKWD w więzieniu, w roku 1941, w Polsce sowieckiej był "bandytą" - tak jak człowiek, który podczas ostatniej wojny przejął jego pseudonim. Mało kto dziś wie cokolwiek o czynach młodziutkiego pułkownika Leopolda Lisa-Kuli (Jeleńskiego), bo takich bohaterów Polska sowiecka sobie nie życzyła. Zamiast tego pokazywano nam film o Czapajewie. Nie pisze się o cudzie stutysięcznej Armii Ochotniczej, sformowanej wtedy, gdy bolszewicy stali już u wrót Warszawy i wielu ze strachem unosiło swe głowy w bezpieczne miejsca. Mało kto wreszcie wie o polskim zwycięstwie w największej bitwie kawaleryjskiej XX wieku, gdy 31 sierpnia 1920 r. pod Komarowem oddziały 3 armii gen. Władysława Sikorskiego rozbiły sławetną armię konną Budionnego. O tym nie wolno było pisać w Polsce sowieckiej. Dlaczego teraz nie gloryfikujemy bohaterów tak spektakularnego zwycięstwa? Czy nie na tym polega edukacja historyczna i duma z własnej przeszłości? Trzeba nieustannie powracać do źródeł, bez korzystania z pośrednictwa peerelowskiej literatury, zatrutej jadem sowieckiej cenzury. I ciągle jeszcze, niestety, peerelowskiej z ducha encyklopedii PWN. Pamięć 5 sierpnia 1921 r. - w 56. rocznicę śmierci Romualda Traugutta na stokach Cytadeli - marszałek Józef Piłsudski odznaczył ostatnich uczestników Powstania Styczniowego orderami Virtuti Militari. Cała Polska wiedziała wówczas, jaka jest wartość i siła tradycji niepodległościowej i jak potrzebne jest jej przekazywanie następnym pokoleniom. Trzeba o tym pamiętać dziś jak może nigdy przedtem. Kilkudziesięcioletnia komunistyczna indoktrynacja zastąpiona została bowiem nihilizmem i z lekka tylko zawoalowanym szyderstwem z naszej tradycji niepodległościowej. Przerwany został w czasach PRL-u naturalny przekaz pokoleniowy i poprzez szkołę, a wydarzenia z lat 1918-1922 wydają się niektórym ludziom mało ważne. Przed polskimi mediami i polską szkołą stoi ważne zadanie, by je nieustannie przywracać i pracowicie układać w zbiorowej pamięci. Potrzebna jest też radosna, nieskrępowana przez żadne ideologie radość i afirmacja naszej niepodległości. Przeżywana w sercach i objawiona na zewnątrz. Niechże nie zabraknie w tym roku biało-czerwonych barw - nie tylko na budynkach publicznych, ale przede wszystkim na balkonach i w oknach naszych domów. Cieszmy się. Bóg nam dał, że listopad przywiódł maj. Piotr Szubarczyk, "Nasz Dziennik" 2006-11-10

Autor: ea