Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Garść porad dla przewodniczącego Sekuły

Treść

Od momentu rozpoczęcia prac przez sejmową komisję śledczą, mającą badać podobno aferę hazardową, parlamentarna opozycja narzeka na sposób prowadzenia obrad i organizację pracy, za którą odpowiedzialny jest przewodniczący komisji Mirosław Sekuła z Platformy Obywatelskiej. Opozycji nie podoba się, że na dzień przed posiedzeniem komisji nikt, łącznie z przewodniczącym, nie wie, kto będzie gościem komisji i konkretnie o czym będzie opowiadał. A kiedy już zaproszony gość przybędzie, opozycja śmie narzekać, że nie jest on w stanie odpowiedzieć praktycznie na żadne pytanie śledczych, gdyż akurat niespecjalnie orientuje się w materii leżącej w zainteresowaniu komisji. Niezadowolenie opozycji poszło jednak jeszcze dalej. Nie spodobała jej się organizacja sposobu zadawania pytań proponowana przez przewodniczącego Sekułę: śledczy mieli zadawać pytania w kolejce, każdy po jednym. Było źle, bo podobno po usłyszeniu odpowiedzi zadający pytanie poseł nie miał prawa zadać kolejnego pytania, które nasunęło się mu po odpowiedzi gościa komisji. Ale nie tylko dlatego.
Przewodniczący Sekuła stwierdził bowiem, że kolejka pytających posłów raz będzie zaczynać się z lewej strony, a raz z prawej. To nie spodobało się Bartoszowi Arłukowiczowi z Lewicy, który skarżył się, że zawsze będzie pokrzywdzony, bo od niego nigdy nie zacznie się kolejka, gdyż jako wiceprzewodniczący komisji siedzi obok przewodniczącego, a więc pośrodku. W celu omówienia tych niezwykle palących problemów podczas wtorkowego posiedzenia komisji ogłoszono nawet półgodzinną przerwę. Stanęło na tym, że każdy z posłów będzie miał 5 minut na zadanie pytań. I to też nie zadowoliło posłów opozycji, którzy zaczęli przeciągać przysługujący im czas. W konsekwencji przewodniczący Sekuła musiał wypominać posłom, że zadawali pytania nie przez pięć, lecz sześć czy siedem minut. A to jeszcze nie wszystko. Opozycja nie zrozumiała nawet, że nie może zadać ważnych pytań, gdyż przewodniczący musi już zamknąć posiedzenie, bo skończył się czas, na jaki została zarezerwowana sala sejmowa na obrady komisji.
Posłowie opozycji po tych kilku posiedzeniach twierdzą, że nieporadność przewodniczącego prowadzi wręcz do ośmieszenia komisji, a jednocześnie trwoniony jest cenny czas na prace śledczych, których zakończenie Sejm, dzięki rządzącej koalicji, wyznaczył już na koniec lutego.
Premier Donald Tusk, zapowiadając powstanie tej komisji, stanowczo i wyraźnie zadeklarował, że tzw. afera hazardowa zostanie dogłębnie wyjaśniona. Wierząc premierowi, wierzymy więc, że obrady komisji śledczej mają wyglądać właśnie tak, a nie inaczej.
Aby jednak pomóc przewodniczącemu Sekule w jeszcze lepszym wywiązywaniu się z powierzonej mu głosami klubowych kolegów misji, mamy propozycję wprowadzenia dalszych usprawnień pracy śledczych:
1. O tym, kto teraz zadaje pytanie, decydowałby "szczęśliwy los". Poseł, który zada kolejne pytanie, byłby losowany. Oczywiście pytanie, którego treść podawałby na karteczce przewodniczącemu, musiałoby zostać zatwierdzone przez szefa komisji.
2. Pytań podczas jednego posiedzenia komisji mogłoby paść tyle, ilu jest członków komisji. Jeżeli któryś z posłów nie zostałby na danym posiedzeniu wylosowany, oznacza to, że po prostu ma pecha i hazardem zajmować się nie powinien. Można pomyśleć o premiowaniu, np. dodatkowym pytaniem, tych członków komisji, którzy na danym posiedzeniu mieli szczęście i zostali wylosowani do zadawania pytań więcej niż jeden raz.
3. Nie mniej istotny jest sposób doboru gości komisji. Aby utrzymać napięcie, ich wybór powinien być dokonywany w dniu posiedzenia komisji. Po zakręceniu kołem ruletki kulka, obierając numerek przyporządkowany nazwisku danego gościa/świadka, wskazywałaby, kto zostanie wezwany.
4. Nad prawidłowością losowania czuwałaby komisja złożona z posłów na Sejm RP, czyli ludzi o największym stopniu zaufania publicznego, w osobach "Grzecha", "Mira" i "Zbycha".
Uwzględnienie tych propozycji powinno jeszcze bardziej ułatwić komisji śledczej, obiecane przez premiera, dogłębne wyjaśnienie afery hazardowej. Pracując tym trybem, do końca lutego komisja mogłaby nawet zakończyć przesłuchanie jakiegoś świadka. Nie byłby to zapewne były szef CBA Mariusz Kamiński, gdyż członek komisji Sławomir Neumann (PO) stwierdził w środę, że teraz nawet nie wiedziałby, o co ma Kamińskiego pytać. Ale lepsze już są rokowania co do zakończenia przesłuchania byłego posła SLD Piotra Gadzinowskiego. Bo zgłaszając go na świadka, pytania do niego poseł z Platformy najwyraźniej ma. Być może śledczym udałoby się wtedy wyjaśnić, co miał na myśli Gadzinowski, opowiadając kiedyś z trybuny sejmowej o Hongkongu. Tamto wystąpienie posła SLD wzbudziło na sali sejmowej powszechną wesołość. Ale może nie było się z czego śmiać, bo w rzeczywistości mogło chodzić o jakąś "grubszą aferę", przy której jakaś afera hazardowa to pikuś?
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2009-11-20

Autor: wa

Tagi: komisja hazardowa sekula