Przejdź do treści
Przejdź do stopki

F-16 gotowe do boju

Treść

Zakończyły się ćwiczenia sił powietrznych Red Flag na Alasce z udziałem polskich samolotów. Po raz pierwszy nasi piloci zostali zaproszeni na najbardziej prestiżowe i najtrudniejsze manewry lotnicze na świecie. W zgodnej ocenie dowódców z USA i z Polski, wypadli znakomicie.

Alaska leży 9 tys. km od Polski w linii prostej. To ponad ćwierć obwodu Ziemi. Ale za to warunki wykonywania lotów bojowych są tam absolutnie unikalne i można ćwiczyć zadania w warunkach identycznych z prawdziwymi starciami w powietrzu.

To dla pilotów polskich F-16 z baz w Krzesinach pod Poznaniem i z Łasku oraz transportowego Herculesa C-130 z Powidza zupełnie nowe doświadczenie. Z maksymalnym realizmem odtworzono wszystkie warunki współczesnego pola walki, w tym obecności obrony przeciwlotniczej przeciwnika i zakłóceń radioelektronicznych.

Na potrzeby powietrznych manewrów wydzielono poligon powietrzny o powierzchni 85 tys. km kwadratowych. To ponad jedna czwarta powierzchni Polski. Teren jest trudny. W okolicach podbiegunowych trwa obecnie dzień polarny, teren jest górski, rzadko zaludniony. Poza bazami wojskowymi łatwiej spotkać niedźwiedzie i łosie niż ludzi. Ale te ogromne, niedostępne przestrzenie to także niezwykłe możliwości. Można było na przykład ćwiczyć zrzucanie prawdziwych ładunków wybuchowych i loty na bardzo małych wysokościach - nawet 100 metrów nad ziemią. W Polsce nie ma takiej możliwości.

Tysiąc godzin w powietrzu

- To przygoda życia - mówią żołnierze 168-osobowego polskiego kontyngentu. Na Alaskę poleciało 24 pilotów F-16, załogi herculesa i obsługa naziemna. Już sama operacja przebazowania tylu osób i sprzętu stanowiła duże wyzwanie. Samoloty poleciały same z kilkoma międzylądowaniami i tankowaniem w powietrzu, część sprzętu zabrał ukraiński An-124 Rusłan, a ludzi niemiecki Airbus A-310. Łącznie Polacy wykonali od początku ćwiczeń w połowie maja do powrotu ponad 300 misji w powietrzu, wylatując prawie 1000 godzin.

Ćwiczono loty bojowe w dużych ugrupowaniach samolotów z różnych państw, zrzuty bomb kierowanych laserowo i korygowanych sygnałami satelitarnymi. Piloci i ich dowódcy traktują Red Flag jako chrzest bojowy myśliwców wielozadaniowych.

Dużo rzeczy wykonali tam po raz pierwszy. Na przykład polskie "efy" nigdy wcześniej na terenie Polski nie zrzucały prawdziwych ładunków wybuchowych. Tym razem piloci mieli możliwość zrzutu bomb ważących nawet tonę. Wszystkie zadania wykonywano z prawdziwym uzbrojeniem - to także nowość.

I na koniec jeszcze jedno doświadczenie bez precedensu. To pierwsze w historii naszego lotnictwa współdziałanie bojowe w lotach z ostrą amunicją samolotów polskich Sił Powietrznych i niemieckiej Luftwaffe. Z zachodnimi sąsiadami, którzy w historii starć w powietrzu zawsze byli raczej po drugiej stronie, nasze "efy" latały w tzw. mieszanej formacji myśliwskiej. Tworzy ją osiem maszyn. Cztery F-16 i cztery niemieckie EF-2000. Dowodzili raz Polak, raz Niemiec.

Niebiescy przeciw czerwonym

Z wyników ćwiczeń zadowolone jest dowództwo.

- Jestem przekonany, że nasi lotnicy zdali egzamin celująco. Mam też tego potwierdzenie od amerykańskiego dowódcy Sił Powietrznych USA na Pacyfiku, który nadzorował ćwiczenia - mówił na uroczystości powitania wracających żołnierzy dowódca Sił Powietrznych gen. broni pil. Lech Majewski.

Obecny był minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak i szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Stanisław Koziej. Najlepszym wręczono odznaczenia państwowe i resortowe. Podkreślano, że teraz polskie F-16 są już gotowe do wykonywania wszelkich zadań.

Wojskowi nie chcą oczywiście mówić, jakie zadania bojowe mogliby postawić przed nimi politycy. Jakichkolwiek spekulacji unika też minister. Ale wszyscy zdają sobie sprawę z napiętej sytuacji w Syrii, gdzie nie można wykluczyć interwencji podobnej do libijskiej. Także zestrzelenie tureckiego myśliwca to czytelny sygnał dla każdego. Przecież Turcja jest członkiem NATO i w razie potrzeby jesteśmy zobowiązani jej pomóc.

Na Alasce ćwiczono konflikt zbrojny, w którym stron nie określano nazwami państw, tylko standartowo kolorami: niebieskim i czerwonym. Polskie F-16 były po stronie niebieskich, hercules - czerwonych. Pierwsi bronili "swojej" przestrzeni powietrznej, drudzy byli agresorami. W siły uderzeniowe czerwonych wcieliły się F-16 amerykańskiej 18. eskadry US Air Force. Żeby wszystko nie było tak do końca umowne i neutralne, ich załogi symulowały zachowanie cech taktycznych rosyjskich Su-30.

W Red Flag uczestniczyło ponad 100 statków powietrznych kilkunastu typów. W ćwiczeniach wzięło udział 2,5 tys. żołnierzy. Poza Polską i USA reprezentowane było lotnictwo wojskowe Niemiec, Japonii i Australii. Wszystkie zadania wykonywały zespoły międzynarodowe, więc musieli uczyć się współdziałania z kolegami z innych państw, pracujących na co dzień przy różnym sprzęcie.

Na pewno należy uczestniczyć w tego typu ćwiczeniach, bo rzeczywiście znacznie podnoszą one umiejętności naszych lotników. Jedyną bolączką jest ogromny koszt przedsięwzięcia. I minister Siemoniak, i dumny ze swoich podwładnych gen. Majewski podkreślają, że z pewnością warto było go ponieść. Ale dokładnej ceny nie podali. - Trwają rozliczenia - usłyszeli dziennikarze podczas ceremonii w Krzesinach.

Jednocześnie poinformowano o niektórych planach rozwoju Sił Powietrznych na najbliższe lata. Mamy dokupić pięć nowych samolotów CASA C-295M, przygotowywany jest przetarg na nowe śmigłowce wielozadaniowe, a do końca roku resort ma rozpocząć kolejne podejście do zakupu nowego samolotu szkolnego, który ma zastąpić TS-11 Iskra. To na nich będą zdobywać pierwsze lotnicze szlify przyszli piloci F-16.

Piotr Falkowski

Autor: au