Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ewakuacja to dla wcześniaków dodatkowe obciążenie

Treść

Z prof. Ewą Helwich, kierownikiem Kliniki Patologii i Intensywnej Terapii Noworodka w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie, krajowym konsultantem w dziedzinie neonatologii, rozmawia Maria Cholewińska Jak Pani skomentuje fakt ewakuacji noworodków i wcześniaków w szpitalu w Jędrzejowie? - Mam pewien kłopot, ponieważ wcześniaki w ogóle nie powinny się urodzić w szpitalu w Jędrzejowie! Więc jakby od początku sprawa była poprowadzona nie tak. Szpital w Jędrzejowie jest małą placówką, pierwszego stopnia opieki, dlatego tam w ogóle nie powinny rodzić się dzieci ze skróconej ciąży i z ciąży patologicznej. Na pierwszym stopniu referencji brak jest koniecznego zaplecza, potrzebnego do ratowania życia i zdrowia dzieci przedwcześnie urodzonych. Te dzieci od początku powinny się urodzić w Kielcach, w związku z czym oczywiście uważam, że bardzo dobrze, iż w końcu zostały tam przewiezione. Natomiast jeśli chodzi o byt samego oddziału w Jędrzejowie, to tutaj decyduje dyrektor. Na rynku jest za mało neonatologów, więc nie mógł ich zatrudnić, stąd zatrudnił pediatrów. W szpitalu na pierwszym poziomie pediatrzy mogą sprawować opiekę nad noworodkami - ale tymi urodzonymi o czasie. Natomiast dlaczego tam było za mało pediatrów - na ten temat trudno mi zabrać głos. Sama ewakuacja wcześniaków może mieć dla nich jakieś konsekwencje zdrowotne? - One były transportowane transportem specjalistycznym - karetką "N", przystosowaną do transportu dzieci urodzonych przedwcześnie. Zdarza się też niestety tak, że nie zdąży się przewieźć matki przed porodem, że rodzi się dziecko 500 czy 600 gramów w szpitalu nieprzygotowanym do opieki nad nim i wtedy zawsze używamy takiego transportu. Więc nie można powiedzieć, że to jest transport zły. Natomiast oczywiście powinno być tak, żeby porody przedwczesne odbywały się w odpowiednich szpitalach, a nie w tych małych, o których wiadomo, że nie są w stanie zapewnić opieki tym dzieciom. Nie było żadnego zagrożenia życia tych dzieci podczas transportu? - Nie, nie było. Z tym jednym zastrzeżeniem, że jeżeli można ominąć, to się powinno omijać ten transport, bo stanowi to jednak jakieś dodatkowe obciążenie. Natomiast te karetki są przygotowane do transportu małych dzieci, żeby w razie czego móc wykonać ewentualne zabiegi, które są im potrzebne. W jaki sposób można rozwiązać problem braku specjalistów, żeby nie musiało dochodzić do ewakuacji szpitali? - To jest bardzo złożony problem, u którego podstaw właściwie występują zbyt małe nakłady na służbę zdrowia od bardzo wielu lat i bardzo wiele zaniedbań, które już w tej chwili narosły w wyposażeniu szpitali w sprzęt, w składzie zespołów medycznych, opiekujących się pacjentami - tu można wymieniać bardzo wiele. Jednego łatwego rozwiązania się nie znajdzie. Natomiast na logikę biorąc: w szpitalu w Jędrzejowie odbywało się około sześciuset porodów rocznie, czyli na dobę przeciętnie rodziło się dwoje dzieci. I po to, żeby utrzymać taki oddział, trzeba było mieć sztab ludzi, wchodzących w zmianowe dyżury. I lekarzy, i pielęgniarek - więc to się absolutnie nie kalkuluje. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-02-12

Autor: wa