Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Eskalacja konfliktu w interesie PO

Treść

Wczorajsze wydarzenia potoczyły się szybko. Najpierw zgoda konserwatora zabytków, a za pół godziny tablica. Na ścianie Pałacu Prezydenckiego, niemal znienacka, bez zapowiedzi i ku zaskoczeniu wszystkich została umieszczona i odsłonięta tablica mająca upamiętnić miejsce, gdzie w dniach żałoby po katastrofie smoleńskiej "gromadzili się licznie Polacy zjednoczeni bólem i troską o losy państwa". Władze pokazały swoją arogancję, nie zapraszając na tę uroczystość nawet rodzin ofiar, które zginęły 10 kwietnia pod Katyniem. Po południu Prezydium Episkopatu i metropolita warszawski wydali oświadczenie. Dziennikarze już okrzyknęli je apelem o przeniesienie krzyża do kościoła św. Anny. Jego obrońców usiłują za wszelką cenę skonfliktować z pasterzami Kościoła.
Pod krzyżem stojącym przed Pałacem Prezydenckim wciąż trwają jego obrońcy, których za wszelką cenę chce się skonfliktować i ukazać jako wrogów biskupów i księży. Próbowano do tego wykorzystać np. wczorajsze Oświadczenie Prezydium Episkopatu i Metropolity Warszawskiego, w którym pasterze zaapelowali do polityków, aby krzyż przestał być traktowany jako narzędzie w sporze politycznym. Na nic deklaracje, że obrońcy krzyża pragną jedynie godnego upamiętnienia tragicznie zmarłych pod Katyniem. Miłosz Stanisławski ze Społecznego Komitetu Obrońców Krzyża podkreśla, że pilnujący krzyża nie chcą żadnego konfliktu. Chcą jedynie, aby w tym miejscu stanął pomnik ku czci ofiar katastrofy smoleńskiej. - Wszyscy broniący krzyża są katolikami, nikt z nas nie chce wchodzić w konflikt ze stroną kościelną - powiedział Stanisławski. - Chcemy przenieść ten krzyż, chcemy pomóc hierarchom w uroczystym przemarszu, ale i upamiętnić ofiary w sposób adekwatny do katastrofy - dodał.
Obrońcy krzyża oraz wiele rodzin ofiar katastrofy ubolewają, że umocowanie wczoraj na ścianie jednego ze skrzydeł budynku Pałacu Prezydenckiego tablicy nie było skonsultowane ze stroną społeczną, a w uroczystości nie wzięły udziału rodziny ofiar katastrofy. O zamiarze umieszczenia tablicy nie wiedzieli też posłowie. Zresztą chwilę po jej odsłonięciu rozpoczęło się zaplanowane wcześniej posiedzenie Sejmu, co zapewne nie było przypadkiem...
Powstaje zatem pytanie: dlaczego w taki sposób zawieszono tablicę? Komu na tym zależało? Dlaczego nie zaproszono na uroczystość ludzi, którzy chcieli upamiętnienia ofiar? Odpowiedź wydaje się jasna: Platformie Obywatelskiej zależy na tym, aby konflikt trwał i się rozwijał. Wpisują się w to media, bo już po samych pytaniach dziennikarzy rozmawiających z obrońcami krzyża jasno widać, że chcą zaostrzać spór. Podają tezy, które mają podgrzać atmosferę, a ich sednem wydaje się skonfliktowanie ludzi z księżmi i biskupami.
- Ponawiamy apel do wszystkich ludzi dobrej woli o zrozumienie powagi chwili i poszukiwanie dróg jedności i porozumienia. Wierzących prosimy o modlitwę, aby krzyż pozostał w naszym Narodzie znakiem miłości, przebaczenia i szacunku dla każdego człowieka odkupionego przez Jezusa Chrystusa - podkreślali wczoraj w czasie spotkania z dziennikarzami metropolita warszawski ks. abp Kazimierz Nycz oraz sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski ks. bp Stanisław Budzik. W oświadczeniu, które wczoraj zostało wydane, księża biskupi podziękowali wszystkim ludziom dobrej woli za przejawy szacunku wobec znaku krzyża. Podkreślając, że Kościół nie jest stroną w sporze o krzyż, zaapelowali o poważny dialog i odpowiedzialne decyzje, "by jak najszybciej rozwiązać narastający konflikt polityczny i społeczny wokół krzyża przed Pałacem Prezydenckim". Księża biskupi zwrócili też uwagę, że szeroko nagłaśniany w mediach spór staje się politycznym tematem zastępczym. "W czasie, gdy narasta kryzys ekonomiczny i podnoszone są podatki, Polska potrzebuje wspólnie podejmowanych głębokich reform, a pomoc powodzianom i usuwanie skutków powracających kataklizmów wymaga długotrwałego wysiłku rządu i społeczeństwa" - czytamy w oświadczeniu. Przypomniano w nim jednocześnie, że Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej (art. 25) zapewnia swobodę wyrażania przekonań religijnych w życiu publicznym. "Zwracamy też uwagę, że zapisana w ustawie zasadniczej bezstronność władz publicznych nie oznacza ich antyreligijności. Neutralności nie należy rozumieć jako agresywnego laicyzmu" - zaznaczono w dokumencie.
Małgorzata Pabis
Nasz Dziennik 2010-08-13

Autor: jc