Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Emerytka "idzie do Strasburga"

Treść

To śmieszne, jak mnie potraktowano. Wiedziałam, że w Krakowie tak będzie - mówi rozgoryczona Wanda Gąsior, będąca w sporze z ministrem Wassermannem Wanda Gąsior, 76-letnia emerytka z Krakowa, będzie jednak musiała przeprosić ministra Zbigniewa Wassermanna (PiS). Krakowski Sąd Okręgowy utrzymał wczoraj w mocy wyrok warunkowo umarzający jej sprawę. Przypomnijmy, koordynator służb specjalnych wytoczył jej proces o zniesławienie, gdy Wanda Gąsior - po obejrzeniu programu "Sprawa dla reportera" Elżbiety Jaworowicz, w którym Wassermann występował w roli eksperta - napisała dwa listy. Jeden trafił do autorki programu, drugi - do ówczesnego prezesa telewizji publicznej. Emerytka pisała o "krętactwie, zakłamaniu i chciwości posła", który nie wypłacił jej zięciowi (budowlańcowi) całej kwoty za wybudowanie domu. Obydwa listy telewizja - przez prezesa Jana Dworaka - przekazała Zbigniewowi Wassermannowi, który uznał, że oskarżenia Wandy Gąsior "stanowią przejaw kłamliwej interpretacji faktów" i skierował do sądu prywatny akt oskarżenia. Sąd trzy razy wyznaczał posiedzenia mediacyjne, ale na żadnym z nich minister się nie pojawił. W końcu przysłał do sądu pismo, że rezygnuje z takiej formy rozstrzygnięcia sprawy. Proces, który przez kilka miesięcy toczył się za zamkniętymi drzwiami, zakończył się warunkowym umorzeniem sprawy na 2 lata próby. Oznacza to, że sąd uznał winę oskarżonej, ale odstąpił od wymierzenia kary. Nakazał jednak kobiecie przeprosić ministra i zapłacić mu 1 tys. zł odszkodowania, a także ponieść koszty procesu w wysokości 400 zł. Wczoraj sąd uchylił obowiązek naprawienia szkody wyrządzonej ministrowi, czyli wypłacenia mu pieniędzy. - Widzieliście, jak mnie potraktowano. To śmieszne jest. Wstyd. Wiedziałam, że w Krakowie tak będzie. Gdyby to było w Warszawie albo Gdańsku, to byłoby inaczej - mówiła zdenerwowana Wanda Gąsior. Kobieta zapowiedziała, że odwoła się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Jej pełnomocnik, prof. Zbigniew Hołda zadeklarował, że ją w tym poprze. Jego zdaniem sprawa w jakiś sposób wytycza granice wolności słowa w Polsce. - Źle się stało, że listy adresowane do dziennikarzy wyszły poza redakcję TVP. Redakcja winna chronić źródło informacji, nawet wówczas, gdy autor listu nie zastrzegł, że przekazał pewne treści tylko do wiadomości redakcji - powiedział prof. Hołda. - Zgodnie z powszechną praktyką redakcyjną takie informacje nie wychodzą na zewnątrz. Szefowie telewizji byli jednak nadgorliwi. Finałem sprawy jest natomiast usatysfakcjonowany mec. Łukasz Woźniak, pełnomocnik Zbigniewa Wassermanna. Po procesie powiedział, że od początku intencją jego klienta było to, aby Wanda Gąsior przeprosiła za twierdzenia, które nie mieściły się w zakresie krytyki, na jaką narażone są osoby publiczne. Przed krakowskim sądem toczy się postępowanie z powództwa wykonawcy, któremu minister nie zapłacił za prace budowlane. Zbigniew Wassermann, niezadowolony z tych prac, w październiku 2003 r. złożył doniesienie do prokuratury, która w efekcie postawiła sześciu osobom zarzut narażenia rodziny ministra na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Na tym jednak nie koniec. W ubiegłym roku podczas remontu domu ministra spadł z drabiny jeden z robotników, który przed kilkoma tygodniami zmarł. Prokuratura wyjaśnia tę sprawę. (STRZ) , "Dziennik Polski" 2007-01-25

Autor: ea