Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Eksperyment na raporcie

Treść

Zmiana koloru wyświetlacza na jednym z urządzeń Tu-154M o numerze bocznym 102 sprawiła, że samolot nie może być wykorzystywany do lotów o statusie HEAD, a co za tym idzie, do czasu naprawy usterki niemożliwe jest przeprowadzenie na nim eksperymentu lotniczego przygotowywanego przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. W efekcie prace nad polskim raportem przedłużą się o sześć tygodni. Dokument poznamy najwcześniej na przełomie marca i kwietnia.
- Prace nad przygotowaniem raportu końcowego mogą przedłużyć się o około 6 tygodni. Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego w obecnej chwili nie może przeprowadzić lotu próbnego na samolocie Tu-154M o numerze 102 z powodu usterki jednego z urządzeń, którego sprawność jest niezbędna do przeprowadzenia tego eksperymentu. Wykonanie takiego lotu jest bardzo ważne dla ustalenia przyczyn katastrofy samolotu Tu-154M o numerze 101 - poinformował w komunikacie minister Jerzy Miller, przewodniczący KBWLLP.
Warto zaznaczyć, że samolot jesienią ubiegłego roku wrócił z remontu generalnego w Rosji. Jak ustaliliśmy, usterka Tu-154M wprawdzie nie jest poważna i samolot może wykonywać loty szkolne, ale maszyna nie może być wykorzystywana do lotów o statucie HEAD. To najwyższy w polskim lotnictwie status określający zasady wykonywania lotów z najważniejszymi osobami w państwie na pokładzie. Podczas takiego lotu samolot musi być w pełni sprawny i nawet drobna usterka powoduje utratę tego statusu.
Jak zaznaczył ppłk Robert Kupracz, rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych, dyskwalifikująca samolot do lotów z VIP-ami usterka polega na zmianie koloru wyświetlacza jednego z urządzeń pokładowych, przy zachowaniu poprawności wskazań tego urządzenia. Jak zapewnił rzecznik, nowe urządzenie już zostało zamówione u producenta i w najbliższym czasie ma być zamontowane w samolocie. Niestety, technicy 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego są tu uzależnieni od rosyjskiego producenta, a jak wskazują wojskowi, praktyka podpowiada, że przywrócenie pełnej sprawności Tu-154M może potrwać około 4 tygodni. Później samolot musi jeszcze odbyć lot kontrolny i jeżeli wszystkie systemy będą sprawne, odzyska status HEAD. Do tego czasu, choć maszyna jest sprawna, to awaria wyświetlacza wyklucza możliwość przeprowadzenia na Tu-154M eksperymentu lotniczego planowanego przez KBWLLP.
- Aby eksperyment był miarodajny, samolot musi mieć taki sam status, jaki miał tupolew podczas tragicznego lotu 10 kwietnia - zaznaczył ppłk Kupracz.
Eksperyment prowadzony będzie bez odwzorowywania warunków pogodowych z 10 kwietnia 2010 roku. Eksperci chcą jednak zweryfikować, czy załoga Tu-154M o numerze bocznym 101 miała wystarczająco dużo czasu na przerwanie procedury zniżania i bezpieczne odejście na drugi krąg bądź lotnisko zapasowe. Na podstawie wstępnych ocen polskiej komisji - biorąc pod uwagę chwilę wydania komendy "odchodzimy" - nie można wykluczyć, że taki manewr załoga rozbitego samolotu mogła bezpiecznie wykonać. Jeśli doświadczenie potwierdziłoby tę tezę, tym bardziej zasadne będzie pytanie o przyczynę katastrofy. - Jest to bardzo istotne, ponieważ po wykonaniu tego lotu oraz po przeprowadzeniu analizy z materiałów, które w ten sposób uzyskamy, i w oparciu o to, co już mamy, będziemy mogli w bardzo dużym przybliżeniu określić, co mogło wpłynąć na to, że po komendzie "odchodzimy" lot skończył się tragicznie - wyjaśniał na początku roku płk Mirosław Grochowski, wiceszef komisji. Wczoraj płk Grochowski nie chciał rozmawiać z "Naszym Dziennikiem" na temat problemów z Tu-154M oraz prac komisji. Zaznaczył tylko, że jest bardzo zajęty, a pytania tego rodzaju należy kierować do Małgorzaty Woźniak, rzecznika prasowego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Ta z kolei o szczegółach prac komisji nie chciała z nami rozmawiać, a w sprawie usterki samolotu odesłała nas do oficjalnego komunikatu komisji.
Opóźnienie kontrolowane?
Usterka Tu-154M 102 powoduje, że KBWLLP nie spełni obietnic i w połowie lutego nie poznamy treści polskiego raportu w sprawie katastrofy smoleńskiej. Biorąc pod uwagę 6-tygodniowe opóźnienie, można spodziewać się, że raport będzie gotowy najwcześniej na przełomie marca i kwietnia, co pozwala sądzić, że publikacja dokumentu zbiegnie się z rocznicą katastrofy smoleńskiej. Opóźnienie przeprowadzenia eksperymentu może też wpłynąć na prace biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, którzy na zlecenie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie pracują nad rozszyfrowaniem zapisów pokładowego rejestratora głosu. Eksperyment ma pomóc biegłym w identyfikacji zarejestrowanych 10 kwietnia ub.r. dźwięków dobiegających z kabiny. Krakowscy biegli w przygotowywanym stenogramie dokonali bowiem nie tylko odczytu rozmów w kabinie, ale opisali także wszystkie zarejestrowane odgłosy, pochodzące m.in. z pracujących urządzeń. Przed wydaniem końcowej opinii eksperci z IES chcą też zbadać oryginalne zapisy czarnych skrzynek. Te jednak pozostają jako dowód w rękach komitetu śledczego Federacji Rosyjskiej.
W przekonaniu Antoniego Macierewicza, posła PiS, przewodniczącego parlamentarnego zespołu ds. zbadania przyczyn i okoliczności katastrofy z 10 kwietnia 2010 r., nie do końca zrozumiałe jest, dlaczego opinia publiczna wciąż informowana jest o powstającym raporcie polskiej komisji, skoro to stanowisko jest w dużej części znane i zostało przekazane do MAK w postaci uwag do rosyjskiego raportu.
- Te uwagi jednoznacznie kwestionują podstawowe tezy raportu MAK. Mówią o tym, że był to lot wojskowy, że obowiązywały procedury wojskowe, że nie było żadnych nacisków na załogę, że piloci nie lądowali, ale odchodzili i że byli wprowadzani w błąd na ostatnim etapie lotu przez rosyjskich kontrolerów - zaznaczył poseł Macierewicz.
Jak zauważył, znamienne jest, że po publikacji polskich uwag minister Miller próbuje zmienić swoje stanowisko w sprawie katastrofy, a w jego wystąpieniach publicznych pojawiają się sugestie, że 10 kwietnia wykonywany był jednak lot cywilny. Co ciekawe, zmianie uległa też kwalifikacja działań Artura Wosztyla, pierwszego pilota samolotu Jak-40. Jego praca w dniu katastrofy jeszcze w czerwcu ub.r. została pozytywnie oceniona, a dwa tygodnie temu stwierdzono, że jednak złamał procedury.
Także członkowie polskiej komisji poddawani są naciskom i padają w ich kierunku oceny, iż mający powstać raport to dla nich sprawdzian. - Obawiam się, że minister Miller w ostatnim czasie występuje w roli komisarza politycznego mającego wymusić na wojskowych członkach komisji zmianę stanowiska w sprawie katastrofy. Sadzę, że oni się nie ugięli i podtrzymują swoje opinie sprzeczne z ustaleniami rosyjskiego MAK, i może potrzeba więcej czasu na ich "zmiękczenie" - podkreślił poseł Macierewicz. Jak zauważył, z pewnością w sprawie polskiego raportu istnieje też silna presja ze strony rosyjskiej, która najwyraźniej nie chce rozbieżności w ustaleniach ekspertów polskich i rosyjskich, przy czym tezy zawarte w raporcie MAK uznawane są przez Rosjan za ostateczne.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2011-02-10

Autor: jc