Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dzwoni Kopacz do Szprendałowicza

Treść

Wielu lokalnych działaczy PO za taki stan rzeczy wini minister zdrowia Ewę Kopacz, która twardą ręką rządzi strukturami partii i narzuciła swojego kandydata na prezydenta. Do żadnego buntu jednak nie dojdzie, bo minister ma poparcie premiera Donalda Tuska i niepokornych mogłaby nie tylko wyciąć z list wyborczych do parlamentu w przyszłym roku, ale i usunąć z partii.
Stwierdzenie, że PO jest rozczarowana wynikami wyborów samorządowych w Radomiu, tylko w małym stopniu oddaje stan ducha działaczy. Przed listopadowym i grudniowym głosowaniem Platforma liczyła na odbicie miasta z rąk PiS. Rzeczywistość okazała się brutalna: Prawo i Sprawiedliwość zdobyło nie tylko 14 na 28 mandatów w radzie miejskiej (dzięki koalicji z jednym radnym z PSL ma większość w RM), ale przede wszystkim nadal ma prezydenta. Andrzej Kosztowniak (PiS) pokonał w drugiej turze Piotra Szprendałowicza (PO) stosunkiem głosów 60 do 40. O mały włos nie doszło zresztą do jeszcze większego upokorzenia Platformy, bo w pierwszej turze Kosztowniak zdobył ponad 47 proc. głosów i niewiele mu zabrakło do wygrania wyborów już 21 listopada. Szprendałowicz dostał wówczas zaledwie 18 procent. Nie pomogło kandydatowi Platformy poparcie przed drugą turą ze strony trzech innych pretendentów do fotela prezydenta, którzy odpadli w pierwszej turze. W rezultacie Radom jest największym miastem w Polsce, w którym będzie rządziło PiS, i to drugą kadencję z rzędu. - Jestem zadowolony z wyniku, jaki osiągnąłem - powiedział tuż po wyborach Piotr Szprendałowicz. Ale jego zadowolenie podziela niewielu działaczy lokalnej PO. Większość jest rozczarowana kiepskim wynikiem swojej partii. - Myśmy wszystko podporządkowali wygraniu wyborów w Radomiu, odpuściliśmy nawet wybory do Rady Powiatu Radomskiego, koncentrując wszystkie siły na Radomiu. A skutek jest więcej niż słaby - mówi nam jeden z działaczy Platformy. - A główna odpowiedzialność za ten wynik spada na szefową naszych struktur, panią minister Ewę Kopacz - dodaje. Inny z naszych rozmówców wskazuje, że doszło wręcz do "wyborczego sabotażu". - Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że z wystawienia w wyborach Szprendałowicza najbardziej cieszyło się... PiS? Im taki rywal najbardziej odpowiadał, ułatwiał odniesienie zwycięstwa - argumentuje. Pretensje do minister Członkowie radomskiej PO, z którymi rozmawialiśmy, mają pretensje do minister Kopacz o narzucenie im kandydatury Piotra Szprendałowicza. Został on oficjalnym pretendentem do fotela prezydenta Radomia już w styczniu tego roku, gdy radomska rada Platformy przyjęła uchwałę w tej sprawie. Ale jak relacjonują jej członkowie, ich faworytem w tamtym głosowaniu nie był Szprendałowicz, lecz poseł Radosław Witkowski. - Tylko że Ewa Kopacz przed głosowaniem zadzwoniła do członków rady i wymogła na wielu z nich zmianę zdania, więc Piotr Szprendałowicz wygrał. Przyznam szczerze, że pierwszy raz zetknąłem się z takimi naciskami - mówi jeden z uczestników tamtego głosowania. Jego zdaniem, już te okoliczności spowodowały osłabienie szans PO, bo wiele osób nie zaangażowało się w kampanię tak, jak powinno, gdyż nie tratowało Piotra Szprendałowicza jako swojego kandydata. A ponieważ o tych machinacjach wiedziało również wielu potencjalnych wyborców PO, to niewykluczone, że część z nich mogła nawet zbojkotować głosowanie. W Platformie mówią wręcz o kumoterstwie. Szprendałowicz jest uważany za faworyta poseł Kopacz. To dzięki jej protekcji został w 2006 roku członkiem zarządu województwa mazowieckiego. Ale jego współpraca z marszałkiem Adamem Struzikiem (PSL) nie układała się, delikatnie mówiąc, najlepiej, skoro ludowcy już dawno zażądali od PO wskazania w tym roku innej osoby na to stanowisko. A ponieważ bez PSL Platforma nie może rządzić Mazowszem, to los Szprendałowicza był przesądzony. Przetrwał do końca kadencji, ale musiał szukać sobie innego miejsca i ambitnemu koledze pomogła minister Kopacz. - Pani minister robi też wszystko, aby nikt w Radomiu nie zagroził jej pozycji w PO. Gdyby bowiem w wyborach wystartował poseł Witkowski, a w dodatku jeszcze je wygrał, na pewno byłby naturalnym kandydatem do przejęcia sterów w radomskiej PO. A na to Kopacz nie może sobie pozwolić - tłumaczy wieloletni członek Platformy. Nasz rozmówca jest zdania, że choć Radom to bastion PiS, to jednak te wybory mogłyby się potoczyć inaczej. - Ale nawet gdyby poseł Witkowki przegrał, to działoby się to w innej atmosferze. Inna byłaby ta kampania, ludzie byliby w nią bardziej zaangażowani, wiedząc, że pracują dla swojego prawdziwego kandydata. A tak mam wrażenie, że wielu z nas jest nawet zadowolonych z wygranej Kosztowniaka, bo to podkopało image poseł Ewy Kopacz i pokazało brutalnie, jakie błędy popełniła - wyjaśnia. Wielu ludzi z radomskiej PO oczekiwałoby teraz rozliczenia swojego kierownictwa z wyborczego wyniku. Wynikiem w Radomiu rozczarowane są władze mazowieckie i krajowe PO, tym bardziej że Ewa Kopacz miała obiecywać swoim kolegom i koleżankom "odbicie Radomia". Wszak to drugie po Warszawie miasto na Mazowszu pod względem wielkości. A w dodatku Platforma wygrała wybory w Płocku, gdzie władzę z kolei straciło PiS, więc klęska w Radomiu jest tym bardziej dotkliwa. Dlatego Ewa Kopacz osobiście zaangażowała się w kampanię, a przed drugą turą wyborów ściągnęła do Radomia kogo tylko się dało, aby wspierał kandydata Szprendałowicza. Miasto odwiedził choćby minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski, który jechał podobno całą noc ze Szczecina, aby wesprzeć swojego partyjnego kolegę. I nikt nie ukrywał, że właśnie dlatego akurat w tym momencie minister ogłosił zakup 2,5 tys. pistoletów osobistych dla funkcjonariuszy Służby Więziennej z Fabryki Broni "Łucznik" w Radomiu, jak również obiecał wybudowanie w mieście nowego gmachu dla sądu rejonowego (będzie się tu mieścić też prokuratura) - inwestycja jest planowana na lata 2011-2014. Kwiatkowski przekonywał, że zarówno poseł Kopacz, jak i Piotr Szprendałowicz "bardzo intensywnie lobbowali" za tą inwestycją. - Byłem pod wrażeniem, gdy Piotr cytował z pamięci statystyki sądowe, aby przekonać mnie, że budowa siedziby Sądu Rejonowego w Radomiu jest bardzo potrzebna - mówił zachwycony minister. Nie dodał, że starania o budowę nowego sądu trwają w Radomiu już od kilkunastu lat, sędziowie są rozmieszczeni w kilku punktach w mieście, a warunki pracy i orzekania są karygodne. Decyzja o budowie zapadła już dużo wcześniej, ale była kilka razy odkładana z powodu braku pieniędzy. W 2008 roku powstał nawet projekt architektoniczny budynku. Co ciekawe, w projekcie budżetu państwa na 2011 rok, który przedstawił rząd, minister Kwiatkowski nie wywalczył wpisu o pieniądzach na budowę sądu. Dopiero poprawka przegłosowana w Sejmie zapewniła pieniądze na pierwszy, zresztą najtańszy, etap budowy sądu. Z kolei do spotu wyborczego Szprendałowicza zaangażowano m.in. ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka. Tym razem jednak PR-owcy PO przesadzili, bo radomianie odebrali reklamówkę jako ostrzeżenie: jak nie wybierzecie "właściwego kandydata", to miasto będzie miało problemy z uzyskiwaniem pieniędzy rządowych i unijnych na remonty i budowy dróg. A takie przesłanie bardziej jednak PO zaszkodziło, niż pomogło. Mimo błędów i kiepskiej kampanii do żadnego rozliczenia jednak nie dojdzie. Trzeba by bowiem wystawić rachunek przede wszystkim poseł Ewie Kopacz, a w konsekwencji odwołać ją z funkcji przewodniczącej lokalnych struktur partyjnych. Tymczasem poseł ma mocne poparcie premiera Donalda Tuska, który nie pozwoli jej zrobić krzywdy i prędzej zadecyduje np. o rozwiązaniu struktur PO w Radomiu (jak już to w przeszłości się zdarzało w innych okręgach), niż zaakceptuje bunt przeciwko swojej minister. - Otwartego buntu nie będzie, bo nie ma on szans powodzenia. W dodatku za rok są wybory parlamentarne i ewentualni buntownicy musieliby się pożegnać z marzeniami o miejscu na liście - wyjaśnia polityk PO z Radomia. I dodaje, że ci, którzy w przeszłości próbowali uprawiać w Platformie samodzielną politykę, którzy nie chcieli podporządkować się poseł Kopacz, już dawno są poza partią albo zostali skutecznie zmarginalizowani i nic w niej już nie znaczą.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2010-12-08

Autor: jc