Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dziurawa demokracja

Treść

(FOT. M. BORAWSKI)

Z Piotrem Ł. Andrzejewskim, sędzią Trybunału Stanu, byłym senatorem, rozmawia Beata Falkowska

Powszechne wybory to w jakimś sensie sprawdzian demokracji. To, co dzieje się wokół wyborów samorządowych, pokazuje, w jak zdegenerowanym państwie żyjemy po 1989 roku.

– Elementem zdrowia demokracji jest skuteczny, praworządny sposób sprawowania władzy, kontrolowany przez konstytucyjne organa kontroli, uprawnione do tego organizacje, partie, korporacje oraz przez jednostki. Demokracja bez pluralistycznej kontroli to dyktatura sitwy politycznej, która raz uchwyciła władzę i nie zamierza jej z nikim dzielić ani oddać w trybie demokratycznym. Gorzej, jeżeli w procesie dojścia do władzy, a następnie dla jej zachowania stosuje się niepraworządne metody i czerpie z nich sukcesy. Tym samym sceptycznie możemy dzisiaj przyjmować i powątpiewać, czy funkcjonowanie organów władzy zapewnia realizację wolności, praw człowieka i obywatela, jak zapewnia nas o tym zapis Konstytucji. Przybywało coraz więcej luzów stosowania ordynacji wyborczej, aż doszło do ostatnich wyborów, które pokazały, jak funkcjonuje demokracja w Polsce.

Obóz władzy ostentacyjnie lekceważy głosy o niepokojących nieprawidłowo- ściach. Jako prawnik jest Pan zaniepokojony tak licznymi sygnałami o sytuacjach budzących wątpliwości co do pra- widłowości procesu wyborczego?

– Źrenicą oka demokracji są powszechne prawa wyborcze, ich równość i transparentność; rzetelność i miarodajność wyników są elementem państwa prawa. Doświadczenia transformacji ustrojowej wskazują na aktualnie zdegenerowany charakter praktykowania procedury wyborczej. I to zarówno w literze prawa, sprzecznej z jego duchem, jak i w sposobie jego funkcjonowania. Organizacja i przebieg wyborów pozostawia zbyt wiele faktów naruszających praworządność. Ponieważ dostarczono cały szereg kart nieprawidłowo spiętych lub wydrukowanych, trzeba było dodrukować inne karty. Następowała zatem w trakcie procesu wyborczego rotacja kart. Państwowa Komisja Wyborcza i prokuratura powinny ściśle kontrolować, ile kart stwierdzono nieprawidłowych i co z nimi zrobiono. Z kartami wyborczymi należy postępować jak z wydrukowanymi pieniędzmi, traktować je jako druki ścisłego zarachowania. Dziś do przestrzegania procedur wyborczych jest stosunek pełen nonszalancji. Bez szacunku dla głosu, który oddaje każdy obywatel, nie może być zdrowej demokracji.

Jak pokazują te wybory, w pewnych momentach karty z oddanymi głosami są traktowane jak makulatura. Taka demokracja to nie jest moja demokracja, ja się jej mocno sprzeciwiam.

Jak można byłoby poprawić procedurę sądowej kontroli procesu wyborczego?

– Wyjściem z tej bezskuteczności dla korygowania naruszeń demokracji w procesie wyborczym mogłoby być tylko zobowiązanie sądu rozpoznającego protesty wyborcze do zawiadamiania właściwych organów prokuratury o celowości wszczęcia postępowania przygotowawczego karnego w związku z możliwością dojścia do przestępstw przeciwko wyborom na podstawie okoliczności ujawnionych w proteście, a tego brak. Kodeks karny przewiduje w art. 248 par. 3, że kto w związku ze wszystkimi wyborami niszczy, podrabia dokumenty wyborcze czy też inne stany naruszeń, jak dopuszczenie się nadużycia przy przyjmowaniu lub obliczaniu głosów, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Inne przepisy mówią o naruszeniu wolnego od nacisków przebiegu wyborów i referendów, o naruszeniu przebiegu głosowania, o przekupstwie i oszustwach wyborczych. I to wszystko jest w kodeksie karnym kwalifikowane jako ścigane z urzędu przestępstwa. Przestępstwa te mogą być ścigane wprawdzie z urzędu, ale z zawiadomienia przez uprawniony organ o możliwości ich popełnienia. Stąd należy wszystkich tych, którzy składają protesty wyborcze, zobowiązać do składania stosownych wniosków do prokuratury.

Gdzie leży punkt ciężkości procesów, które doprowadziły do tak drastycznej i kompromitującej państwo skali naruszeń prawa wyborczego?

– Osłabienie moralności w wymiarze indywidualnym i publicznym rzutuje na sposób posługiwania się demokratycznymi procedurami wyborczymi. Z wyborów na wybory wzrasta poczucie bezkarności łamania rzetelnych reguł postępowania na poszczególnych etapach procesu wyborczego. Począwszy od dodrukowywania kart wyborczych, przez nonszalancki stosunek do prawa wyborcy przez nieuwzględnianie jego rzeczywistej woli w głosowaniu i niegodne postępowanie z oddanymi głosami. Ten stan rzeczy łamie gwarancję miarodajności wyniku wyborów. Świadczy o tym lawinowo rosnąca z wyborów na wybory liczba głosów kwalifikowanych z nie całkiem jasnych przyczyn jako nieważne. Blisko co piąty głos oddany w wyborach do sejmików wojewódzkich został zakwalifikowany jako nieważny. Tym samym podmiotowe prawo obywatelskie do pozytywnego kształtowania wyników głosowania członka wspólnot zostało złamane.

Brzmi trochę jak żart publikacja Wydawnictwa Sejmowego o wspaniałym tytule „Każdy głos się liczy”. Instrukcja wyborcza sobie, a praktyka sobie. Nie jest usprawiedliwieniem, że niedbale dobrany i kontrolowany system informatyczny źle zliczał głosy, zwłaszcza że treść protokołów komisji wyborczych kształtowały nie tylko dane z komisji, ale i włączane spoza puli głosujących w komisji. Z wolą lub bez woli komisji. System tak działa, jak go zorganizują decydenci, a porzekadło wskazuje, że „okazja czyni złodzieja”.

Co złożyło się na bierność, alienację znaczącej części wyborców?

– Politykę sprowadzono do brudnej gry interesów koteryjno-partyjnych, z taką demokracją bardzo trudno jest przekonać ludzi do aktywności. Wszystkie afery zostały zamiecione pod dywan i przykryte innymi faktami medialnymi. Ludzie śmieją się z jakiejkolwiek kontroli społecznej czy tego, czym jest państwo prawa. To kształtuje poczucie bezradności tych Polaków, którzy poważnie traktują politykę i państwo prawa. Nie możemy jednak opuszczać rąk, trzeba składać wnioski do prokuratury o ściganie nadużyć w wyborach jako przestępstwo. Nie można tak dalece niszczyć wartości, które stoją za demokracją.

A jak można je bronić i wzmacniać?

– Myślę, że gdyby PiS doszło do władzy, to jedną trzecią legislacji po 2006 trzeba by wyzerować i wrócić do prostych, jasnych reguł. Problem tkwi nie tyle w sile sprawczej treści samego prawa, ile w uwzględnianiu jego ducha. Nie można każdej drobnej dziedziny regulować dyrektywami, trzeba sięgać do całego systemu, łącznie z zakresem wartości konstytucyjnych i rzetelności funkcjonowania jednostki w organach władzy. Dzisiaj panuje powszechne przekonanie, że ludzie idą do władzy, aby się dorobić, a nie żeby służyć. Jest chora mentalność, chora edukacja, chore państwo i to nie jest problem tylko zmiany prawa, ale problem stosowania prawa, zgodnie z jego duchem i treścią, która jest zakotwiczona w hierarchii wartości, w zasadach, w uniwersalnym prawie naturalnym. Inaczej nasze sumienie społeczne będzie szwankować.

Czy można powiedzieć, że u podstaw dzisiejszych problemów z demokracją leży brak dekomunizacji skutkujący petryfikacją i dominacją PRL-owskich układów na wszystkich ważniejszych poziomach rzeczywistości?

– System znieprawienia ludzkiej mentalności i działalności rodem z PRL, przy braku przemiany tzw. elit władzy i rozluźnieniu odpowiedzialności za omijanie prawa dotyczy nie tylko beneficjentów w okrągłostołowych przemianach ustrojowych, ale szerokich rzesz społeczeństwa w Polsce. Skoro miernikiem tego, kim i czym się jest, ma być to, co się ma, a pierwszy milion można było bezkarnie ukraść, to drogowskazy rozstawione przez Jana Pawła II przestają wskazywać drogę. Etyczne wskazania ruchu „Solidarność” idą w zapomnienie, a polska tożsamość narodowa jest wytykana jako nienormalność. Na szczęście nie dla wszystkich. Z zaciśniętymi zębami, z wolą mocy musimy się zmagać z taką III RP.

Dziękuję za rozmowę.

Beata Falkowska
Nasz Dziennik, 6 grudnia 2014

Autor: mj