Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dziś zranienie, surowica w... listopadzie?

Treść

Lekarze alarmują: w Małopolsce brakuje surowicy przeciwtężcowej. Dla zarażonego pacjenta niepodanie surowicy we właściwym czasie może oznaczać wyrok śmierci.

Tężec jest ostrą chorobą zakaźną, rozpoczynającą się zakażeniem powstałym na skutek przedostania się drobnoustrojów przez zranioną skórę. W efekcie może dojść do napięcia i prężenia mięśni szkieletowych, co jest wywołane działaniem jadu (tetanospasminy) na ośrodkowy układ nerwowy.

Zakażeniem grożą najczęściej rany obszerne, kłute lub szarpane (jak np. przy pogryzieniu przez psa), ale przyczyna zakażenia może być banalna. Nawet małe zadrapanie czy choćby ukłucie się kolcem róży, który został zanieczyszczony ziemią i kurzem z zarodnikami tężca, może stać się przyczyną tej groźnej choroby. Wiadomo, że nie ma takiego skaleczenia, które nie mogłoby być jej przyczyną. Ponad 80 proc. przypadków tężca pochodzi z drobnych skaleczeń i otarć naskórka. Najwięcej zakażeń notuje się w miesiącach letnich i jesiennych, co jest związane z nasileniem prac polowych. Jak wskazują statystyki, większość chorych pochodzi z południowych regionów Polski.

Surowica przeciwtężcowa powinna więc być podawana w przypadku każdego skaleczenia. Dzieci i młodzież są chronione dzięki obowiązkowym (i bezpłatnym) szczepieniom przeciw tej chorobie. W wypadku ludzi dorosłych jest zalecane szczepienie się mniej więcej co 10 lat. - Teraz mamy sezon na wypadki w rolnictwie. Dziennie zgłasza się od kilku do kilkudziesięciu osób z ranami czy skaleczeniami - mówi chirurg dyżurny Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w szpitalu im. S. Żeromskiego. - Każdemu z nich powinniśmy podać surowicę przeciwtężcową, ale nie możemy tego robić, bo jej nie mamy.

W Szpitalu im. S. Żeromskiego jest tylko anatoksyna przeciwtężcowa - służąca do szczepień ochronnych - która sama nie zabezpiecza przed tężcem. Choremu powinno się podać równocześnie antytoksynę, czyli surowicę ochronną, zawierającą gotowe przeciwciała przeciw jadowi tężca.

- Profilaktyka tężca, czyli właściwe postępowanie z pacjentami zranionymi, polega przede wszystkim na niezwłocznym i dokładnym oczyszczeniu rany, zastosowaniu antybiotyków w niektórych przypadkach oraz uodpornieniu, czyli podaniu szczepionki i (lub) antytoksyny, czyli surowicy przeciwtężcowej. Czasami wystarczy podać tylko szczepionkę. Wiele zależy od tego, czy człowiek był szczepiony i jak dawno temu - mówi doc. Aleksander Garlicki, konsultant wojewódzki w dziedzinie chorób zakaźnych.

- Sytuacja jest dramatyczna. Pacjentom, którzy do nas przychodzą ze skaleczeniami nie podajemy nic, co by ich mogło uchronić przed tężcem, bo nic nie mamy - mówi chirurg ze szpitala MSWiA.

Lekarze podkreślają, że niezastosowanie profilaktyki przeciwtężcowej to dla pacjentów zarażonych tężcem wyrok śmierci. - Objawy tężca pojawiają się po kilku tygodniach. Jest to m.in. szczękościsk, trudności w połykaniu, napięcie mięśni szyi i karku oraz kończyn dolnych i brzucha. Charakterystyczne jest prężenie całego ciała. Te objawy są bardzo bolesne i mogą obejmować również mięśnie oddechowe. Tężec jest praktycznie nieuleczalny, a umiera się na niego w straszliwych męczarniach - mówi chirurg z SOR-u w szpitalu Żeromskiego.

Surowicy przeciwtężcowej brakuje już od dwóch miesięcy. - Apteki nie kupują surowicy przeciwtężcowej, ponieważ nie ma jej w hurtowniach. To Ministerstwo Zdrowia odpowiada za zaopatrzenie w surowicę. My mamy w sprzedaży tylko surowicę końską, której stosowanie jest trudniejsze - mówi Piotr Jóźwiakowski, prezes Okręgowej Rady Aptekarskiej w Krakowie.

Doc. Garlicki w hurtowni, która do tej pory sprowadzała surowicę ludzką, dowiedział się, że surowica ta jest obecnie w trakcie nowej rejestracji i będzie dostępna dopiero pod koniec listopada.

- Wystosowałem pismo do Ministerstwa Zdrowia oraz do wojewódzkiego inspektora farmaceutycznego, zwracając uwagę na poważny problem - wyjaśnia doc. Garlicki.

Jeśli jednak leku nie ma w magazynie, to nawet sto pism nie pomoże. Tym bardziej że jak dotychczas pozostają one bez odpowiedzi.

Co więc robić? Pozostaje jedno wyjście: zaszczepić się zanim dojdzie do nieszczęśliwego wypadku. Jak mówi dr n. med. Hanna Czajka, kierownik Centrum Szczepień przy Szpitalu Specjalistycznym im. Jana Pawła II, szczepionki są, ale za szczepienie odnawiające, które człowiek dorosły powinien wykonywać mniej więcej co 10 lat, trzeba zapłacić.

(AM,E)

"Dziennik Polski" 2005-09-15

Autor: ab