Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dymisja po skandalu

Treść

Osoby odpowiedzialne za zniszczenie rzeczy Tomasza Merty powinny ponieść surowe konsekwencje. A Radosław Sikorski jako szef resortu, w którym miało dojść do tak skandalicznych zachowań urzędników, zostać zdymisjonowany - uważają posłowie. Na wyjaśnienia w tej sprawie czekają też parlamentarzyści partii Sikorskiego.

W placówce podległej MSZ mogło dojść do zniszczenia rzeczy należących do Tomasza Merty. Sprawa miała być ukrywana przez pracowników resortu, zarówno przed rodziną Merty, jak i przed prokuraturą. Sprawę wczoraj opisał "Nasz Dziennik". Sposobem postępowania urzędników oburzony jest Zbigniew Girzyński (PiS), członek sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Jak zaznaczył, jeśli ustalenia "Naszego Dziennika" znajdą potwierdzenie w działaniach śledczych, będzie to oznaczać, że mamy do czynienia z "niewyobrażalnym barbarzyństwem". Poseł zapewnił, że w tej sprawie wystąpi z zapytaniem do ministra Sikorskiego. - Przyznam, że po stronie rosyjskiej spodziewałem się różnych barbarzyństw, jeśli chodzi o kwestie wyjaśnienia okoliczności katastrofy smoleńskiej. Nie miałem też złudzeń, że strona polska, rząd nie kwapi się, aby tę sprawę rzetelnie zbadać. Miałem jednak nadzieję, że w kwestii dowodów, pamiątek po ofiarach dopełniona zostanie taka elementarna staranność - zaznacza Girzyński. Osoba, która podjęła decyzję w sprawie zniszczenia tych rzeczy, powinna ponieść surowe konsekwencje, a kierownictwo resortu winno zapłacić dymisją ministra Sikorskiego. - To niewyobrażalne, by tego typu zdarzenia miały w ogóle miejsce, i wolałbym, jako Polak, aby doniesienia "Naszego Dziennika" się nie potwierdziły. W przeciwnym razie oznaczać to będzie, że resort spraw zagranicznych jest komórką nadającą się do gruntownej reorganizacji, a minister Sikorski powinien za ten stan rzeczy "zapłacić głową". Ze swej strony będę dopytywał ministra Sikorskiego o tę sprawę, chyba że wcześniej resort sam złoży w tym zakresie wyjaśnienia, które zaspokoją naszą dociekliwość - dodaje poseł.
Podobnie sprawę ocenił Arkadiusz Mularczyk (SP). - Jeśli doszło do zniszczenia rzeczy śp. Tomasza Merty, to oznacza, że mamy do czynienia z przestępstwem. To niewyobrażalne, że mogłoby do tego dojść w MSZ. Minister Radosław Sikorski musi koniecznie się do tego odnieść, sprawa powinna być zbadana, a winni surowo ukarani - podkreśla. W jego ocenie, osoby odpowiedzialne powinny zostać wskazane w postępowaniu karnym i doprowadzone przed sąd. - Tego typu działania, tak przynajmniej się wydaje, są działaniami podjętymi przez urzędników niższego szczebla i nie do końca skonsultowanymi z przełożonymi. Nie chce mi się wierzyć, by minister Sikorski decydował się na tego typu działania - zaznacza poseł. Jak przyznaje, zachowanie urzędników na pewno budzi poważne wątpliwości i świadczy o ich niskim poziomie profesjonalizmu. Mularczyk zapewnia, że będzie chciał, aby sprawę wyjaśnił minister Sikorski. - Jako członek sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych w najbliższym czasie zapytam ministra Sikorskiego czy też przedstawicieli MSZ o tę sprawę i zażądam wyjaśnień na piśmie tego, jak mogło dojść do sytuacji, w której na terenie placówki podległej MSZ doszło do zniszczenia rzeczy należących do jednej z ofiar katastrofy samolotu Tu-154M - podkreśla Mularczyk.
Dla Doroty Arciszewskiej-Mielewczyk (PiS) sposób postępowania z rzeczami po tragicznie zmarłym wiceministrze kultury jest dowodem na nonszalancję, arogancję, ignorancję urzędników państwowych, który odzwierciedla fikcję, jaką było prowadzone przez rząd śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej. - To przerażające, bo z kolejnych relacji, faktów dowiadujemy się, że niemal na każdym kroku mamy dowody ignorancji rządu. Dlaczego polski rząd się w ten sposób zachowuje? Dziwię się, że służby państwa polskiego funkcjonują w tak nieprofesjonalny sposób - zaznacza posłanka. Jak oceniła, jeśli tego typu działania były podejmowane za przyzwoleniem przełożonych, to bardzo źle świadczy to o resorcie. Ale również sytuacja, w której do zniszczenia rzeczy doszło na skutek braku kontroli nad podległymi ministrowi służbami, nie napawa optymizmem. - Nie chcę wysnuwać tu daleko idących wniosków, ale być może osoby podległe podejmowały takie działania z myślą o zabłyśnięciu przed przełożonymi, przypodobaniu się. To byłoby chyba najgorsze z możliwych rozwiązań, bo oznaczałoby, że państwo polskie nie funkcjonuje - dodaje. W jej ocenie fakt, że do MSZ trafiły tylko rzeczy wiceministra Tomasza Merty, świadczy też o wielkim bałaganie, braku odpowiednich procedur i nieporadności państwa polskiego. - Jak obywatele mają mieć zaufanie do swojego państwa, skoro w tak delikatnych przypadkach brakuje elementarnej staranności - podkreśla. Jak wskazała Arciszewska-Mielewczyk, takie działania są szczególnie dotkliwe dla bliskich zmarłego, którzy i bez tego typu przykrych doświadczeń przeżywają bolesne chwile.
Z dystansem do sprawy podchodzi Andrzej Halicki (PO). - Czekam na finał całego śledztwa. Czekam na wyjaśnienia prokuratury. Jeżeli ta ma jakiekolwiek wątpliwości, to musi je zbadać i do końca wyjaśnić. Także jeśli dotyczą one naszych placówek dyplomatycznych - mówi Halicki. Jak zaznaczył, w przypadku gdy informacje na temat nieprawidłowości działań urzędników znalazłyby potwierdzenie, to wówczas do osób nadzorujących pracę placówek należeć będzie wyciągnięcie odpowiednich wniosków. Podobnie Janusz Piechociński z koalicyjnego PSL oczekuje wskazania, kto i czego zaniechał oraz czyja bezduszność i bezmyślność doprowadziła do takich działań w MSZ. Poseł zaznacza, że nie rozumie takich zachowań, nie akceptuje ich i potępia je. - W tej sprawie nie może być niejasności. Jeśli taki fakt miał miejsce, to jest to godne potępienia. Po pierwsze, wszystko może służyć jako materiał dowodowy w śledztwie i przecież ze strony organów państwa były takie sygnały. Zatem każdy obywatel, a w szczególności urzędnik, powinien mieć to na uwadze. Po drugie, te materiały mają wielkie znaczenie dla bliskich. Obchodzenie się z nimi "jak z jajkiem" było moralnym obowiązkiem każdego obywatela - podkreśla.

Marcin Austyn

Nasz Dziennik Czwartek, 21 czerwca 2012, Nr 143 (4378)

Autor: au