Dwa miesiące na exposé
Treść
Prezydent Bronisław Komorowski potwierdził, że pierwsze posiedzenie Sejmu wyznaczy na 8 listopada. Zadeklarował też powołanie Donalda Tuska na szefa rządu. Według premiera, jego exposé może wypaść "na Świętego Mikołaja". Z ogłoszeniem informacji na temat kalendarza powoływania nowego rządu nie poczekał na Bronisława Komorowskiego i ubiegł głowę państwa, gdyż zwołał konferencją prasową w tej sprawie blisko godzinę wcześniej. Prezydent Komorowski, do którego kompetencji należy powołanie nowego szefa rządu, mógł co najwyżej wystąpić w roli potwierdzającego słowa premiera, iż nowy Sejm zwoła na pierwsze posiedzenie 8 listopada - a nie 26 października, jak anonsowano, tak aby maksymalnie odłożyć powstanie nowego rządu, a jednocześnie nie naruszać przepisów Konstytucji w tej sprawie. Komorowski potwierdził to, co chwilę wcześniej powiedział premier, iż w czasie konsultacji prowadzonych z szefami ugrupowań sejmowych usłyszał, że jest wola podtrzymania koalicji rządzącej PO - PSL. - Taką wolę zadeklarowali obaj liderzy formacji, co w zasadzie oznacza możliwość już budowania kalendarza, który ma doprowadzić do utworzenia nowego rządu - zaznaczył prezydent. Odwleczenie procesu tworzenia nowego gabinetu uzasadniane jest "dobrem polskiej prezydencji w Unii Europejskiej". Premier Donald Tusk ocenił, iż skorzystanie z maksymalnych terminów, jakie na sformowanie rządu po wyborach daje Konstytucja, pozwoli ministrom starego rządu pracować bez przeszkód w sprawach związanych z prezydencją. - Jeżeli wykorzystujemy pierwszy krok konstytucyjny, to najpóźniej 22 listopada powstanie nowy gabinet - poinformował premier. A za kolejne dwa tygodnie, czyli 6 grudnia, szef rządu może wygłosić w Sejmie exposé. - Exposé można się spodziewać w okolicach Świętego Mikołaja, ale nie, żebym jakiś wór prezentów przygotowywał - zastrzegł premier. Tusk tłumaczył, że takie rozwiązanie sprawy to pomysł Komorowskiego, który ocenił jako lepszy od swojego. Premier optował wcześniej za tym, aby głębszą rekonstrukcję rządu przeprowadzić dopiero w nowym roku, a do tego czasu pracować z Radą Ministrów w starym składzie. Zgodnie z Konstytucją prezydent zwołuje pierwsze posiedzenie Sejmu w ciągu 30 dni od dnia wyborów - 8 listopada br. upływa ostateczny termin zwołania posiedzenia. Nową Radę Ministrów prezydent powołuje natomiast w ciągu 14 dni od dnia pierwszego posiedzenia Sejmu, czyli najpóźniej 22 listopada bieżącego roku. Następnie premier w ciągu 14 dni od powołania na stanowisko przez prezydenta przedstawia Sejmowi program działania swojego rządu z wnioskiem o udzielenie Radzie Ministrów wotum zaufania - co oznacza, że premier Tusk powinien wygłosić exposé najpóźniej 6 grudnia.
Na temat maksymalnego odłożenia w czasie konstruowania nowego rządu pozytywnie wypowiedział się wczoraj także lider opozycji Jarosław Kaczyński. - Nie ma co robić zamieszania - stwierdził. Prezes PiS poinformował, że jego partia rozpatrywała wariant, by w przypadku przejęcia po wyborach władzy przez PiS pozwolić dokończyć prezydencję obecnemu rządowi.
Donald Tusk oficjalnie o nazwiskach nowych ministrów w swoim rządzie nie chciał mówić. Zadeklarował, że pierwszy pozna je Bronisław Komorowski. Krytycznie natomiast ocenił pomysł forsowany przez Janusza Palikota w sprawie powołania "rządu fachowców", nazywając taką inicjatywę "popiskiwaniem tych, którzy nie wygrali". Podkreślał, że jest w Sejmie większość, która poprze rząd. Również prezydent ocenił, iż nie ma uzasadnienia tworzenie "rządu fachowców", gdyż jest to co najwyżej pomysł na czasy kryzysu politycznego, gdy nie ma większości w Sejmie na powołanie rządu. Z premierem i prezydentem zgadzał się także prezes PiS. - Wybory wygrała Platforma. To powinien być rząd Platformy Obywatelskiej - dodał Kaczyński.
Awans Kopacz to kpina
Choć Donald Tusk nie podał nazwisk kandydatów na nowych ministrów, to już praktycznie jest przesądzone, że ministrem w rządzie Tuska nie będzie Ewa Kopacz. Premier ogłosił, iż jako szef Platformy zarekomenduje posłom obecną szefową resortu zdrowia na stanowisko marszałka Sejmu. Kopacz zastąpi Grzegorza Schetynę, który już po wyborach zdążył zadeklarować, iż chciałby nadal kierować pracami Sejmu. Czekać ma na niego propozycja pracy w rządzie, gdzie premier miałby kontrolę nad poczynaniami Schetyny, knującego podobno za plecami przeciw Tuskowi. Oprócz Kopacz - jako marszałka - do prezydium Sejmu w roli wicemarszałków mieliby wejść: Eugeniusz Grzeszczak (PSL), Wanda Nowicka (Ruch Palikota) i dotychczasowy wicemarszałek Marek Kuchciński (PiS). Jarosław Kaczyński zadeklarował wczoraj, że będzie rekomendował swoim posłom ponowne wskazanie Kuchcińskiego jako kandydata PiS na wicemarszałka, sam tonem niecierpiącym sprzeciwu stwierdził, iż "w tej sprawie ma dużo do powiedzenia". Kaczyński bardzo krytycznie ocenił natomiast kandydaturę Ewy Kopacz. Prezes PiS zaznaczył, że na stanowisku marszałka Sejmu powinna być osoba "o tendencjach koncyliacyjnych". Tych jednak - jego zdaniem - Ewie Kopacz brakuje. Jarosław Kaczyński przypomniał w tym kontekście wypowiedź minister zdrowia z poprzedniej kadencji, która swoich antagonistów ze środowiska politycznego nazwała "hienami cmentarnymi próbującymi ugrać swój polityczny interes na służbie zdrowia". Ocenił, że to jedna z najbardziej drastycznych, jeśli nie najdrastyczniejsza wypowiedź z tych wszystkich, które padały w trakcie "wojny polsko-polskiej". Według prezesa PiS, awans dla minister zdrowia, jakim byłoby objęcie stanowiska marszałka Sejmu, jest też kpiną ze społeczeństwa. - Pozwolę sobie stwierdzić, że pani minister była fatalnym ministrem zdrowia. A jej wypowiedzi tego typu, że polska służba zdrowia jest dobra, czego najlepszym dowodem są ogromne kolejki, bo ma szeroką ofertę, a jakby nie było oferty, to nie byłoby kolejek, na pewno przejdzie do historii. Tylko to chyba nie będzie dobra historia. Ten awans będzie po prostu kpiną ze społeczeństwa, kpiną z chorych - stwierdził Kaczyński. Donald Tusk nie potwierdził wczoraj spekulacji, iż Ewę Kopacz zastąpi w resorcie zdrowia Bartosz Arłukowicz. Kaczyński zaznaczył, że ta kandydatura go trochę bawi. - Przystojny mężczyzna, paniom może się podobać - ocenił prezes PiS.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik Piątek, 14 października 2011, Nr 240 (4171)
Autor: au