Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Drogowy dramat Tuska

Treść

Były mapy gęste od dróg i autostrad, którymi kibice mieli się przemieszczać pomiędzy miastami gospodarzami Euro 2012; masa - pozwalających zdobywać sympatię wyborców - obietnic, że przed przyjezdnymi kibicami będziemy mogli pochwalić się nowoczesnymi autostradami; hasła "Nie róbmy polityki, budujmy Polskę". Dziś, w przededniu rozpoczęcia piłkarskich mistrzostw Europy, premier Donald Tusk może ogłosić infrastrukturalną klapę swojego rządu na całej linii, a do rangi sukcesu podnoszona jest przez rządzących obietnica możliwości wpuszczenia kierowców na plac budowy jednej z niedokończonych autostrad choćby już podczas trwania imprezy.
Premier Donald Tusk w ubiegłym tygodniu wizytował miasta gospodarze Euro 2012 - nad obiecaną na Euro, a niedokończoną autostradą polatał sobie śmigłowcem, od swoich ministrów odebrał meldunki o gotowości kraju na przeprowadzenie mistrzostw Europy i ogłosił: "Dramatu nie będzie", nawet jeśli "nie wszystko w stu procentach zagra, jeśli chodzi o infrastrukturę i organizację" - suflował społeczeństwu szef rządu podczas swojej wycieczki do Poznania.
Rzeczywiście, gorzej niż jest obecnie z infrastrukturą, która miała powstać przed Euro 2012, obiecywaną przez rządzącą piąty rok Platformę Obywatelską, nie będzie. Już co najmniej od kilku miesięcy było wiadomo, że z wielkich planów, których roztaczaniem premier zyskiwał u wyborców sympatię, wybudowania szeregu dróg ekspresowych i autostrad jeszcze przed Euro 2012 niewiele wyniknie. Rządowi Donalda Tuska zgubiła się gdzieś planowana droga ekspresowa z Wrocławia do Poznania, nie pojedziemy autostradami A1 czy w stronę granicy z Ukrainą, w kierunku Lwowa, autostradą A4. Do rangi sukcesu rząd Donalda Tuska próbuje w oczach społeczeństwa podciągać teraz możliwość wpuszczenia samochodów na będącą w trakcie budowy autostradę A2 między Łodzią a Warszawą, nawet jeśli to się nie stanie "za pięć dwunasta", choćby już podczas trwania imprezy piłkarskiej.
W sytuacji gdy Donald Tusk ze swoim rządem kompromitująco przegrał przygotowania infrastruktury drogowej do Euro na całej linii, premierowi nie pozostało nic innego jak tylko zwrócić się do społeczeństwa i zaapelować o serdeczność i gościnność wobec przyjezdnych kibiców. - Wszystko to możemy nadrobić serdecznością, sympatią wobec tych, którzy do nas przyjadą. (...) Jestem przekonany o tym, że Polacy naprawdę będą potrafili pokazać to, co mamy najlepszego - w sercu, w umysłach - i że te setki tysięcy kibiców turystów wyjadą z Polski z takim przekonaniem, że Polska to jest piękne miejsce na ziemi wspaniałych ludzi, gdzie warto żyć i przyjeżdżać ponownie - mówił w sobotę w Gdańsku szef rządu. Sam bowiem - pokazując po raz kolejny, że najmocniejszy jest "w gębie", czyli w składaniu obietnic, których nie dał rady bądź nie miał zamiaru dotrzymać - nie jest już w stanie, wobec takiej kompromitacji, nic zrobić.
Jeśli coś idzie nie tak, dla propagandowego przekazu ekipy Donalda Tuska ważne jest wskazanie jakiegoś winnego. Gdy dowiedzieliśmy się, że nie uda się dokończyć przed Euro 2012 zapowiadanych autostrad, tymi winnymi nie byli wcale: premier Tusk, minister transportu Sławomir Nowak czy choćby jego poprzednik - Cezary Grabarczyk, który chyba w nagrodę za 4 lata rządów w polskiej infrastrukturze otrzymał w nowej kadencji spokojne, ale i eksponowane stanowisko wicemarszałka Sejmu. Tymi winnymi okazywały się - co słyszeliśmy od ministra Nowaka - deszcz na placu budowy, powodzie czy archeolodzy prowadzący wykopaliska. A co może zepsuć Euro? Wcale nie rozkopane drogi, zakorkowana i sparaliżowana komunikacyjnie stolica, lecz - jak ogłosił w ubiegłym tygodniu premier - prawdziwym zagrożeniem jest "zły nastrój niektórych rodaków" i "profesjonalna grupa malkontentów".

Artur Kowalski

Nasz Dziennik Wtorek, 22 maja 2012, Nr 118 (4353)

Autor: au