Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Drobne gesty to za mało

Treść

- Chwalimy się zabytkami, ale tak naprawdę nadal nie są zrealizowane postulaty admirała Unruga, który chciał poznać tę prawdę historyczną dotyczącą jego podwładnych - mówi poseł Opioła. - Łatwiej jest pokazywać sprzęt wojskowy i robić parady, a trudniej rozwiązać te problemy od dawna nierozwiązane - dodaje.
W defiladzie historycznej, która z okazji Święta Niepodległości odbędzie się w Warszawie, zostanie zaprezentowana limuzyna Polski Fiat 518, która należała do dowódcy polskiej floty adm. Józefa Unruga. Samochód, jedyny ocalały egzemplarz z przedwojennej floty rządowej, będzie po raz pierwszy zaprezentowany szerszej publiczności. Po rekonstrukcji dwa lata temu przez kilka miesięcy był prezentowany w Muzeum Motoryzacji w Miluzie, a następnie w Szwajcarii w Gstaad oraz na wielkiej światowej wystawie w Baden-Baden.
- MON ma różnego rodzaju instytucje, które w jakiś sposób mogłyby się zająć poszukiwaniem różnych niezałatwionych spraw, uczulać na nie szefa MON. Na przykład gdy była ekshumacja gen. Sikorskiego, to dowiedzieliśmy się, że nie został pochowany w mundurze. Niby symboliczna sprawa, ale pokazująca, że nie umiemy uhonorować swoich bohaterów - stwierdza Opioła.
- Skoro zapominamy o swoich bohaterach, to potem nie możemy się dziwić, że ta pamięć historyczna w młodym pokoleniu nie jest kultywowana, jeśli nie jest to realizowane na co dzień, jak to robią inne narody - podkreśla. - Akurat ten rząd w tym dominuje, nieraz się okazuje, że resort MON nie wystawił przy jakiejś okazji asysty wojskowej, gdzie indziej nie było przedstawicieli resortu - wskazuje.
Rodzina bohaterskiego obrońcy Helu adm. Unruga chciałaby sprowadzenia jego prochów do Polski. Zwraca jednak uwagę, że do tej pory nie odnaleziono szczątków jego towarzyszy broni, jak np. kontradmirała Zbigniewa Przybyszewskiego, zamordowanych w okresie stalinowskim.
Unrug, umierając we Francji, chciał się znaleźć na polskiej ziemi tylko w razie uhonorowania także jego podwładnych dotkniętych represjami w okresie stalinowskim. Syn wiceadmirała, Horacy Unrug, już wiele lat temu, powołując się na ostatnią wolę ojca, sformułował pewne warunki przeniesienia prochów do Polski.
- Honor marynarki został splamiony przez nieodwracalny krok mordu sądowego popełniony na wychowankach, byłych podwładnych admirała, współobrońcach Helu. Tego admirał nigdy nie zapomniał - mówił syn Unruga. - Zgodnie z jego wolą i honorem powrót, oficjalny pogrzeb w Polsce, jest jedynie możliwy, jeśli uprzednio lub równocześnie zostaną podobnie uczczeni jego koledzy, oficerowie Marynarki Wojennej RP, którzy niewinnie straceni lub zmarli w więzieniu, a następnie pośmiertnie zrehabilitowani, mają prawo do pamięci Narodu - podkreślał.
Wie o tych warunkach obecne kierownictwo Marynarki Wojennej. Jej szef, którym od 2010 roku jest admirał Tomasz Mathea, przebywając we Francji na początku października br., złożył wieniec na grobie Unruga i spotkał się z jego synem Horacym.
Jak zapewnia dr Witold Mieszkowski, syn komandora Stanisława Mieszkowskiego, powojennego dowódcy floty i jednej z ofiar represji stalinowskich, władze marynarki są zdecydowane zrealizować wolę Unruga. Ale nie wszystko zależy od nich.
- Inicjatywy wojska, Marynarki Wojennej, są rzeczywiście intensywne, ale w tym względzie od tych instytucji niewiele zależy - zaznacza Mieszkowski. - Prochy adm. Unruga na pewno będą sprowadzone, oczywiście kiedy będzie ekshumacja zwłok jego podwładnych - dodaje.
Inicjatywa leży teraz po stronie Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz Instytutu Pamięci Narodowej. Od kilku miesięcy instytucje te zapowiadają rozpoczęcie prac na Łączce na Powązkach, gdzie mają spoczywać przedwojenni oficerowie marynarki.
- Naciskam mocno w tej sprawie, i tak są spóźnieni miesiąc, ale na razie są podejmowane ruchy pozorowane - ocenia Mieszkowski.
Jak informuje nas rzecznik IPN Andrzej Arseniuk, pod koniec tygodnia ma się odbyć spotkanie szefów ROPWiM, IPN oraz resortu sprawiedliwości w sprawie prac na Powązkach. - Będziemy o jego wynikach informować - zapewnia.

Zenon Baranowski

Nasz Dziennik Poniedziałek, 7 listopada 2011, Nr 259 (4190)

Autor: au