Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dorwać IPN

Treść

PO nie ma zamiaru zmieniać ustawy o IPN i nie poprze inicjatyw w tej sprawie podejmowanych przez inne kluby parlamentarne - mówił wczoraj w "Sygnałach dnia" wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego PO Jarosław Gowin. Z kolei politycy PSL potwierdzili, że już trzy tygodnie temu wystąpili do ekspertów o dokonanie analiz prawnych pod kątem sprawdzenia, czy ustawa nie narusza "godności człowieka", a działania te - ich zdaniem - przypadkowo "zbiegły się" ze sprawą Wałęsy. Dyskusję na temat ewentualnych zmian dotyczących funkcjonowania IPN wywołała publikacja książki historyków Instytutu, Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, pt. "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii", według której Lech Wałęsa w początkach lat 70. był agentem SB o kryptonimie "Bolek". W poniedziałek trafiła ona do księgarń. - Z jednej strony mówi się, że publikacja, która nie podoba się pewnej grupie osób, nie powinna być finansowana ze środków publicznych, a z drugiej strony słyszymy, że ponieważ dotyka postaci znanej i symbolicznej, należy zmienić ustawę, która by uniemożliwiała tego typu publikacje. Wszelkie prace naukowe są finansowane ze środków publicznych. Jeśli weźmiemy np. wydawnictwa uniwersyteckie i wyobrazimy sobie, że komuś nie podoba się jakaś publikacja naukowa i w związku z tym proponuje zmiany w ustawie o finansowaniu uniwersytetów, aby to uniemożliwić, to słuszne byłoby wówczas oburzenie, że dokonuje się zamachu na wolność nauki. W tym wypadku mamy do czynienia z olbrzymią emocjonalną nagonką i pomysłem niektórych posłów dotyczącym zmiany ustawy o IPN, aby nie można było publikować niewygodnych książek. Jest to pomysł rodem z epoki totalitarnej. A wolność nauki to podstawa naszej cywilizacji - uważa dr Mieczysław Ryba z Kolegium IPN. Zapytany, czy krytyczna reakcja polityków PO, SLD, PSL, dawnej UW, na tę publikację może być interpretowana jako nacisk na historyków, nie tylko z IPN, aby nie próbowali więcej publikować podobnych książek dotyczących dawnych opozycjonistów z okresu PRL i uchodzących za tzw. autorytety w środowiskach lewicowo-liberalnych, stwierdził: - Trudno powiedzieć, jakie są intencje tych polityków. Jeśli właśnie takie, to należy je ocenić negatywnie, bo nie na płaszczyźnie nacisków powinna rozstrzygać się dyskusja. Taki kontekst różnych krytyków medialnych w stosunku do autorów książki nie ma charakteru merytorycznego, ale bardzo często emocjonalny, w postaci bardzo daleko idących inwektyw, które być może mają na celu zniechęcenie ewentualnych innych autorów, którzy mieliby zamiar podejmować trudne tematy i próbować je rozwikłać na płaszczyźnie prawdy, nieraz może niewygodnej dla liberalnych i medialnych autorytetów. Próba zamykania ust Jarosław Gowin dementował wczoraj wypowiedź innego polityka PO, Grzegorza Dolniaka, który zapowiadał przedwczoraj, że jego partia nie wyklucza zmian w ustawie o IPN, aby uniknąć angażowania "politycznego" Instytutu. Jednak od takich działań odciął się Gowin. - Nie tylko nie podejmiemy żadnych inicjatyw w tej sprawie, ale też nie przyłączymy się do inicjatyw innych klubów - podkreślił w "Sygnałach dnia". Z kolei politycy PSL potwierdzili, że wystąpili już trzy tygodnie temu o ekspertyzy prawne m.in. w sprawie ustawy o IPN i ustaw dotyczących lustracji, aby sprawdzić, czy nie uderzają one w "godność człowieka". Szef klubu PSL Stanisław Żelichowski wyjaśniał, że sprawa byłego prezydenta Wałęsy pojawiła się w międzyczasie i "to się zbiegło z ekspertyzami" złożonymi przez PSL, ale tych spraw - zdaniem Żelichowskiego - nie należy łączyć. Po otrzymaniu ekspertyz politycy PSL mają się zastanowić, jak zmieniać prawo. Prezes PiS Jarosław Kaczyński stwierdził, że takie działania "to próba zamknięcia ust tym, którzy chcą mówić prawdę". Podobnego zdania jest dr Mieczysław Ryba. - W książce są zawarte tezy polityczne, ale nie w znaczeniu polityki bieżącej, ale w znaczeniu historycznym, a więc jest tam krytyka dokumentów, które były wytworzone w czasach komunistycznych. Zarzuty, które się pojawiają, że książka była wydana na zamówienie polityczne, są niezasadne. Takich książek nie pisze się z dnia na dzień, ale jest to wieloletnia żmudna praca i historycy ci taką pracę wykonali. Jeśli ktoś próbowałby przewidywać kilka lat temu pewne konfiguracje polityczne dotyczące dzisiejszej sytuacji i zakładałby, że książka będzie właśnie teraz potrzebna, to są to zarzuty zupełnie irracjonalne. Ktokolwiek zna warsztat pracy historyka, ten wie, że jest to żmudne badanie i poszukiwanie źródeł, co jest bardzo czasochłonne i nie może być pisane na zamówienie - zauważył historyk. Także wczoraj minister z Kancelarii Prezydenta Michał Kamiński ustosunkował się do poniedziałkowej wypowiedzi premiera Donalda Tuska, według którego w 1991 roku Jarosław Kaczyński miał zaproponować obozowi politycznemu Tuska przejęcie odpowiedzialności za sprawy gospodarcze w rządzie Jana Olszewskiego w zamian za odsunięcie ówczesnego prezydenta Wałęsy od władzy. Kamiński nazwał tę wypowiedź próbą odwracania uwagi od sprawy "Bolka". - Dlaczego Donald Tusk po tylu latach to dopiero ujawnia? - pytał wczoraj Kamiński. Jego zdaniem, obecny premier miał wiele okazji w ciągu minionych lat, aby ujawnić tę sprawę, "a ujawnia to dopiero teraz". Podkreślił także, że jest mało prawdopodobne, aby taka propozycja ze strony braci Kaczyńskich mogła paść, bo partia Tuska "realizowała straszliwy program dla polskiej gospodarki". - To jego sławne powiedzenie, że przedsiębiorstwa można prywatyzować nawet za pół darmo, bo są nic niewarte, to są słowa, które warto pamiętać - mówił Kamiński. Paweł Tunia "Nasz Dziennik" 2008-06-25

Autor: wa