Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dola dla prezydenta

Treść

Dwaj byli prezesi spółek miejskich oskarżyli byłego prezydenta Wałbrzycha Piotra Kruczkowskiego o wymuszanie haraczy i działalność quasi-mafijną. Pieniądze z rocznych premii i nagród oraz pensji członków zarządów miały zasilać fundusz wyborczy Platformy Obywatelskiej. Jeśli ktoś nie chciał płacić, prezydent miał grozić zwolnieniem ze stanowiska.
Wyprowadzane z miejskich spółek pieniądze miały zasilać m.in. fundusz wyborczy Zbigniewa Chlebowskiego i senatora Romana Ludwiczuka. Prawdopodobnie z pieniędzy zdobytych w ten sposób w 2010 r. kupowano głosy na kandydata Platformy.
Choć w Wałbrzychu Piotr Kruczkowski nie jest już prezydentem miasta, to nie koniec kryminalnych historii związanych z wałbrzyskim samorządem, który od jesieni wstrząsany jest nowymi skandalami. Kruczkowski podał się do dymisji po tym, jak wałbrzyski sąd przyznał, że wybory w mieście zostały sfałszowane, a część głosów dla niego po prostu kupionych. Jednym z organizatorów procederu był radny Platformy Obywatelskiej. Tymczasem kolejne skandale wychodzą na jaw. Pod koniec lipca do świdnickiej prokuratury wpłynęły dwa zawiadomienia o przestępstwie. Ich treść jest szokująca.
Pierwsze doniesienie do świnickiej prokuratury złożył Wojciech Czerwiński, były już wiceprezes ds. technicznych w Miejskim Zarządzie Budynków w Wałbrzychu. To jedna z miejskich spółek, która zajmuje się zarządzaniem gminnymi nieruchomościami. Według niego, Kruczkowski, mając wpływ na obsadę personalną wałbrzyskich spółek oraz wysokość przyznawanych nagród, miał żądać oddawania mu jednej trzeciej premii. Tym samym miał uzależniać dalsze pozostawanie na danym stanowisku od spełniania tego nieformalnego obowiązku. Czerwiński oświadczył w piśmie skierowanym 22 lipca do prokuratury, że na przełomie września i października 2010 r. Kruczkowski, wówczas prezydent Wałbrzycha z ramienia Platformy Obywatelskiej, zażądał od niego, jako wiceprezesa spółki miejskiej MZB, 7 tys. zł, a więc około trzeciej części kwoty premii za 2009 rok. Czerwiński potwierdza, że według jego wiedzy, taki haracz był zbierany również od szefów innych miejskich spółek, i to od dawna. Kruczkowski tłumaczy, że przygotowując się do kampanii, prosił jedynie o wsparcie osoby prywatne, swoich przyjaciół i znajomych, i wszystko było zgodne z przepisami. - Wielu z moich przyjaciół i znajomych z różnych powodów odmówiło mi pomocy. Nigdy z tego powodu nie czyniłem nikomu żadnych wyrzutów - tłumaczy były prezydent Wałbrzycha. Były wiceszef MZB potwierdza, że nagrał rozmowę z Kruczkowskimi i chce ją przedstawić w prokuraturze. Według jego wiedzy, po raz pierwszy Piotr Kruczkowski jako prezydent Wałbrzycha miał zażądać pieniędzy jeszcze w 2004 roku. Wtedy miało to być około 500 zł miesięcznie od każdego członka zarządu. Według Czerwińskiego, przez te lata płacili niemal wszyscy. - Znamienne jest to, że Piotr Kruczkowski niczym "gangster" osobiście odwiedzał większość członków zarządu w miejscach i godzinach ich pracy i osobiście odbierał haracz - relacjonuje były wiceprezes MZB. Jeśli ktoś się opierał, ten miał dawać mu do zrozumienia, że "może tego pożałować", a więc stracić intratną posadę. Tym bardziej że Wałbrzych i okolice to obszar o dużym bezrobociu, przeciętnych perspektywach zawodowych i cywilizacyjnej zapaści. Zdaniem Czerwińskiego, postawienie się prezydentowi miało być powodem tego, że stracił stanowisko.
Drugie zawiadomienie o przestępstwie wpłynęło od Ireneusza Zarzeckiego. Ten jeszcze kilka tygodni temu był prezesem Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego. Wciąż pełni funkcję radnego w powiecie wałbrzyskim z ramienia Platformy Obywatelskiej. O jego nieoczekiwanym zwolnieniu zadecydował nowy szef spółki Andrzej Kosiór. Stało się to po tym, jak wyszło na jaw, że z kasy MPK zniknęło prawie pół miliona złotych. Zarzecki skarży się do prokuratury nie tylko na byłego prezydenta Kruczkowskiego, ale również byłego senatora PO Romana Ludwiczuka, wiceszefową klubu parlamentarnego Platformy Katarzynę Mrzygłodzką (ma być liderką na liście Platformy w okręgu wałbrzysko-świdnickim), jedną z dotychczasowych liderek wałbrzyskich struktur partii Barbarę Grzegorczyk oraz byłego posła PO Zbigniewa Chlebowskiego. Ten ostatni to - jak wiadomo - jedna z głównych postaci, która przewinęła się w aferze hazardowej.
Według Zarzeckiego, w latach 2005-2011 cała grupa "na zlecenie Piotra Kruczkowskiego" przymuszała go do przekazywania pieniędzy ze spółki MPK na cele związane z funkcjonowaniem Platformy Obywatelskiej i wyprowadzania pieniędzy ze spółki ze szkodą dla niej. Co najmniej od 2005 r. prezes Zamku Książ Barbara Grzegorczyk miała zbierać po 500 zł - jak napisał Zarzecki - "comiesięcznej doli" dla prezydenta. Podobny mechanizm stosował senator Roman Ludwiczuk, który "zbierał od radnych i funkcyjnych po 400, te pieniądze zbierał starosta Augustyn Skrętkowicz" - napisał były prezes MPK do prokuratury. Każdego roku w tych spółkach miejskich, gdzie przyznawane były roczne nagrody, "obowiązkiem nagrodzonego było odpalić 1 lub 1,5 pensji netto w zależności, czy obdarowany dostał 2 lub 3 pensje nagrody". Zarzecki ujawnia, że pieniądze na konto wyborcze Platformy Obywatelskiej przelewał z prywatnego konta w Banku Zachodnim WBK. Wypłacał je również z kasy spółki MPK i przekazywał gotówkę m.in. prezydentowi Kruczkowskiemu. Potem większe kwoty były przekazywane innym osobom, które wpłacały je na fundusz wyborczy Platformy.
Kilka razy w roku w Międzyrzeczu lub w pensjonatach w Walimiu miały się odbywać szkolenia, podczas których opracowywano strategie wyborcze, ich kosztorysy i koncepcje. - Pieniądze zbierał Robert Hajdas, który robił za skarbnika, i później rozdzielał, kto i ile ma wpłacić na konto wyborcze PO - relacjonuje były prezes wałbrzyskiego MPK. Jak tłumaczy, zadaniem każdego szefa spółki było oddanie części własnych pieniędzy na każde wybory. Zarzecki twierdzi, że musiał "znaleźć" na kampanię Zbigniewa Chlebowskiego 30 tys. zł, które przekazał posłance Mrzygłodzkiej w trakcie imprezy w restauracji Legenda w Szczawnie-Zdroju. W innych terminach miał jej przekazać jeszcze około 50-70 tys. w kilku kolejnych transzach. Senator Ludwiczuk miał uzyskać w ten sposób od szefa MPK około 40-50 tysięcy złotych. - Najwięcej zagarniał Piotr Kruczkowski, który jasno mówił, że jak jego nie będzie w ratuszu, to i nas pozamiatają - informuje Zarzecki i ocenia, że na jego kampanie wyborcze wydał z kasy spółki ponad 200 tys. zł "w ciągu kilku lat, w wielu transzach i okazjach".
Zarzecki mówi, że od pewnego czasu spotyka się z groźbami i szykanami ze strony swoich byłych kolegów. "Obawiam się o swoje zdrowie, proszę o szczególny nadzór nad śledztwem i żeby przesłuchania nie odbywały się na terenie Wałbrzycha" - napisał w zawiadomieniu były prezes MPK.
Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik 2011-08-02

Autor: jc