Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Do kogo z kleszczem

Treść

Sądeczanin zgłosił się do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego z kleszczem w nodze. Nie został tam jednak przyjęty, odesłano go na dyżur do jego macierzystej przychodni. - Nie wiem, czy tak być powinno, że odsyła się pacjenta do kogoś innego - zastanawia się nasz Czytelnik. - 39 lat płacę na fundusz zdrowia, bo przecież mi się potrąca składkę, a w zamian za to nie chce mi się w szpitalu udzielić wsparcia. Pojechałem więc do swojej polikliniki, gdzie kleszcza mi usunięto, ranę odkażono, przepisano odpowiednie lekarstwa, bo przecież wiadomo, że taka przygoda może się skończyć powikłaniem w postaci kleszczowego zapalenia opon mózgowych. Dyrektor sądeckiego szpitala Artur Puszko nie ma wątpliwości: - Oddział Ratunkowy, jak sama nazwa wskazuje, jest od ratowania ludziom życia. I to właściwie powinno wystarczyć za moją odpowiedź. Od roku 1999, czyli od reformy służby zdrowia, takie interwencje należą do obowiązków lekarzy rodzinnych, także w soboty i niedziele. Dlatego uważam, że zachowanie pracowników SOR było prawidłowe. Oczywiście, można zadać takie pytanie: skoro lekarz był wolny, czemu tego kleszcza nie wyciągnął? Wszak to bardzo prosty i szybki zabieg. Niby tak, ale rzecz w tym, że za tego rodzaju przypadki pieniądze bierze podstawowa opieka zdrowotna, czyli przychodnie. (PG) "Dziennik Polski" 2007-10-11

Autor: wa